Od miesiąca mieszkańcy wszystkich miejscowości w Polsce sami tworzą Mapę Zagrożeń, która dla stróżów prawa ma być drogowskazem w codziennej pracy. Do tej pory na mapie Tczewa zaznaczono 22 punkty, zagrożone problemem spożywania alkoholu czy wandalizmu. Ile newralgicznych miejsc wskazali mieszkańcy, tego nie wiadomo, ponieważ na mapie umieszczane są wyłącznie punkty osobiście zweryfikowane przez policję. I tu pojawia się problem.
- Dwa tygodnie temu zgłosiłem zjawisko żebractwa pod jednym z marketów przy ul. Gdańskiej. Co rusz widzę tam osobę, która prosi ludzi o pieniądze - mówi nasz Czytelnik. - Po zweryfikowaniu okazało się, że problemu nie ma! Ikona zniknęła z mapy. Rozumiem, że policja nie trafiła akurat na bezdomnego, ale wystarczyło wypytać ekspedientki, które z pewnością, by to potwierdziły.
Tak się składa, że redakcja GT leży po sąsiedzku ze wspomnianym dyskontem. Po sygnale mieszkańca bacznie przyglądaliśmy się czy klienci sklepu są zaczepiani przez osoby bezdomne. Okazało się, że w piątek oraz poniedziałek przy jego wejściu siedział mężczyzna proszący o drobne. Na dowód wykonaliśmy fotografię. Co na to przedstawiciele tczewskiej komendy?
- Zdajemy sobie sprawę, że problem żebractwa występuję praktycznie przy każdym większym sklepie. Jeśli jednak mówimy o Mapie Zagrożeń, policjanci muszą zgłoszenie potwierdzić osobiście, czyli złapać żebrzącego na gorącym uczynku. W praktyce funkcjonariusze jadą we wskazane miejsce nawet trzykrotnie – mówi st. asp. Dawid Krajewski.
Jak widać nie zawsze przynosi to oczekiwany efekt, a szczegółowa weryfikacja należy się nie tylko sygnałom zainteresowanych poprawą bezpieczeństwa mieszkańców, ale także... nowemu systemowi.
Napisz komentarz
Komentarze