niedziela, 28 kwietnia 2024 00:08
Reklama

Ks. St. Cieniewicz. Zasłużony kapłan i społecznik. Dla sprawy ryzykował życiem

10 grudnia ub. r. zmarł ks. dziekan Stanisław Cieniewicz. Przez wiele lat współpracował z wieloma działaczami samorządowymi, społecznymi. Jednym z nich był Jan Kulas, polityk i samorządowiec, współautor książki o księdzu i jego parafii NMP . W rozmowie z nami wspomina księdza dziekana, opisując swoją współpracę z nim i jego działalność.
Ks. St. Cieniewicz. Zasłużony kapłan i społecznik. Dla sprawy ryzykował życiem

Autor: W. Mocny

Działalność księdza dziekana St. Cieniewicza nie sprowadzała się jedynie do trudnych czasów. Intensywnie działał społecznie także po '89 r. Przed laty, gdy wieczorem umówiłem się na wywiad z ks. Cieniewiczem przed plebanią zgromadziła się długa kolejka potrzebujących mieszkańców...

- Nikomu nie odmawiał pomocy. Dlatego m.in., słusznie określiliście go „przyjacielem Gazety Tczewskiej”. To był cały szereg rozmaitej pracy. Był znany z tego, że nikomu nie odmawiał pomocy. Ale zasłynął przecież także jako budowniczy największego kościoła diecezji pelplińskiej. Kościół NMP Matki Kościoła został oddany do pełnego użytku formalno-prawnego i religijnego 15 września 1998 r. Budowa trwała prawie 20 lat! Dlatego też do dzisiaj może działać tzw. kościół „górny” i „dolny”. Zabiegał o materiały budowlane u wielu osób i firm. W zamian modlił się za nich. W 2022 r. znajoma opowiedziała mi: „A ty wiesz, że ks. Cieniewicz cały czas pomaga tym biednym?”. Wiem, że często wręczał im małe zapomogi. Niektórzy mówili, że oddawał własne pieniądze. W 1999 r. gdy działałem w samorządzie apelowałem, by uhonorować go w porę, gdy są ku temu warunki. Nie chciałem, by odkładać tę sprawę, dlatego te pierwsze cztery Honorowe Obywatelstwa Miasta Tczewa na jednej sesji w sierpniu 1990 r. przyznano: Lechowi Wałęsie, Bogdanowi Borusewiczowi, ks. Stanisławowi Cieniewiczowi i dr Łucji Wydrowskiej. Nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem, że później ks. dziekan został honorowym członkiem „Solidarności” w 1996 r. podczas wielkiej gdańskiej uroczystości. Znalazł się wśród tych największych. To mu się po prostu należało.


 

Jak Pan poznał ks. Stanisława Cieniewicza?

- Poznałem go jeszcze jako licealista (lata 1975-76) Kościoły były wówczas pełne. Przyjaciel zaproponował mi, „by zgłosić się do księdza, który ma bardzo dobry kontakt z młodymi ludźmi”. I tak zrobiliśmy. Poprosiliśmy o spotkanie i ks. Cieniewicz zaprosił nas na plebanię parafii św. Józefa i tam pierwszy raz rozmawialiśmy. Zwrócił moją uwagę swoją indywidualnością i dobrym podejściem do nas. Mimo buntowniczego, krytycznego wieku słuchaliśmy go, a on wysłuchał nas i zrozumiał. Ale takie poważne, głębokie poznanie się nastąpiło w czasie stanu wojennego.


 

A jak Pan go odbierał jako kapłana i jako człowieka?

- Był zawsze księdzem, który się wyróżniał. Pamiętam, że miał jedną używkę – Carmeny (papierosy). Wtedy w latach 80-tych większość ludzi paliła. I tak jak wszystkich nie dziwiło nas to, ani nam nie przeszkadzało. W latach 80-tych ks. Cieniewicz jako młody wikariusz zostaje proboszczem i budowniczym przyszłego kościoła na Suchostrzygach. Pamiętam, że przy okazji uroczystości wszyscy mówili „idziemy na msze do ks. Cniewicza”. Zanim kościół powstał msze odbywały się w niewielkim budynku. Podkreślał, że zawsze należy rozmawiać i rozwiązywać spory. Zawsze pamiętał o swoim kapłaństwie, które rozumiał jako służbę człowiekowi.


 

Jak ks. Stanisław Cieniewicz zareagował na wydarzenia Sierpnia '80? Jak wyglądał etap jego biografii, w którym wspierał tczewską „Solidarność” i opozycję antykomunistyczną? 

- Bardzo pozytywnie. Odprawił jedną z pierwszych mszy świętych za Ojczyznę jeszcze przed podpisaniem porozumień sierpniowych. Wtedy budowała się jego legenda przyszłego kapelana „Solidarności”. Od tego momentu wiedzieliśmy, że możemy na niego liczyć i, że nie odmówi nam w żadnej sytuacji nas nie zawiedzie.

W 80 r. podjąłem pracę w gdańskiej „Solidarności”. Ks. Cieniewicz od początku bardzo zaangażował się w ten ruch. Szybko nawiązał kontakty z młodymi działaczami. Potem zobaczyłem go na stadionie miejskim w Tczewie przy ul. Bałdowskiej, jak w połowie 1981 r. przyjechał na spotkanie z tczewianami Lech Wałęsa. Wcześniej rano była msza u ks. proboszcza Cieniewicza. Tam spotkali się opozycjoniści z Lechem Wałęsą i Alojzym Szablewskim, dawnym tczewianinem (jedna z głównych postaci późniejszych strajków w Stoczni Gdańskiej 1988 r. ). 13 grudnia 1981 r. nadeszły trudne czasy. Wtedy ci, którzy pełnili ważne funkcje w komisjach „Solidarności”, jak Andrzej Kaszuba byli internowani. W zasadzie zamknięto ogromną większość liderów. Ci, którzy się ukrywali w Tczewie znaleźli pomoc w parafii na Suchostrzygach. Ks. Cieniewicz pomagał ich ukrywać przed Służbą Bezpieczeństwa i MO.


 

A od czego zaczęła się współpraca z opozycją?

- Wcale nie od działań konspiracyjnych, ale od... akcji charytatywnych. To było bardzo sprytne, bo usypiało czujność służb. Najpierw sprowadzaliśmy paczki z Gdańska dla internowanych tczewskich działaczy. Często z par. św. Brygidy z Gdańska... Wiązało się to z ryzykiem ich zarekwirowania (nie tylko paczek, ale nawet samochodu) i sprowadzenia na siebie poważnych kłopotów. Wszystkie dary łącznie z lekarstwami, gdzieś trzeba było gromadzić. Mieliśmy pod opieką ok. 20 rodzin. Ks. Stanisław powiedział: „u mnie to będzie”. To była podstawowa sprawa. Pamiętam rodzinę Zdzisława Stachowicza, w której było dwoje małych dzieci. Dr Łucja Wydrowska udzielała pomocy lekarskiej, co było dla nich bardzo ważne.


 

Ks. Stanisław Cieniewicz wspominał kiedyś, że odwiedzili go „tajniacy”, mówiąc: „uważaj, bo może dojść do pożaru”...

- SB i MO były bezwzględne. Nie przejmowali się, że rodziny internowanych pozostawały bez wyżywienia, pieniędzy i, że były dzieci... Na szczęście mogliśmy udzielać im pomocy, a ks. Cieniewicz dodatkowo wspierał wszystkich moralnie, głosząc kazania podczas mszy za Ojczyznę. Zdarzało się, że te rodziny odwiedzał. Najtrudniejsze były lata 1982-84. W tym czasie w Warszawie zaczyna być widoczna działalność ks. Jerzego Popiełuszki. Myśmy go wtedy nie znali. Słyszeliśmy tylko o wspaniałych mszach za Ojczyznę w Warszawie. Gdy było już zagrożone jego życie, ale wcześniej był przecież zamach na jego życie. Wówczas zdaliśmy sobie sprawę jak bardzo ryzykuje ks. Stanisław Cieniewicz. SB doskonale wiedziało co robiliśmy. Zresztą ks. proboszcz był rozpracowywany i miał założoną teczkę. Wzorował się na księdzu Popiełuszce. Często mówił o nim „wspaniały, odważny, młody ksiądz”. Ks. Popiełuszko niestrudzenie działał w Warszawie. Był drogowskazem dla wielu księży, także dla ks. Jankowskiego z Gdańska.

Ks. Cieniewicz wspierał/patronował także grupie Emaus, spotkaniom (ruch) „Trzeźwości”. Te drugie odbywały się w salkach parafii na Suchostrzygach. Natomiast ks. Feliks Kamecki był naszym opiekunem na Starym Mieście.


 

Uroczystości pogrzebowe ks. St. Cieniewicza były wielkim przeżyciem udziałem biskupa Ryszarda Kasyny i wielu księży proboszczów z całego dekanatu, ale czynie należało księdza dziekana w obliczu tylu zasług bardziej uhonorować? Zabrakło posłów, władz wojewódzkich. Z istotnych osób spoza Tczewa był jedynie przew. Gdańskiej „Solidarności” Krzysztof Dośla...

- Testament ks. Cieniewicza wiele mówił o jego skromności i pokorze. Stworzył go w pełni sił dwa lata przed śmiercią w par. w Leśnicach (Kaszuby). Była w nim mowa o rodzinie, wdzięczności za dar kapłaństwa. Myślę, że nie oczekiwałby większego, bardziej szczególnego uznania na ziemi. We wtorek dzień przed pogrzebem modliło się dziesiątki kapłanów, setki tczewian, później także na uroczystościach pogrzebowych. Wszystko co pozostawił ma być własnością parafii. Przyjmował ordery, medale, a nawet Honorowe Obywatelstwo po wcześniejszej zgodzie, o którą był dyskretnie pytany. Zawsze upewnialiśmy się, że je przyjmie. W testamencie dał też wyraz swoim fundamentalnym przekonaniom i niezłomnej postawie. Bardzo zależało księdzu na młodzieży. Bolało go gdy widział proces odwracania się młodych ludzi od kościoła. Testament jest wyrazem jego wielkiej klasy, bo który kapłan prosi w nim o przebaczenie? Docenił w nim także tych, którzy zadecydowali o jego drodze kapłańskiej.


 

Jest Pan współautorem książki „Parafia NMP w Tczewie i jej proboszcz ks. St. Cieniewicz”. Powstała jeszcze za życia ks. Stanisława. Jak długo trwały prace nad nią? Jak na ten pomysł zareagował bohater książki i jak się z nim współpracowało podczas zbierania materiału?

- Zaczęło się ok. 2010 r. podczas 30-lecia „Solidarności”. Spotkałem się z Kazimierzem Ickiewiczem, który zapalił się do pomysłu. Chodziło o to, by ks. Cieniewicz wyraził zgodę, bo początkowo przez rok był przeciwny. Dopiero podczas naszego trzeciego spotkania po roku zapytał mimochodem o książkę. Odpowiedziałem, że bez zgody księdza ona nie powstanie, na co ks. Cieniewicz stwierdził, że jeżeli obok historii proboszcza będzie historia parafii NMP Matki Kościoła, to on się zgadza. Dlatego... tytuł jest taki długi (śmiech). Publikacja dzieli się na część – zarys biografii i duszpasterskiej działalności ks. Cieniewicza, zbiór relacji i wspomnień oraz na opis parafii NMP. Mnóstwo pracy archiwalnej, kronikarskiej, wiele rozmów... Odzew wśród osób, które mówiły o księdzu dziekanie był bardzo pozytywny. Książka była już wydrukowana wiosną 2011 r., ale chcieliśmy jeszcze ją dopracować i ostatecznie promocja odbyła się na jesieni. Termin promocji został przesunięty. Był jednak pewien dysonans. Ks. St. Cieniewicz poprosił, by promocja odbyła się po wyborach. Chciałbym podkreślić, że ta publikacja nigdy nie miała związku z wyborami. Trochę było to pewnym votum nieufności wobec autorów. Myślę, że to nie powinno się wydarzyć. Przecież termin wyborów nie my ustaliliśmy. Była to dla mnie próba zaufania. 1,5 -2 tys. egzemplarzy książki rozeszło się bardzo szybko. Chyba nikt z pomorskich duszpasterzy nie ma tak solidnie udokumentowanej pracy duszpasterskiej, społęcznej. Cieszę się, że udało nam się wydać tę książkę. To w sumie obraz dwóch epok Tczewa – schyłku komunizmu i miasta po przemianach.


 

Rozmawiał Wawrzyniec Mocny


Podziel się
Oceń

Reklama