wtorek, 17 września 2024 08:03
Reklama
Reklama
Reklama

Ratownik na czterech łapach

Bart ma dwa lata, uwielbia aportować, jeść gotowanego kurczaka i uczy się jak ratować tonących ludzi. Bart jest psem, wyjątkowym psem.
Ratownik na czterech łapach

Z Bartem spotykam się w mieszkaniu jego przewodniczki, Kamili Ormianin. Pies wielkości bernardyna bez żadnego sprzeciwu daje się ciągnąć za uszy i ogon 4-letniemu synowi pani Kamili. Szybko też przełamuje lody w kontakcie z obcym człowiekiem. Gdy przerywam głaskanie patrzy z wyrzutem i prosi o więcej.

- Landseer to typowe „misie”, bardzo łagodne, świetne do domu z dziećmi - wyjaśnia Kamila Ormianin. - Mój syn tarmosi go na potęgę, a on, jak widać, w ogóle na to nie reaguje.

Ale „misiowatość” Barta to tylko pozory, bo sympatyczny czworonóg umie znacznie więcej niż zwykły pies…

Najsilniejszy w miocie

Od kilku lat w Wodnym Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym w Tczewie kiełkowała myśl o utworzeniu sekcji psów ratowniczych.

- Posiadanie psa ratownika to duży prestiż dla jednostki - tłumaczy Kamila Ormianin. - Niewiele jednostek w naszym kraju je ma, na Pomorzu tylko jedna. Mimo to razem z naszym prezesem, Mariuszem Krupą, postanowiliśmy spróbować.

Główny powód to koszty. Sam zakup psa oznacza wydatek rzędu 3 - 4,5 tys. złotych. Do tego dochodzą koszty utrzymania dużego zwierzaka i jego szkolenia. Tczewskim ratownikom udało się zdobyć dofinansowanie z Fundacji Pokolenia na kupienie szczeniaka i rozpoczęcie podstawowego treningu. Bart przyjechał do Tczewa z hodowli Aresibo w Mysłowicach w lipcu 2011 r.

- Młody pies musi mieć odpowiednie predyspozycje do ratownictwa wodnego, być najsilniejszym w miocie - dodaje pani Kamila, która została kierownikiem sekcji psów ratowniczych w WOPR. - Nie każdy wodołaz musi być od razu ratownikiem. Zdarzają się psy, które nie chcą nawet wchodzić do wody.

Bart jest dwuletnim landseerem. To rasa idealnie nadająca się do szkolenia na ratownika. Landseery mają tak skonstruowane uszy, że podczas nurkowania nie wlewa im się woda. Ma też błony między palcami i potrafi zgiąć nogę pod kątem prostym.

Instynkt wodołaza

Szkolenie Barta zaczęło się od podstaw - nauki posłuszeństwa, warowania, aportowania, reagowania na komendy przewodnika.

- Ale pies nie może chodzić przy nas jak automat, nie traktujemy go jak maszynę - zaznacza Kamila Ormianin. - W ratownictwie wodnym stawiamy go na równi z człowiekiem. Te psy mają niesamowite zdolności. Wystarczy tylko je „uwolnić”.

W końcu zaczęło się szkolenie w wodzie.

- Na początku Bart bał się wody, co wywoływało komiczne komentarze kolegów - uśmiecha się nasza rozmówczyni. - Ale rok później, gdy przystąpił do pierwszego egzaminu, wszystkie komendy wykonał za pierwszym razem. Na początku psa zachęcamy do wchodzenia do wody, a nie zmuszamy. Pierwszy miesiąc był decydujący. Czasami trzeba było zrobić z siebie błazna, ale każdy kolejny dowód na to, że pies chce z nami współpracować, przynosił ogromną satysfakcję. A najbardziej byłam zadowolona, gdy ta, jeszcze mała biało – czarna kuleczka, sama wchodziła do wody próbując w niej swoich sił.

Zimą treningi skupiły się na nauce aportowania. To wbrew pozorom nie tylko zabawa, ale kolejny sposób na ćwiczenie posłuszeństwa. Wiosna, gdy zrobiło się już cieplej, pojawiły się obawy, że Bart zapomni tego, czego nauczył się w wodzie latem.

- Ale bezpodstawne - podkreśla pani Kamila. - Szybko pokazał instynkt wodołaza. Od tej pory było już tylko z górki.

Najważniejszy pies, a nie ambicje

Bart jest już po udanym egzaminie na stopień psa – stażysty. Aby go zdobyć, musiał między innymi samodzielnie przepłynąć 50 metrów w Wiśle (akwenie trudnym, bo pełnym wirów i silnych prądów) i holować człowieka na dystansie 25 metrów.

- Pies ratownik zawsze ma na sobie kamizelkę z rączkami na grzbiecie, której tonący może się złapać - tłumaczy Kamila Ormianin. - Pies ciągnie taką osobę całą swoją masą. Człowieka tonącego, który opada już z sił, pies ma obowiązek złapać pyskiem za nadgarstek i doholować do brzegu lub ratownika. Wodołazy mają bardzo silne szczęki, dlatego podczas akcji ratunkowej może dojść nawet do złamania kończyny. Ale najważniejsze jest uratowanie ludzkiego życia.

Obecnie Bart przygotowuje się do egzaminu na II stopień- młodszego psa wspomagającego ratownika, ale niewykluczone, że za jednym razem uda się zdobyć też III stopień - psa wspomagającego. Czwarty, najwyższy stopień, to pies ratownik.

- Chcemy o niego powalczyć, ale nie jest to konieczne - tłumaczy nasza rozmówczyni. - Najważniejszy jest pies i granice jego możliwości, a nie nasze ambicje. Decyzja jeszcze nie zapadła. Ten stopień jest naszym marzeniem, bo słyszałam tylko o trzech psach, które go otrzymały.

Zadania, z którymi musi sobie poradzić pies ratownik, są niełatwe nawet dla człowieka. Taki pies musi przepłynąć minimum 800 metrów, umieć nurkować, holować manekina na dystansie 100 metrów oraz półtonową łódź przez 400 metrów, skoczyć z 3-metrowego pomostu. Podczas egzaminu pozorowane jest też zbiorowe tonięcie zbliżone do prawdziwej akcji ratowniczej.

- Pies musi wyciągnąć z wody na przykład dwóch tonących, potrafiąc rozróżnić, która osoba potrzebuje pomocy jako pierwsza - mówi Kamila Ormianin. - Rolą jego przewodnika jest wydać komendę określającą, która to osoba.

Pupilek plażowiczów

Skąd czerpać wiedzę jak wyszkolić psa na ratownika? Mentorem pani Kamili jest Andrzej Bełżyński, twórca pierwszej grupy psów ratowników na Pomorzu.

- Na temat szkolenia ma największą wiedzę w kraju - uważa nasza rozmówczyni. - Gdy nie wiem, co mam zrobić, to biorę za telefon i dzwonię do niego.

Tczew jest położony na tyle korzystnie, że Bart może ćwiczyć w rzece, jeziorze i morzu. Dzięki temu będzie umiał się zachować w każdych warunkach - poradzi sobie zarówno z rzecznymi prądami, jak i morskimi falami.

- Pies nie może się nudzić treningiem, dlatego sporo w nim zabawy - tłumaczy Kamila Ormianin. - Ale na szczęście Bartowi nigdy nic się nie nudzi. Czasami ja mam już dość, a on chce więcej.

Czy na obecnym etapie szkolenia Bart poradziłby sobie z uratowaniem człowieka?

- Pies jest uprawniony do ratowania tonących pod warunkiem, że w akcji będę uczestniczyć ja, jako jego przewodnik. Mieliśmy już sytuację, kiedy dzięki jego reakcji wyciągnęłam z wody 10-letniego chłopca. To Bart pierwszy go zauważył, szczeknął, wyrwał się i zaalarmował. Byliśmy akurat w Koninie na zawodach. W poprzednie wakacje przepracowaliśmy wspólnie na plaży w Brzeźnie i Dębkach ponad dwa miesiące. Ludzie nas uwielbiają, jako ratowniczy duet, a Barta najbardziej. To ich pupilek.

Od kilku miesięcy Bart nie jest jedynym psem w tczewskim WOPR. Dołączyły do niego dwa kolejne landseery - Róża i Anton z hodowli „Oras” w Jaroszewach.

I Ty możesz wesprzeć działania sekcji!

Każdy, kto chciałby pomóc w działalności sekcji psów ratowniczych Tczewskiego WOPR, może to zrobić w następujący sposób. Wystarczy przelać na konto WOPR Tczew dowolną sumę (nr konta: 84 8345 0006 0004 3544 2000 0001) lub oddać 1 proc. Podatku (nr KRS: 0000329917, wpisując tytuł „Pies Ratownik”).



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama