„Nasze aktualne miejsce zamieszkania to barak murowany przy ul. Lecha, gdzie rodzice starali się o ponowny powrót do mieszkania opuszczonego 1 listopada 1939 r. tj. mieszkania w budynku Łaźni Miejskiej przy ul. Łaziennej.
Minęło już kilka dni września, gdy ojciec załatwił mi naukę w szkole podstawowej w budynku byłej Szkoły Morskiej. Dyrektorem szkoły był pan Motylewski, a z nauczycieli zapamiętałem p. Jaskulską (polski) i p. Kleina (przyroda). W tym okresie od strony ul. 30 Stycznia stał jeszcze barak z otwartymi wrotami, gdzie walała się słoma, a od strony tzw. boiska tej szkoły- barak z różnymi pomieszczeniami, usytuowany wzdłuż przebiegającej trakcji Bydgoszcz-Tczew Trafiłem do szóstej klasy, której opiekunka była p. Jaskulska. Któregoś dnia p. Jaskulska czytała fragment noweli „Janko Muzykant”, a siedzący obok mnie Rajmund Boniecki na kartce papieru rysował postać tego muzykanta trzymającego w ręku skrzypce.
Zaprzyjaźniłem się z Rajmundem. Mieszkał przy ul. Wąskiej.
Obóz w lesie nad rzeką
Rodzice pod koniec roku odzyskali mieszkanie w Łaźni Miejskiej oraz pracę w niej. Matka obsługiwała kąpiele i kotłownię. wanny, a ojciec - łaźnię parową, łaźnię elektryczną, natryski Regularnie z łaźni korzystał hufcowy hufca tczewskiego dh Romanowski. To jemu zawdzięczam, że matka zgodziła się wysłać mnie na obóz w Tleniu. Oczywiście wymagało to uszycia mundurka harcerskiego, ale z tym, mimo złych warunków finansowych sobie poradziła.
Miejscowość Tleń położona była w powiecie świeckim nad Czarną Wodą (Wda). Obóz rozłożył się w lesie na wysuniętym cyplu tuż nad rzeką. Była to moja pierwsza przygoda poza domem wśród rówieśników mojego pokolenia. Przydzielono mnie do zastępu dha Szwemińskiego.
Życie w obozie toczyło się wg ustalonego porządku, wytyczonego w rozkazach dziennych. pobudka, gimnastyka, apel poranny i wieczorny, gry terenowe itp. Na tym obozie zaliczyłem też pierwszy raz w życiu nocną wartę przy maszcie z flagą biało-czerwoną. Była to dość istotna sprawa, bowiem wyczulano harcerzy, że jeżeli ktoś ukradnie flagę obóz zostanie natychmiast zwinięty. Wyznaczono mi wartę za zmianie od godz. 24.00 do 2.00. Ustawiłem się w cieniu drzew sosnowych (las ok. 15-20-letni), tak, by w świetle księżyca dobrze widzieć flagę. Bardzo odpowiedzialna służba! Gdy spadła szyszka to ciarki przechodziły mi po plecach, ale wartę zaliczyłem,
Druh „Parasol”
Obóz w sprzęt pływający był ubogo zaopatrzony. Pamiętam kajak i ponton (bodajże wojskowy). Na niedzielne msze św., by skrócić drogę do kościoła hufiec przeprawiał się na tych środkach pływających rzeką Wdą. Rzeka bardzo głęboka już od jej brzegu, Ceremonia ta ze względu na szczupłość środków pływających zajmowała dużo czasu. Którejś niedzieli nasz zastęp miał dyżur w kuchni, więc przyglądałem się jak przebiega przeprawa na drugą stronę rzeki.
Zapamiętałem oto takie zdarzenie: do pontonu wsiadł dh Andrzej Zieliński „Parasol” i nie czekając na drugiego dha jako przeciwwagi, znalazł się raptem w wodzie przewracając ponton do góry nogami. „Parasola trzeba było pilnie wyciągać z wody. Podzielił los pozostałych, by wysuszyć mundur. Śmiechu było co niemiara.
Ponieważ należałem do grona harcerzy nie umiejących pływać, od tego momentu zacząłem bacznie obserwować jakie ruchy wykonują druhowie umiejący pływać. Sam zacząłem ich naśladować. Najpierw ,,styl pieskowy" potem ,,styl boczny" i to w miejscach, gdzie czułem grunt pod nogami. Tak intensywnie ćwiczyłem, że 2 lata później na obozie w Niechorzu zdobyłem sprawność Pływaka I i Pływaka II.
Po powrocie z obozu na rok szkolny 1946-1947 Wydział Oświaty zakwalifikował mój rocznik do szkoły średniej - do Gimnazjum i Liceum Administracyjno-Gospodarczego przy ul. 30 Stycznia (przed wojną budynek gimnazjum żeńskiego). Wstąpiłem do drużyny harcerskiej, którego drużynowym był dh Mieczysław Schwoch. Tam też złożyłem przyrzeczenie harcerskie uzyskując stopień Młodzika.
Rok 1947
Gdzieś na wiosnę dowiedziałem się, że drużyna, z którą byłem na obozie w Tleniu swoją harcówkę przeniosła z ul. Dominikanów do baraku za dawną Szkołą Morską. Tam drużyna miała nazwę ,,6-ta pozaszkolna drużyna im. K.J. Poniatowskiego". Odbywały się tam niedzielne ..potańcówki", co też mnie zainteresowało ze względu na szansę poznania kroków tanecznych. Jako, że należałem do osób nieśmiałych, a jednocześnie ciekawych poznania nowych rzeczy zachęcały mnie do tego starsze harcerki, które wręcz wyciągały mnie spod ściany na środek sali. Zespół przygrywający do tańca to akordeonista dh Henryk Murach i bębnista - Zygmunt Litke. Potańcówka trwała od 16.00 lub 18.00 i kończyła się punktualnie o godz. 20.00 odśpiewaniem pieśni „Wszystkie nasze dzienne sprawy”. Oczywiście w dobrym tonie było odprowadzić druhnę za jej upór w nauce tańca do jej miejsca zamieszkania. Nie bałem się wówczas wracać przez park miejski do domu. Pod koniec sierpnia 1947 r., gdy ogłaszano nabór do orkiestry dętej otrzymałem przeniesienie z drużyny przy Gimnazjum i Liceum do 6-tki". Skierowanie takie uzyskał dh Witold Szwarczyński, także z drużyny dha M. Schwocha.
Swoje przeżycia w tej drużynie zawarłem w opracowaniu ,,Przyczynek do historii Tczewskiej Orkiestry Dętej ZHP”. Opracowanie to zawarte jest w wydaniu książkowym ,,Harcerska Orkiestra Dęta im. St. Moniuszki w Tczewie 60 lat tradycji 1947-2007” red. Kazimierz Ickiewicz - Tczew, wrzesień 2007 r..
Pod koniec 1948 r. wobec nacisków, by starsi wiekiem harcerze wstępowali do organizacji młodzieżowej ZMP zrezygnowałem z dalszego uczestnictwa i skupiłem się na nauce, by zdać egzamin maturalny w szkole średniej, powszechnie znanej jako ,”Handlówka”. Maturę zdałem 13 czerwca 1951 r. Tak w krótkim okresie trwała moja przygoda w ruchu harcerskim. Pomocną dłoń wykazali moi rodzice, którzy nie torpedowali moich zainteresowań i znaleźli grosze na umundurowanie harcerskie (mama sama uszyła) i na opłacenie obozów harcerskich. Okres w ruchu harcerskim nauczył mnie pewnych podstaw w zachowaniu w życiu codziennym (ustępowanie
miejsca stojącym, udzielanie pomocy osobom starszym itp.). Była to fajna przygoda.
opr. (tomm)/Zenon Weiss
Napisz komentarz
Komentarze