Przez ostatnich sześć lat w Tczewie zlikwidowano 392 piece węglowe oraz wykonano 180 nowych instalacji (kotłów gazowych, podłączeń do miejskiej sieci ciepłowniczej oraz pomp ciepła). Mimo realizacji corocznych programów antysmogowych, widok kłębów dymu unoszących się ponad dachami, szczególnie staromiejskich kamienic, nie jest niczym odosobnionym. Jak pokazuje przykład z ul. Obrońców Westerplatte, walka z niektórymi kopciuchami przypomina tę z wiatrakami.
Kontrole wyłącznie organoleptyczne
Do redakcji GT dostarczono nagrania, na których widać skalę problemu.
- Gdy dochodzimy do minusowej temperatury, kłęby wydostają się z komina nawet 2, 3 razy dziennie - mówi Tomasz Podsiadło, tczewianin mieszkający po sąsiedzku. – Z sąsiadami interweniowaliśmy wielokrotnie. Za każdym razem, gdy przyjeżdża straż miejska, okazuje się, że pali (właściciel - dop. red.) w piecu dozwolonymi materiałami. Jednocześnie straż nie ma kompetencji, by wejść na górę i sprawdzić co wydobywa się z komina.
Mieszkańcy mówią o dużym dyskomforcie, zwłaszcza, gdy wiatr kieruje zanieczyszczone powietrze prosto w ich okna. Doszło do tego, że w okresie zimowym zmuszeni są zatykać szczeliny wentylacyjne.
- Powiem szczerze, nie wiem już czym mam myć okna - mówi Tomasz Podsiadło – Na ramach zostaje tłusta maź, której nie sposób pozbyć się zwykłymi środkami. Aby doprowadzić taras do stanu użyteczności muszę co roku wydawać trzy razy więcej niż kosztowała mnie płytka, która na nim leży. Jak długo można tolerować taką sytuację?
Do połowy grudnia straż miejska wizytowała nieruchomość 11 razy, jednak nie stwierdzono naruszenia prawa. Należy zaznaczyć, że funkcjonariusze nie dysponują specjalistycznymi urządzeniami do pomiaru zanieczyszczeń.
- Strażnik wchodzi do kotłowni i organoleptycznie sprawdza czym palą użytkownicy. Gdy leżą tam śmieci, może ukarać właściciela mandatem – mówi Janusz Stachowicz ze Straży Miejskiej w Tczewie. (...)
Napisz komentarz
Komentarze