To był zakład meblarski, ale i tapicerski. Mieścił się na ul. 30-Stycznia, w dzisiejszych tzw. Górkach Przemysłowych. Zatrudnionych było tam ok. 50 osób. Pani Helena pracowała jako księgowa. Spółdzielnia „Jedność” była trzecim zakładem w Tczewie, który w sierpniu '80 przystąpił do strajku.
Początki
Zdaniem Heleny Kordek w małym zakładzie, a takim była jej spółdzielnia, jakikolwiek strajk czy inne działanie dużo łatwiej stłamsić niż w dużym, masowym molochu fabrycznym, gdzie wiele działo się siłą rozpędu.
- POLMO, Predom Metrix, gdzie pracę organizowano na dwie zmiany łatwiej było się zebrać, a potem ukryć – mówi. - W Spółdzielni wyglądało to trochę inaczej. Mieliśmy już doświadczenie z grudnia 1970 r. Myśmy już wtedy strajkowali. Wtedy wstrzymaliśmy produkcję. To był taki 2-dniowy akt nieposłuszeństwa, mały epizod, ale dał nam do myślenia... Gdy w grudniu wybuchły strajki w Gdańsku czekaliśmy w Tczewie na ich ruch. Przyjechał nawet z „apelem o spokój” Tadeusz Fiszbach, sekretarz Komitetu Powiatowego PZPR w Elblągu i Tczewie.
Strajk 1980 r. w SP „Jedność”zaczął się 18 grudnia (piątek, sobota), gdy grupa tamtejszych pracowników, wydziału produkcyjnego W1 zdecydowała się na ten ruch. W poniedziałek zakład stanął. Zawiązał się Komitet Strajkowy.
- Strajk był dla nas także wyzwaniem ekonomicznym, bo gdy nie pracowaliśmy, to nie otrzymywaliśmy za te dni pensji. Mimo to założyliśmy Międzyzakładowy Komitet Strajkowy nr 36. W innych zakładach administracja zwykle była przeciwna, ale nie u nas! Przewodniczącym Komitetu Strajkowego został główny technolog – wszyscy, łącznie z naszym prezesem Tadeuszem Wiśniewskim (nie żyje) popierali strajk. Prezes nawet pomagał. Pamiętam, że wszyscy przychodzili do zakładu o godz. 7.00 i przebywaliśmy w nim do godz. 15.00, po tej godzinie odbywał się strajk rotacyjny. Stwierdziliśmy, że nie ma potrzeby by wszyscy tkwili w niepracującym zakładzie i zorganizowaliśmy dyżury.
Gdy stanęli, czekali co będzie dalej. W międzyczasie do Spółdzielni zaczęły docierać biuletyny opozycyjne. Pracownicy odbierali je na dworcu w Tczewie. W zakładzie zdawano sobie relacje o postępach w rozmowach i kolejnych działaniach strajkowych. Zaczęły się także kontakty z innymi tczewskimi zakładami. (...)
- 9 grudnia 1980 r. mieliśmy wybory Komisji Zakładowej i przewodniczącego. Ja zostałam przewodniczącą. (…)
Powielacze, wiec i aresztowania
Po ogłoszeniu stanu wojennego, gdy pani Helena przyszła do zakładu wszystko się zmieniło. Pracownicy byli wystraszeni. Nie można było się nigdzie dodzwonić. Pani Helena, gdy pojechała do rodziców na Górki i zobaczyła jak ledwo naprawiony telewizor nie działa, a jej dwóch braci coś przy nim majstrują.
- Mówię: I nie będzie grał, bo jest stan wojenny. Moja mama się popłakała, bo przeżyła wybuch Powstania Warszawskiego. Znała dobrze czym jest wojna i niewola. My młodzi myśleliśmy - to nie wojna – nie będą strzelać. Ale potem nastała godzina policyjna, przepustki, straszne wydarzenia... W pracy zaczęły obowiązywać na wszystko delegacje. W Tczewie na ulice wyjechały czołgi. Gdy wybrałam się do Warszawy – to wszystko było jeszcze gorsze... I ci zmarznięci żołnierze przy koksownikach... Nie wiedziałam jak się poruszać po Warszawie, bo wszędzie porobili jakieś ograniczenia! Wkrótce ogłoszono wiec w Tczewie. Dużo przyszło ludzi, zwłaszcza młodych. Krzyczeliśmy, protestowaliśmy, potem znacznie mniej udało się na mszę na os. Suchostrzygi do ks. Cieniewicza. Następnego dnia były aresztowania. (…)
Cały artykuł oparty na wspomnieniach Heleny Kordek znajdziecie w Gazecie Tczewskiej.
Napisz komentarz
Komentarze