Historia „Gazety Tczewskiej” w dużej mierze związana jest z pracą jej redaktorów naczelnych. Zmieniała się gazeta, jedni szefowie odchodzili, pojawiali się nowi (naliczyliśmy ich dwunastu). Ten sam był zawsze tytuł, który przetrwał już ćwierć wieku.
Konspiracyjne początki
- Nasze nietypowe kolegia redakcyjne zaczynaliśmy w obawie, czy ktoś nie przyprowadził ze sobą „ogona” – w postaci agenta SB - wspomina Czesław Czyżewski, jeden z założycieli podziemnej „Gazety Tczewskiej” zarazem jej redaktor naczelny. - Tworzyliśmy gazetę, publikującą informacje z Tczewa i z terenu Trójmiasta, ale również najgłośniejsze wydarzenia z całego kraju. Takie jak np. śmierć Grzegorza Przemyka – 19-letniego licealisty zamordowanego w Warszawie. Na pierwszą stronę staraliśmy się dawać coś związanego z ważnymi rocznicami. Szczególnie istotne było informowanie na bieżąco o prześladowaniach działaczy, opisywanie represji stosowanych wobec opozycji, głośnych aresztowaniach. Redagowanie pisma było wspólne. Materiały spływały do nas różnymi kanałami poprzez podziemną siatkę.
„Gazeta Tczewska” nie ograniczała się do opisywania zdarzeń, ale organizowała także różne antyreżimowe akcje. Jedną z nich było wzywanie do bojkotu wyborów. Decyzja o tym była podjęta przez władze podziemne, Komitet Koordynacji Społecznej „Solidarność” Ziemi Tczewskiej. „GT” czynnie poparła tę decyzję.
- Najważniejsze dla nas były aktualności. Informacje wcześniej sprawdzaliśmy, by nikogo niepotrzebnie nie narazić na prześladowania. Teksty publicystyczne ukazywały się w całości, bez żadnych zmian. Niezależną informację mieszkańcy otrzymywali od nas albo z Radia Wolna Europa. Czasem RWE cytowało informacje pochodzące od nas.
W tym czasie nie było miejsca na tzw. luźniejsze materiały. Każda kartka była na wagę złota.
Odważnie o problemach
Po trudnym okresie lat 80. „Gazeta Tczewska” utrzymała się na rynku. Po „okrągłym stole” był to w rejonie tczewskim główny tytuł lokalny. W tym czasie gazetę prowadził red. Krzysztof Myjkowski. Wspomina on, że wtedy najważniejsze było zachowanie wolnościowego charakteru gazety.
- To był zarazem najtrudniejsze. Gdyby gazeta stała się laurką, stracilibyśmy zaufanie czytelników i pismo przestałoby się sprzedawać. Pisanie tendencyjne i nieprawdziwe nie przysłużyłoby się gazecie. Ludzie kupowali nas w dużym nakładzie. Mogliśmy żyć z samej sprzedaży, niekiedy rezygnując z zamieszczania reklamy jakiegoś urzędu. Lokalni politycy doszukiwali się w czyim interesie była dana krytyka. Jeżeli mieliśmy informację o kupowaniu głosów przez konkretny klub regionalny i były na to dowody, to czemu nie mielibyśmy o tym napisać?
„Złoty” okres
Najpierw gazeta liczyła osiem stron, a nakład 5-7 tys. egzemplarzy, ze sprzedażą ok. 4 tys. Po 1996 r. nakład wynosił już 17,5 tys. egz., sprzedaż była bardzo duża.
- Wtedy był zupełnie inny rynek prasy – ocena Krzysztof Myjkowski. - Nie było bogatych Niemców i Norwegów, co było ułatwieniem. „GT” postrzegano jako pismo opiniotwórcze, przez co tygodnik miał zarówno przeciwników, jak i zwolenników. „GT” była obiektywna, ale nie zawsze wychodziło to na dobre dziennikarzom. Niektórzy chcąc zmienić pracę nie mogli znaleźć nowej... Mieliśmy dwie sprawy w sądzie. Przyszło mi bronić swojego tekstu o konflikcie między rolnikami z Niziny Walichnowskiej, a władzami Gniewu. W sądzie wystarczył mi materiał zebrany na potrzeby artykułu.
„Tczewska” w każdej rodzinie
Krzysztofa Myjkowskiego na stanowisku red. naczelnego w 1998 r. zastąpiła red. Małgorzata Mykowska-Kupper (obecnie pracownik biura promocji Urzędu Miejskiego). W sumie w „GT” przepracowała 5 lat na różnych stanowiskach. - Prowadziłam gazetę w okresie dużego bezrobocia – mówi Małgorzata Mykowska. – Wobec tego zamieszczaliśmy informacje przydatne w poszukiwaniu pracy. Jak w każdej gazecie nie mogło zabraknąć bieżących informacji. Oprócz tego zamieszczaliśmy wywiad tygodnia i porady prawne. Mieliśmy dosyć duży nakład. Szacowaliśmy, że statystycznie „GT” obecna była w każdej tczewskiej rodzinie. Ludzie dzwonili ze swoimi problemami, odwiedzali nas w redakcji.
„GT” dała się poznać jako wędrująca po całym Tczewie. Gdy redaktorem naczelnym była M. Mykowska redakcja mieściła się w budynku Starostwa przy ul. Łaziennej, a następnie przy ul. Mickiewicza. Przedtem siedzibą tytułu była także dawna Chińska Restauracja (obecnie budynek jest ruiną), a niedawno ul. Gdańska. W tej chwili redakcja znajduje się w biurowcu Wydawnictwa Pomorskiego przy ul. Kwiatowej 11.
Na wolnym rynku
Naczelnym „GT” był też red. Janusz Wikowski, st. wykładowca w GWSH, obecny redaktor naczelny Wydawnictwa Pomorskiego oraz Portalu Pomorzy, wcześniej związany z wydawnictwem Polskapresse (m.in. redaktor naczelny Dziennika Bałtyckiego).
- W pewnym momencie zauważyłem, że Polskapresse (niemiecki właściciel, która przejął regionalny rynek prasowy) rozwija się kosztem rodzimej prasy lokalnej i chodzi tu nie tylko o „Gazetę Tczewska”; podobna sytuacja wystąpiła także w innych częściach Pomorza. Moje przejście do Wydawnictwa Pomorskiego i tygodników lokalnych (w tym „GT”) odbyło się w dość trudnym okresie dla rodzimej niezależnej prasy, z uwagi na tego bogatego i bardzo ekspansywnego konkurenta o kapitale niemieckim. Chciał on zawładnąć także lokalnym rynkiem poprzez dodatki do „Dziennika Bałtyckiego”. Byłem i jestem zwolennikiem prasy lokalnej i w związku z tym postanowiłem swoje doświadczenie oraz pasję skierować na uratowanie niezależnych, przeżywających trudności rynkowe, tygodników WP, w tym także jego czołowej „Gazety Tczewskiej”. I...udało się. Ten tytuł się obronił, ma coraz więcej czytelników. Także tych, którzy być może kiedyś byli czytelnikami „Dziennika Bałtyckiego”. A obecnie rozwijamy także media internetowe – mamy własny, niezależny Portal Pomorza (www.portalpomorza.pl). Warto było poświęcić się dla „GT”, gdyż powstawała ona w trudnych warunkach walki z reżimem i jest królową podziemnych tygodników, nadal utrzymując swoją niezależność, służąc dobrym słowem czytelnikom.
Lata 2000., czyli utrzymać sprzedaż
Red. Ewa Macholla była szefową „GT” w latach 2003-2004.
- Ten czas wspominam przede wszystkim jako pracę z zespołem solidnych ludzi, chcących pracować nad gazetę - szukać ciekawych tematów, zbierać informacje. Nie była to praca przy biurku z telefonem. Zdarzało się, że dziennikarze w poszukiwaniu tematów przepadali na wiele godzin i docierali do najdalszych zakątków powiatu. Zespół tworzyli wtedy zarówno młodzi, jak i starsi redaktorzy. Jeśli chodzi o sprzedaż, to chyba nie był to zbyt dobry czas dla gazety. Tytuł był w połowie informacyjny, a w połowie publicystyczny. Z perspektywy czasu myślę, że brakowało wtedy do końca wypracowanej strategii „GT”.
Od lipca 2005 r. za poziom i wyniki ekonomiczne „GT” odpowiada red. Włodzimierz Szymański.
- Gdy pierwszy raz zobaczyłem „Tczewską” zrozumiałem, że po to by tygodnik odpowiadał tczewianom, by chcieli go czytać - jest dużo do poprawy. Za mało było np. tekstów interwencyjnych o zwykłych bolączkach mieszkańców. Interesujące często wywiady były zbyt słabo wyeksponowane dobrymi tytułami i ciekawymi zdjęciami. Dzięki grupie zdolnych, młodych reporterów udało się – jak sądzę - stworzyć gazetę lepiej odpowiadającą potrzebom rynku, tzn. tczewianom. Zahamowana została tendencja spadkowa w sprzedaży „GT”, teraz jest ona nawet zwyżkowa. Nie zajmujemy się tematyką ogólnopolską, chcemy pisać wyłącznie o problemach mieszkańców Tczewa i powiatu tczewskiego. Idealny byłby tytuł lokalny z różnymi gatunkami dziennikarskimi: reportażami, wywiadami, materiałami interwencjami, raportami, opiniami czytelników i bieżącą informacją. Do tego dążymy.
Kiedyś walczyła z reżimem, teraz dobrym, ostrym słowem zdobywa czytelników
POMORZE. Pismo przeszło długą drogę, od ukazania się pierwszego, podziemnego numeru 13 stycznia 1982 r. W porównaniu do obecnej „Gazeta” zmianie uległo prawie wszystko - od rodzaju materiałów po technikę druk. Jedno jest w stałe – niezależność redaktorów, odwaga w krytyce i „ostre, lecz dobre słowo”.
- 15.01.2008 00:35 (aktualizacja 19.08.2023 13:21)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze