Mieszkańcy interweniują u burmistrza. Mówią, że boją się zagrożenia, jakie z tymi dzikimi zwierzętami jest związane, czyli wścieklizny. Chcą, aby burmistrz lisów z terenów miejskich się pozbył.
Skąd wzięły się lisy?
Lisów w Gniewie jest coraz więcej. W pobliżu są przecież lasy, a jak mówi powiatowy lekarz weterynarii w Tczewie Andrzej Górzyński, ich siedliska są w pobliżu miasta i nad Wisłą. Najczęściej żerują po zmierzchu na śmietnikach. To sposób dla tych dzikich zwierząt na zdobycie pożywienia. W naturze, gdy ekosystemy nie są zaburzone, zwierzęta te żywią się głównie zającami i kuropatwami. Natomiast wygłodniałe lisy nie gardzą także jajkami wysiadywanymi przez łabędzie i kaczki, do których dobierają się ochoczo. Lisy są dobrymi pływakami. W razie potrzeby zadowalają się nawet dżdżownicami, ślimakami, chrabąszczami, myszami, szczurami, a także larwami os, które pożerają razem z gniazdem. Są inteligentne, przebiegłe, mają dobrą pamięć i nader rozwinięty zmysł orientacji. Na swoje ofiary polują głównie o zmierzchu i nocą, w spokojnych miejscach również w dzień.
Pocieszeniem jest fakt, że tam gdzie są lisy, nie ma gryzoni. Jednak to mieszkańców nie przekonuje.
Kontrowersyjne szczepionki
Jak się okazuje to, czego mieszkańcy boją się najbardziej w związku z lisami, a więc śmiertelna choroba, jaką jest wścieklizna, zgodnie z informacją lekarza weterynarii Andrzeja Górzyńskiego, nie wystąpiła na terenie naszego powiatu i ościennych terenów od ponad 10 lat! Normalnie, to właśnie ta choroba regulowała populację lisów. Od czasu, gdy lisom podaje się szczepionkę, wszystko uległo zmianie. Wnikanie człowieka w prawa natury, jaki jest podawanie lisom szczepionek przeciwko wściekliźnie, doprowadziło w krótkim czasie do zaburzenia naturalnego ekosystemu na terenie całego naszego kraju – mówią specjaliści.
Najpierw szczepionki przeciwko wściekliźnie stosowane były w województwach zachodnich, a następnie farmaceutyków tych zaczęto nagminnie używać już na terenie całego kraju. Na efekty tego, niby przecież pożytecznego, działania nie trzeba było długo czekać. Pseudo słuszne działania spowodowały błyskawiczne zmniejszanie się populacji zajęcy, kuropatw i wielu innych ptaków gniazdujących na ziemi. Nastąpił niekontrolowany wzrost populacji lisów. Specjaliści obawiają się nawet, że spadek populacji zajęcy i kuropatw, a więc dwóch podstawowych gatunków polskich pól i łąk nastąpił tak szybko, że możliwe jest wpisanie tych gatunków do „Czerwonej Księgi” (zwierzęta ginące).
Więcej lisów niż zajęcy...
Niegdyś selekcję naturalną w przyrodzie pełniła m.in. wścieklizna. Lisy były też cenione przez myśliwych ze względu na swoje futro, którym panie przyozdabiały płaszcze; także były ozdobą innej odzieży.
To właśnie od czasu zastosowania pierwszych szczepionek liczba tych zwierząt zaczęła niepokojąco wzrastać na terenie całego kraju. Ocenia się obecnie ich liczbę na ok. 200 tys. według różnych źródeł. Za sprawą stosowania pozornie tylko neutralnych medykamentów, doszło do poważnego zaburzenia równowagi, która od zawsze była regulowana przez naturę, a nie człowieka. Sytuacja jest poważna - w większości województw jest dzisiaj więcej lisów niż zajęcy i kuropatw!
Myśliwi nie mają motywacji do polowań na lisy. Od wielu lat nie ma popytu na lisie futra. Nie jest też trudne zastrzelenie lisa, a to dla myśliwych żadna atrakcja. Jeżeli już, to co potem z nim zrobić? Ani futro, ani mięso przecież nikomu potrzebne nie są. Aby jednak zachęcić do polowań na lisy, Polski Związek Łowiecki ogłosił ostatnio konkurs na najlepszego myśliwego „lisiarza”...
Lisom NIE!
Burmistrz Gniewa Bogdan Badziong nie ukrywa, że ma z lisami nie lada problem. Mieszkańcy żądają od niego pozbycia się lisów z terenu miasta. Niestety, służby leśne czy myśliwi nie chcą podjąć współpracy w tym zakresie. Burmistrz dowiedział się jedynie, że lisy na terenie Gniewa należą do Gniewa na zasadzie… „domniemania”.
- Przecież ja nie kupię broni i nie będę strzelał do lisów! – wyjaśnia Bogdan Badziong. - Od tego są myśliwi. A może mam za nimi biegać z siatką na motyle? Odpowiednie służby mówią, że to mój problem i koło się zamyka. Konsultowałem tę sprawę ze wszystkimi, którzy powinni pomóc w takiej sytuacji i, niestety, współpracy nie mam się co spodziewać. Trudno ludzi uspokoić, choć tłumaczę im, że lisy nie stanowią zagrożenia i że dzięki nim nie mamy tłumów biegających po śmietnikach myszy i szczurów. A przecież nosicielami wścieklizny są także szczury!
Sprawdziliśmy jak wygląda sprawa od strony prawnej . No i jak zwykle brak precyzyjnych przepisów sprawia, że burmistrz nie wyegzekwuje od instytucji pomocy.
- Faktycznie jest problem z dzikimi zwierzętami na terenach administracyjnych miast – mówi mecenas Kazimierz Smoliński. - Z ustawy Prawo łowieckie wynika, że zwierzęta łowne w stanie wolnym, a takimi są lisy, stanowią własność Skarbu Państwa. Jednakże brakuje uregulowań szczegółowych, kto w imieniu Skarbu Państwa miałby je wykonywać. Przedstawiciele Skarbu Państwa w terenie jakimi są starostowie i wojewodowie, przerzucają odpowiedzialność na gminy, na których terenie pojawiają się dzikie zwierzęta, jako odpowiedzialne za bezpieczeństwo, ochronę zdrowia, środowiska i przyrody. W tym zakresie powinni to robić pracownicy straży miejskich. Inspekcja Weterynaryjna, która odpowiada za zwalczanie chorób zakaźnych zwierząt (w tym również dzikich), także twierdzi, że brak w tym zakresie szczegółowych uregulowań prawnych. Jednakże mimo braku tych uregulowań lekarze weterynarii są zobowiązani ustalać, czy zwierzę nie stanowi zagrożenia roznoszenia choroby zakaźnej i w razie takiego zagrożenia zdecydować o jego uśpieniu lub odstrzale.
Ostatnio pojawiła się nawet książka: „Zwierzęta w mieście. Interwencje. Poradnik dla służb miejskich i lekarzy weterynarii”. Odpowiednio stosowane przepisy prawa odnoszące się do sytuacji lisów w mieście regulują m.in.: Ustawa Prawo Łowieckie, Ustawa o Inspekcji Weterynaryjnej i Ustawa o Samorządzie Gminnym.
Nie ma zagrożenia
Jak wynika z informacji powiatowego lekarza weterynarii w Tczewie, Andrzeja Górzyńskiego, mieszkańcy nie powinni obawiać się wścieklizny. A więc nie ma powodów bać się lisów i tak bardzo obstawać przy ich pozbyciu się. Tym bardziej, że lis szkody w mieście nie wyrządza, a można dostrzec jego pozytywne działanie.
- Gniew jest w bezpośrednim sąsiedztwie naturalnych siedlisk lisów. To głód sprawie, iż te zwierzęta zapuszczają się coraz dalej w poszukiwaniu pożywienia. Żerują na miejskich śmietnikach. Lisy na naszym terenie są szczepione dwa razy w roku. Na moje polecenie są odstrzeliwane w ilości ok. 60 sztuk w celach kontrolnych, czy nie mają wścieklizny. Do tej pory od ponad 10 lat nie zdarzył się ani jeden przypadek występowania tej choroby wśród lisów na naszym terenie. Prawdą jest, że m.in. z tego powodu zwiększyła się ich populacja. W momencie, gdy lisy nie będą znajdywały pożywienia na naszych śmietnikach, znikną z miasta. Natomiast u nas nie ma przerażająco dużej liczby lisów i są one czasem odstrzeliwane. Zagrożenia ze strony tych zwierząt nie ma.
Trudno raczej wyobrazić sobie sytuację, by myśliwi biegali po mieście i strzelali do lisów! Nie ma co wykładać też trucizny, bo mogą ją zjadać po prostu nasze psy, czy koty, a tego raczej nie chcemy. Pamiętajmy też, że lis jest naturalnym wrogiem myszy i szczurów, które ludziom przynoszą znacznie więcej szkód.
Może więc najlepiej póki co, nauczyć się z nimi żyć?
Wściekłe zwierzę atakuje!
Wścieklizna to ostra wirusowa choroba zakaźna zwierząt ciepłokrwistych i człowieka atakująca ośrodkowy układ nerwowy. Wścieklizna jest śmiertelna (tzn. z reguły kończy się śmiercią), cechuje się zapaleniem mózgu i rdzenia kręgowego. Jest jedną z najgroźniejszych chorób odzwierzęcych. Ludzie zarażają się wścieklizną po pokąsaniu ich przez chore zwierzę lub zanieczyszczenie ich śliną ran lub błony śluzowej człowieka. Wyjątkowo drogą powietrzną przez ślinę lub wydzielinę z jamy nosowej chorych zwierząt. Źródłem zakażenia wścieklizną są dziko żyjące zwierzęta mięsożerne: psy, koty, nietoperze, gryzonie. Należy zawsze pamiętać, że chore zwierzęta zachowują się inaczej niż zwykle. Podczas gdy normalnie cechuje je płochliwość i unikanie kontaktu z człowiekiem, to gdy są chore na wściekliznę wcale przed nim nie uciekają. Przeciwnie, są agresywne i atakują go, lub są nietypowo łagodne, pozwalając się złapać. Postępowanie przy podejrzeniu wścieklizny regulują instrukcje Ministra Zdrowia i Opieki Społecznej oraz Ministra Rolnictwa.
Wścieklizna na wyciągnięcie kity? Lisy żerują na miejskich śmietnikach!
GNIEW. Są inteligentne, przebiegłe, mają dobrą pamięć i nader rozwinięty zmysł orientacji. Na swoje ofiary polują głównie o zmierzchu i nocą, w spokojnych miejscach również w dzień. Lisy upodobały sobie Gniew. Mieszkańcy boją się zagrożenia - wścieklizny.
- Anna Maria Janowska
- 16.11.2009 00:00 (aktualizacja 19.08.2023 09:22)
Data dodania:
16.11.2009 00:00
Temperatura: 11°CMiasto: Tczew
Ciśnienie: 1014 hPa
Wiatr: 12 km/h
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze