Do zdarzenia doszło w miniony piątek (15.06.), ok. godz. 14.30.
„Włóczyła się” po mieście
O interwencję zwrócił się do redakcji GT zbulwersowany ojciec 5-latki. Jak opisuje, po ostatniej lekcji (religii), katecheta miał wypuścić dziewczynkę do domu, w towarzystwie starszej uczennicy. Dziewczynka została odnaleziona sama. Szła ul. Wyszyńskiego, od strony pl. Hallera.
- Córkę ze szkoły miał odebrać wujek, lecz gdy przyszedł do szkoły nikt z nauczycieli ani katecheta, ani wychowawca klasy nie potrafili powiedzieć, gdzie jest Monika - mówi ojciec dziewczynki. - Okazało się, że katecheta wydał naszą córkę 9-latce, której my nawet nie znamy. Córka przez ponad godzinę „włóczyła się” sama po mieście, bo tyle czasu potrzebowaliśmy żeby ją odnaleźć.
Ojciec uczennicy poprosił o interwencję oraz wyjaśnienie dlaczego kilkuletniemu dziecku nie zapewniono opieki w placówce.
- Czy takie postępowanie jest normalne i powszechnie stosowane w szkołach - pyta retorycznie.
Co na to szkoła?
Dyrektor placówki przedstawia zupełnie inną wersję zdarzeń.
- Dziewczynka z oddziału przedszkolnego opuściła teren szkoły z 13–letnią koleżanką - mówi Gabriela Makać. - Z wyjaśnień nauczyciela i świadków wynika, że opiekunowie odbierali dzieci po zajęciach przed wejściem do budynku szkoły. Uczniowie, których rodziców nie było, szli na koniec kolejki. Tak też było z Moniką, która jednak oddaliła się od dzieci czekających na schodach na przekazanie ich rodzicom i bez wiedzy nauczyciela dołączyła do kolegi z grupy i jego starszej siostry - Nikoli (13 lat), która odbierała brata. Dziewczynki znają się ze świetlicy środowiskowej. Dzieci poszły do domu Moniki, ale nikogo nie było w domu. Następnie we troje poszli do domu starszej uczennicy. Tam czekała na nich mama, która została powiadomiona przez wychowawczynię, że Nikola wzięła Monikę. Przez 15 min dziecko było bez nadzoru osób dorosłych. (...)
Napisz komentarz
Komentarze