O sprawie poinformował nas świadek zdarzenia, według którego stan urządzeń do zabaw na „kanonce” w momencie wypadku pozostawiał wiele do życzenia. Jego słowa skonfrontowaliśmy z wersją dyrektora TCSiR-u, który zapewnił, że do incydentu nie doszłoby, gdyby z urządzenia korzystało dziecko, a nie osoba dorosła.
Poczułam ból, zaczęłam krzyczeć
Według Andrzeja Błaszkowskiego, jedna z desek podestu oderwała się pod wpływem ciężaru, następnie kobieta raniła się w nogę wystającą główką gwoździa. Szef TCSiR-u wyjaśnił ponadto, że urządzenie miało ważmy przegląd, a jego stan wskazywał na działanie wandali. Tymczasem co innego twierdzi sama poszkodowana, która skontaktowała się z redakcją po przeczytaniu artykułu z ub. tygodnia.
- Pracuję w przedszkolu specjalnym i tego dnia byłam z dziećmi na placu zabaw - mówi poszkodowana. - Stojąc na dole, wsadzałam dzieci na tę tyrolkę, ponieważ one nie wskoczą same do góry. Nie wchodziłam na górę, bo nie było takiej potrzeby. Przy ostatnim przejeździe dziecka, niechcąco kopnęłam ostatnią, spróchniałą deskę, która była tuż przy ziemi. Na nieszczęście ona się nie tylko oderwała, ale i odwróciła. Straciłam równowagę i drugą nogą stanęłam na wystającą, długą śrubę. Poczułam ogromny ból i zaczęłam krzyczeć.
Do dziś na zwolnieniu
Świadek zdarzenia natychmiast zadzwonił po karetkę. Kobieta nie skorzystała z transportu, ponieważ przyjechał po nią mąż, który zawiózł ją do szpitala. (...)
Napisz komentarz
Komentarze