Za dwa tygodnie stawiania ścian z regipsu, mężczyźni mieli dostać jedynie po ok. 200 euro na głowę. Reszty obiecanej kwoty, szacowanej w sumie na 900 euro, do tej pory nie zobaczyli. Spotkanie rozliczeniowe z szefem firmy zlokalizowanej na terenie pow. malborskiego nazywają poniżającym spektaklem.
- 10 sierpnia po telefonicznym kontakcie pojechaliśmy do pana D. po rozliczenie - mówi jeden z mężczyzn. - „Chłopaki przyjeździe, wszystko wyjaśnimy, dostaniecie pieniądze”. Pojechałem z żoną w ciąży. Szczerze, zostaliśmy potraktowani jak psy. Czekaliśmy w aucie od godz. 7.00 do 18.00. Ja dostałem 50 euro, a kolega 100 euro, bo jechaliśmy jego autem. Tłumaczenie? Szef miał wypłacić pieniądze naszemu koledze z Kościerzyny.
W połowie lipca mężczyźni wyjechali do Niemiec z polecenia znajomego. O warunkach zakwaterowania - spanie na podłodze - szybko woleliby zapomnieć. To jednak nie kwestie socjalne sprawiły, że miesięczny wyjazd do Berlina zakończyli już po dwóch tygodniach. Wszystkiemu winne miały być nieporozumienia z szefem budowy.
- Warunki miały być pewne - 8 euro za godzinę i umowa z pracodawcą - mówi tczewianin. - Co do tego drugiego, temat szybko zaczął się rozmywać. Na miejscu okazało się, że panuje dezorganizacja. Brakowało narzędzi i materiałów, mieliśmy spore przestoje.
- Co dwa tygodnie mieliśmy mieć zjazd do Polski na weekend. Dostaliśmy ultimatum, że pojedziemy do domu, jak skończymy jeden z etapów - mówi drugi z pracowników. - Mimo to szef dalej coś wymyślał i nas przetrzymywał, mówiąc, że nie wypłaci zaliczek. W sobotę przyszliśmy po odbiór i wypłatę zaliczki, ale nic z tego nie wyszło. 30 lipca, po 5 godz. pracy spakowaliśmy się i wyjechaliśmy do domu. Inni Polacy zostali jeszcze jakieś dwa tygodnie. (...)
Napisz komentarz
Komentarze