Ciąg dalszy kontrowersji wokół tczewskiego przewoźnika. Okres działalności spółki na terenie Tczewa to pasmo niekończących się zastrzeżeń. Radni krytykowali władze miasta za złe przeprowadzenie przetargu, mieszkańcy przewoźnika za jakość transportu, a Wojewódzka Inspekcja Transportu Drogowego za stan techniczny taboru. Do grupy niezadowolonych od dawna należą także kierowcy, jednak dopiero teraz zdecydowali się głośno mówić o warunkach w jakich na co dzień pracują.
„Czasami brakuje nawet wycieraczek”
Pod koniec ub. roku inspekcja transportu drogowego ujawniała nieprawidłowości i odbierała dowody rejestracyjne kolejnych wozów. Relacje pracowników tylko potwierdzają doniesienia o problemach spółki z utrzymaniem taboru w odpowiednim stanie technicznym.
- Musiałem jeździć autobusem, w którym tylna szyba była zbita w pajączek. Albo takim, w którym spaliny leciały do środka. Jeździłem też autobusem, w którym fotel kierowcy był przyblokowany drewnianym pieńkiem, by nie wypadał. Autobusy były naprawiane dopiero wtedy, gdy już nie były w stanie wyjechać na ulicę – mówi anonimowo zatrudniony w Meteorze. - Był pojazd, w którym hamulec był na stale zablokowany w przednim, prawym kole. W związku z czym jakiekolwiek hamowanie skutkowało tym, że cały pojazd skręcał w prawo. Nie wiem o co chodzi. Niby są środki na remonty, ale my ich nie widzimy. To są historie robione dosłownie na taśmę klejącą i na drut. Widziałem lusterka boczne oraz reflektory sklejone taśmą, po to, by się nie przestawiały i nie odpadały.
Kierowcy mówią też o trudnych warunkach pracy mechaników, którzy dopiero jesienią 2017 r. doprosili się kanału. Mieli też - według opinii kolegów z firmy - pracować na własnych lub pożyczonych narzędziach.
- Bywało, że autobusy wyjeżdżały na miasto bez wyważenia kół. Przy 50 km/h całym pojazdem telepało - mówi kierowca. - Gdy przychodzimy rano na bazę, pierwsze co robimy, to patrzymy czy są plamy oleju i gdzie jest wyciek. Widziałem jak na przerwach między kursami dolewano borygo. Czasami brakuje nawet wycieraczek. Są sytuacje, że chłopaki sami je kupują, albo przynoszą z innych aut. Po prostu boją się, że zrobią komuś krzywdę.
Jako ciekawostkę, kierowcy podają informację o dwóch autobusach, które któregoś razu ściągnięto do Tczewa. Jeden był obrośnięty trawą, drugi ubrudzony wewnątrz... węglem.
- To, że nie taranujemy osobówek czy przechodniów świadczy tylko o tym, że naprawdę jesteśmy świetnymi kierowcami. Gdy wiem, że autobus ma słabe hamulce, to trzymam dystans, dwa razy większy niż powinienem. Ale muszę nim jechać, inaczej narażę się na kary finansowe.
Miejscowi gorzej traktowani?
Zastrzeżenia kierowców dotyczą również przestrzegania prawa pracy. W minionych latach ze spółki odeszło wielu pracowników. Meteor miał duże problemy ze świadczeniem usług, do dziś brakujące kadry systematycznie uzupełnia pracownikami spoza Tczewa. Obecna sytuacja na rynku pracy ma powodować działalność na granicy prawa.
- Przykładowo, jest brygada 12-godzinna, gdzie chłopaki na umowach o pracę powinni mieć 3 godz. i 40 min przerwy. W rzeczywistości bywa, że przerwy wynoszą 40-45 min – mówi zatrudniony. - To jest czas, gdy może wstać i wyprostować nogi. Proszę sobie wyobrazić jak wygląda taka praca w 35-st. upale, w pojeździe bez klimatyzacji. Gdy pracowników było wystarczająco wielu, to nas nieszanowano. Gdy zaczęli odchodzić, a my walnęliśmy pięściami w stół, sytuacja nieznacznie się poprawiła pod względem finansowym. Obecnie znów warunki pracy się pogarszają, bo pracujemy znacznie więcej.
Kryzysowy moment nastąpił w połowie czerwca br. Kierowcy rzucili papierami na biurka kierowników, istniało ryzyko, że na ulice nie wyjedzie kilka wozów. Ostatecznie osiągnięto porozumienie, a wraz z nim podwyżki. Rąk do pracy jednak nie przybyło.
- Obecnie mamy 25 brygad, ale aż 16 z nich jest jednoosobowych, czyli chłopaki jeżdżą po 12-13 godz. od poniedziałku do piątku, a nawet więcej. Tylko 9 brygad jest 2-osobowych. Łatwo policzyć, że dziennie brakuje 16 kierowców. Jeżdżą kierownicy i dyspozytorzy, którzy „dorabiają” na umowę zlecenie, bo muszą. Są osoby, które „spokojnie” mogą pracować ponad 300 godz. w miesiącu. Trudno tu mówić o bezpieczeństwie. Kierowca po 13 godz. pracy od poniedziałku do piątku, wsiada do pojazdu i pyta mnie jaką linią jedzie – taką sytuację ostatnio zastałem. Siedzi za kierownicą jak „zombie”. Niby patrzy na drogę, ale nie myśli.
To co szczególnie boli pracowników z Tczewa, to jak mówią, dysproporcje w wynagrodzeniach kierowców przyjezdnych oraz miejscowych.
- Przyjezdni zarabiają o wiele więcej. Płacą im za hotel, delegację, diety i za dyspozycyjność, płacą prawidłowo za nadgodziny – mówi zatrudniony. - To jak płacą miejscowym było już zgłaszane do Państwowej Inspekcji Pracy. Zdajemy sobie sprawę, że gdyby tych przyjezdnych nie było, to nie byłoby autobusów na mieście. Ale boli nas, że firma pozbyła się tczewskich kierowców, zamiast zapewnić im godne wynagrodzenie.
OIP ujawnia nieprawidłowości
Firma nie zamierza tłumaczyć się z sytuacji panującej w zespole. Na nasze liczne pytania, dotyczące wynagrodzeń, czasu pracy, stanu taboru czy warunków pracy mechaników, odpowiedziała jedynie krótkim oświadczeniem:
„Szanowny Panie Redaktorze, w odpowiedzi na Pana pytania mogę jedynie zapewnić, że wszystkie nasze działania są zgodne z obowiązującymi normami i przepisami prawa. Kierowcy otrzymują bardzo atrakcyjne wynagrodzenia, a tabor na bieżąco jest kontrolowany i naprawiany. Z poważaniem, Ireneusz Kozieł.”
Nieco światła na sytuację w zespole tczewskiego przewoźnika rzuca przeprowadzona w 2017 r. kontrola Okręgowej Inspekcji Pracy w Gdańsku. Podczas prześwietlania działalności spółki Irex-9 ujawniono szereg nieprawidłowości m.in. nieprzestrzeganie przepisów w zakresie czasu pracy kierowców czy przepisów dotyczących naliczania i wypłacania pracownikom świadczeń wynikających ze stosunku pracy. Ponadto inspekcja pracy ujawniła naruszanie przepisów ustawy o rehabilitacji zawodowej i społecznej oraz zatrudnianiu osób niepełnosprawnych, dopuszczania pracowników do pracy bez wymaganych szkoleń bhp oraz nieterminowego zgłoszenia pracowników do obowiązkowego ubezpieczenia społecznego. Jak informuje OIP przeprowadzone kontrole nie zakończyły się postępowaniem karno – wykroczeniowym.
Nietykalni?
Urząd Miasta, jako organizator transportu w Tczewie, praktycznie nie reaguje na przypadki stwierdzonych nieprawidłowości.
- Meteor jest prywatną firmą i miasto nie ma prawnej możliwości ingerowania w sprawy pracownicze. Kontrakt między miastem a przewoźnikiem (niezależnie od tego, jak firma wykonuje tę usługę) nie zawiera zapisów na temat zatrudnienia kierowców. Jeśli istnieje podejrzenie o łamanie praw osób zatrudnionych, skarga poszkodowanych pracowników powinna trafić do Państwowej Inspekcji Pracy – odpowiada tczewski magistrat. - Przetarg na świadczenie usług komunikacji miejskiej w Tczewie został przeprowadzony należycie, zgodnie z obowiązującymi przepisami, co potwierdziło postępowanie toczące się przed Krajową Izbą Odwoławczą
Próżno szukać w oficjalnych wypowiedziach miejskich urzędników jakichkolwiek słów krytyki w odniesieniu do wadliwego taboru czy sytuacji pracowników. Jak pokazały minione cztery lata, w relacjach „organizator transportu – przewoźnik”, Meteor jest praktycznie nietykalny, a przeprowadzane kontrole ZUK, mają znikomy wpływ na polepszenie jakości przewozów. Z niewyjaśnionych względów nad konsorcjum rozciągnięto parasol ochronny.
- Dlaczego w przetargu nie mógł być określony maksymalny wiek autobusów, dlaczego nie mogło być zapisu np. o klimatyzacji czy o tym, by pracownicy byli zatrudnieni na umowie o pracę? Przecież ta firma jeździ też w Olsztynie czy Gdyni i tam nie ma takich „akcji”. Dlaczego? Bo miasto ich sprawdza i ma nad nimi kontrolę –komentuje jeden z kierowców.
Napisz komentarz
Komentarze