Aby zrozumieć rodzinne waśnie trzeba wrócić do lat 70-tych, gdy Mieczysław Kowalczyk kupił 23 ha w jednej z miejscowości na terenie powiatu tczewskiego (z uwagi na toczący się konflikt nie podajemy dokładnej lokalizacji). Na początku lat 90-tych, po przejęciu od PGR-u kolejnych 32 ha, przekazał część gospodarstwa swojemu synowi. Ten szybko zrezygnował z gospodarzenia, a ziemię w maju 2014 r. sprzedał swojemu kuzynowi.
Urząd nie widzi problemu
We wrześniu br. nowy właściciel ściągnął na działkę ciężki sprzęt – z jednej strony, by udrożnić zaniedbany przez lata rów, z drugiej, by osuszyć część nowo pozyskanego terenu. Pomiędzy nowymi sąsiadami wybuchł ostry konflikt.
- Mówiłem mu, że teren jest nie do osuszenia – mówi Mieczysław Kowalczyk, pierwotny właściciel pola. - To jest torf, od kiedy pamiętam tam zawsze stała woda, zwłaszcza przy mokrym roku. Nigdy nie można było wjechać ciągnikiem. Uparł się, przekopał rów, który jest granicą jego działki i działki syna, o średnio 80 cm! Mojemu polu grozi obniżenie wód gruntowych, a więc w przyszłym roku susza.
Na miejsce ściągnięto urzędnika z gminy. Na podstawie filmów dokumentujących wykonane prace, opinię wydali specjaliści Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych, którzy stwierdzili, że przegłębienia „nie będą miały istotnego znaczenia dla stanu technicznego rowu oraz stosunków wodnych”. Zobowiązali wykonującego prace do odtworzenia zniszczonych drenarek i ewentualnego naprawienia skarpy w przypadku jej osunięcia. Pod sporządzonym protokołem podpisał się nowy właściciel, graniczący z nim kuzyn, złożenia podpisu odmówił zaś Mieczysław Kowalczyk, który z sentymentu do ziemi chce reprezentować syna w wszystkich postępowaniach. (...)
(dane bohatera zostały zmienione)
Napisz komentarz
Komentarze