Wszak w tym celu do nas przyjechał: żartować. Także z siebie.
- Opowiem państwu do jakiego stopnia jestem znany i lubiany. To wydarzyło mi się w ubiegłym roku. Byłem z synami na rybach. Zauważyliśmy dwa bobry. W pewnym momencie jeden z nich zaczął płynąć w naszą stronę. Mówię do synów: słuchajcie, może on mnie rozpoznał i płynie po autograf? W tej samej chwili nadjechało trzech rowerzystów. Wyhamowali, przyjrzeli się i odjechali kilka metrów. Słyszę jak jeden z nich mówi: - Ty, ja chyba przed chwilą widziałem bobra! Drugi na to: - Co ty! To był facet podobny do Daukszewicza! Właśnie tak jestem rozpoznawany.
Kolekcjoner menelskich anegdot
Ostatnia książka, którą napisał Krzysztof Daukszewicz - „Meneliki, limeryki, epitafia, sponsoruje ruska mafia” - jest swoistą encyklopedią meneli, zbiorem zebranych przez autora historyjek o polskich indywiduach. Kilka z takich opowieści Daukszewicz przytoczył podczas tczewskiego występu.
- Stoi trzech meneli i pije z gwinta wino marki „Viagra” (jest takie na południu Polski - każdy menel po nim sztywnieje). Jeden z nich zaczyna mi się przyglądać, a po chwili mówi: słuchajcie chłopaki, to chyba Daukszewicz! Drugi odpowiada: no co ty, to podróbka!
Czasem autor „Menelików…” spotyka jednak na swojej drodze prawych i honorowych obywateli.
- Wyciąga on ćwiartkę żubrówki, ale taką wypitą do połowy i bez trawki w środku. Ja pytam: - Panie Zbyszku, co pan jakieś podróbki pije? On na to: - No co pan, panie Ksisiu! Trawkę połoziłem na grobie brata!
- Przez to pisanie o menelach stałem się ikoną polskiego menelstwa - przyznaje Daukszewicz, racząc nas kolejną historią. - Przechadzałem się wrocławskim rynkiem, kiedy zauważyłem, że dwóch meneli idzie w moją stronę: jeden poza rzeczywistością, a drugi prosto na mnie. Ten przytomny mówi: - Mistsiu, ci ja mogę mistsiowi rękę uścisnąć? I nic więciej nie chcę! A drugi ocknął się na moment i pyta: - Henio, a co to za gość? Odpowiedź: - Ćłowieku, nie poznajeś? Przecież to Dałksiewić, naś promotor!
Satyryk ma rację: aż szkoda, aby takie historie gdzieś ginęły.
Nie podarował politykom
Menele menelami, ale czym byłby występ jednego z bohaterów „Szkła Kontaktowego”, gdyby nie kilka żartów o politykach.
- Nie dalej jak cztery miesiące temu z trybuny sejmowej Andrzej Lepper powiedział do obecnego premiera Donalda Tuska: - Nie będzie tu żadnego vice wersalu, Tusk!
O Andrzeju Lepperze krąży wiele żartów. Daukszewicz opowiedział jeden z tych, które krążyły po Warszawie, kiedy Lepper został ministrem rolnictwa:
- Przylatuje do niego Danuta Hojarska i mówi: - Szefie, szef jutro jedzie do Brukseli negocjować sprawy związane z rolnictwem, a tu dziennikarze stoją za drzwiami i śmieją się, że szef nie zna żadnego języka obcego i będzie jedna wielka popelina. A on odpowiada Hojarskiej: - Idź do tych dziennikarzy i powiedz, żeby mnie w dupę pocałowali i vice versa!
Satyryka rozbawił także poseł Karski z PiS.
- Według niego kara śmierci powinna być wprowadzona za najbardziej drastyczne mordy. Parę drastycznych mord tam było, to nie ulega wątpliwości.
Tczewianie usłyszeli także - a jakże! - żart na temat obecnego prezydenta:
- Rozbawił mnie kiedy powiedział, że jeśli ktoś ma pieniądze, to skądś je ma. Tego to nawet Konfucjusz by nie wymyślił!
Nie żartuję tylko z Pana Boga i papieża
Rozmowa z satyrykiem Krzysztofem Daukszewiczem
- Jest Pan zadowolony z wyników wyborów parlamentarnych?
- Pewnie!
- Pytam, ponieważ wszyscy wiemy, że rządy PiS-u były swoistym błogosławieństwem dla inwencji twórczej polskich satyryków…
- Myśli pan, że w nowym rządzie nie będzie już głupoty? Jest pan młodym, pijanym i naiwnym jeśli uważa pan, że głupota jest domeną jednej tylko partii. Myślę, że z czasem poznamy nowe, kolorowe postacie, które będą dla nas - satyryków - źródłem dalszej inspiracji. Wszak jeszcze nie wszyscy nam się objawili. W każdym razie ja dam sobie radę. Nie było jeszcze takiej władzy, z którą bym sobie nie poradził. Wydaje mi się, że nowy rząd mówi po prostu innym językiem. Językiem, który ja rozumiem.
- Jerzy Kryszak powiedział, że prawdziwy kabaret musi być polityczny…
- Jeśli kabaret nie zauważa patologii, to żyje w wirtualnym świecie. Wiele kabaretów stawia na surrealizm, jednak zastanawiam się o czym ich członkowie rozmawiają w domach, kiedy już zejdą ze sceny. Czy żyją w tym kraju czy nie? Ja żyję w nim od samego początku i nie widzę powodów, aby zmieniać sposób myślenia, repertuaru, a - przede wszystkim - siebie samego. Gram naprawdę dużo koncertów i na każdym jest publiczność. Gdziekolwiek nie przyjeżdżam, czy to do Sztumu czy do Tczewa, odbiór wszędzie jest taki sam. Śmiechy, brawa na stojąco itp. Ludzie szanują mnie za to, że przez tyle lat - ani w tamtym ustroju ani w tym - nie dałem dupy. To dla mnie najważniejsze.
- Jednak młode kabarety stronią od polityki. Dlaczego?
- Może nie wiedzą jak to ugryźć. Dzisiejsza publiczność, która jest nastawiona na lekkość, łatwość i przyjemność, wychowuje się na kabaretach pokazywanych w telewizji. A że w telewizji nie pokazuje się kabaretów, które mówią o polityce… Tak jest wygodnie prezesowi Telewizji Polskiej Andrzejowi Urbańskiemu. Dlatego też ogłosiłem swoisty bunt - nie występuję w TVP od roku i myślę, że jakiś czas to jeszcze potrwa. Nie widzę potrzeby, abym mówił o niczym, skoro mam coś do powiedzenia. Nie potrafiłbym dawać dupy za pieniądze.
- Pomówmy o „Szkle Kontaktowym”. Kto jest gwiazdą tego programu - jego prowadzący i goście czy raczej politycy?
- Trudno mi powiedzieć. Gdyby nie było polityków, nie byłoby i „Szkła Kontaktowego”. Program pojawił się na antenie pod wpływem zapotrzebowania społecznego. Odbiorcami są ludzie w miarę inteligentni. Dla nich program stał się antidotum na to, co serwowano w TVP. Koncepcja się sprawdziła, mamy dziś ogromną widownię. Czasami nasz program ogląda po 800-900 tys. osób, co pomiędzy godziną 22.00 a 23.00, kiedy ludzie idą spać, stanowi bardzo dobry wynik. Wracając do odpowiedzi na pytanie - wszyscy jesteśmy publicystami: Tomasz Jachimek jest satyrykiem, Artur Andrus jest satyrykiem i ja jestem satyrykiem. Natomiast Wojciech Zimiński i Marek Przybylik to dziennikarze. Dzięki „Szkłu Kontaktowemu” staliśmy się popularni, jednak to politycy są siłą napędową programu. Są nam potrzebni.
- Czy „Szkło Kontaktowe” jest programem tylko dla „wykształciuchów”?
- Nie. Niedawno zapoznałem się z wynikami pewnego badania - okazuje się, że 25 proc. społeczeństwa przyznaje się, że należy do grupy „wykształciuchów”, czyli osób myślących inaczej niż „niewykształciuchy”. Wydaje mi się, że ze „Szkłem Kontaktowym” jest tak jak z moimi programami - oglądają je ludzie, którzy odbierają na tych samych falach, którzy mają potrzebę, aby posłuchać tego co mamy im do powiedzenia. Mało tego, dziś satyra polityczna wraca do łask! Był zastój, ale od roku ludzie walą na moje koncerty jak do kościoła, jest ich coraz więcej. Widocznie istnieje potrzeba na taką satyrę.
- Czy jest taki polityk, który nie daje Pan powodów, aby z niego pożartować?
- Jedyny rząd jaki przez moment szanowałem, to rząd Tadeusza Mazowieckiego. Według mnie jest to piękny wzorzec do naśladowania dla pozostałych polityków. Poza tym od wielu lat powtarzam, że nie tykam tylko Pana Boga i papieża. Natomiast jeśli śmieszy mnie cokolwiek innego, to nie widzę potrzeby żeby udawać, że nie jest to śmieszne. Kościół uważa mnie przez to za antykleryka, lecz - szczerze mówiąc - zwisa mi jak kto mnie traktuje, ponieważ całe życie byłem singlem, nie przebywam na salonach. Kiedy mam chwilę wolną, jadę na ryby, idę do przyjaciół i piję dobre wino. Mostowicz napisał kiedyś bardzo piękną, życiową sentencję: wolę mieć mercedesa za życia niż pomnik po śmierci. To maksyma, która bardzo mi odpowiada - fajnie przejść przez życie, a nie martwić się o to, co ludzie będą o mnie myśleć po mojej śmierci, ponieważ i tak będą myśleć po swojemu.
Napisz komentarz
Komentarze