Zdesperowani mieszkańcy szukają ratunku w redakcji Gazety Tczewskiej, bo jak mówią wyczerpali rezerwy cierpliwości i wyrozumiałości wobec byłego szefa. Do 3 lipca br. pracowali w kilku salonach gier na terenie Tczewa oraz Trójmiasta. Dwa dni wcześniej skończył się okres przejściowy dla znowelizowanej ustawy hazardowej, w związku z czym salony zamknięto.
„12 godz. dziennie i cały weekend...”
- Pierwsze problemy z płatnościami pojawiły się już w maju – mówi Jacek z Tczewa. - Szef twierdził, że ma problemy finansowe, że dużo środków włożył w nowy obiekt. Ale my dobrze wiemy, że ma wiele nieruchomości. Gdyby faktycznie chciał, to płaciłby nam na czas.
- Najpierw powiedział, że lokale z maszynami będą musiały być tymczasowo zamknięte, bo wchodzi nowa ustawa - mówi Andrzej z Wejherowa. – Gdy salony zamknęli, dalej mówił, że to tylko na chwilę. Teraz, gdy dzwonimy do szefa z pytaniami o pieniądze, słyszymy zbywanie.
Ci, którzy zdecydowali nagłośnić sprawę mówią, że nie otrzymali zapłaty za czerwiec oraz pierwsze dni lipca. Katarzyna twierdzi, że szef jest jej winien 970 zł. Urszula ma 550 zł zaległości, Andrzej - 2100 zł, Teresa - 1230 zł. Wioleta mówi, że powinna otrzymać 1580 zł, a Jacek 1410 zł. Kwoty nie są oszałamiające, ale też stawka godzinowa nie powalała na kolana. 5 zł za godz., do tego praca na czarno – wszyscy wiedzieli na co się piszą. Przy okazji interwencji w sprawie zaległych środków, na jaw wychodzą inne bulwersujące praktyki, których - według byłych zatrudnionych - miał dopuszczać się właściciel. (...)
Napisz komentarz
Komentarze