sobota, 2 listopada 2024 00:21
Reklama
Reklama

Mieszkańcy protestują przeciwko budowlanej samowoli

TCZEW. Ulica Sportowa na osiedlu Bema w Tczewie jest cichym zaułkiem, usytuowanym między siedzibą tczewskiej Policji a Stadionem Miejskim. Spokój mieszkańców zburzyła budowa w ich sąsiedztwie domu, który ma łamać przepisy planu zagospodarowania przestrzennego. Urzędnicy twierdzą inaczej…
Mieszkańcy protestują przeciwko budowlanej samowoli

Mieszkańcy po miesiącach bezskutecznych starań o zastopowanie budowy postanowili przedstawić swój problem „Gazecie Tczewskiej”. Twierdzą, że będąca od kwietnia br. w trakcie realizacji inwestycja jest niezgodna z prawem, bo zamiast domu jednorodzinnego powstaje tu zwykły mieszkalny blok.
- Inwestorowi pozwolono budować dom, który de facto jest blokiem, a naszej sąsiadce, która chciała postawić zwykłą przybudówkę powiedziano, że ulica jest już przebudowana. Czujemy się urażeni, bo jako mieszkańcy w ogóle nie zostaliśmy powiadomieni o charakterze budowy, a sami robotnicy powiedzieli nam, że powstaje zwykła „chałupka”.

Zamiast domu zwykły blok?
- Postanowiliśmy interweniować, kiedy rozpoczęły się wykopy, a nie pojawiła się nawet wymagana tablica informacyjna – wspomina Paweł Szczuka, mieszkaniec ulicy. – Dopiero po naszej interwencji w nadzorze budowalnym, 1,5 miesiąca po rozpoczęciu prac, tablica się „znalazła”; napisano na niej ogólnikowo, że powstaje budynek mieszkalny. Niedawno uściślono, że są to budynki mieszkalne jednorodzinne, w zabudowie szeregowej. Na dodatek okazało się, że inwestor zamierza przebudować wjazd na moją działkę bez mojej zgody!
Podstawą do realizacji wszystkich obiektów budowlanych na obszarze miast i gmin są plany zagospodarowania przestrzennego. Gdy takiego planu nie ma, nowe inwestycje ustala się według charakteru istniejącej zabudowy po to, żeby utrzymać ład architektoniczny. 
- Obiekt, przeciwko realizacji którego się sprzeciwiamy, dotyczy osiedla Bema, gdzie plany zagospodarowania wyraźnie mówią, że jest to teren pod zabudowę domów jednorodzinnych (tzw. bliźniaków lub szeregowych), dodatkowo objęty ochroną konserwatora zabytków – zaznacza Franciszek Leszczyński, mieszkaniec ul. Sportowej, którego sąsiedzi wybrali na swojego pełnomocnika. - Natomiast obiekt, który decyzją Starostwa Powiatowego uzyskał prawo do budowy, jest budynkiem mieszkalnym, ale wielorodzinnym, natomiast na pewno nie jest domem jednorodzinnym w układzie szeregowym.

Starostwo: inwestycja zgodna z prawem
Inwestycja ma łamać również przepisy ustawy Prawo Budowlane. Budynek ma być prawdopodobnie obiektem 8-rodzinnym (po ewentualnym zaadaptowaniu, może w nim zamieszkać nawet 12 rodzin). Według wspomnianej ustawy przez budynek mieszkalny jednorodzinny należy rozumieć budynek wolno stojący albo w zabudowie bliźniaczej, szeregowej lub grupowej, służący zaspokajaniu potrzeb mieszkaniowych, stanowiący konstrukcyjnie samodzielną całość, w którym dopuszcza się wydzielenie nie więcej niż dwóch lokali mieszkalnych albo jednego lokalu mieszkalnego i lokalu użytkowego o powierzchni całkowitej nieprzekraczającej 30 proc. powierzchni całkowitej budynku. Tyle mówi prawo, a jak tłumaczą je urzędnicy?
- Jest to z całą pewnością budynek jednorodzinny szeregowy – uważa Maria Taraszkiewicz – Gurzyńska, naczelnik Wydziału Budownictwa w tczewskim Starostwie Powiatowym. - W definicji tego typu budynku wymienia się wyłącznie elementy konstrukcji, a pomija się całkowicie elementy funkcji. Należy przez to rozumieć taki obiekt budowlany, który jest trwale związany z gruntem, z wydzielonymi za pomocą przegród budowlanych przestrzeniami oraz posiada fundamenty i dach. Poszczególne segmenty tego budynku posiadają całkowicie samodzielną konstrukcję.
- W domkach szeregowych jednorodzinnych, każdy element szeregu musi mieć osobną konstrukcję – oponuje Fr. Leszczyński. – Tymczasem jest to normalny dom z dwiema klatkami. Dach zgodnie z zapisami powinien mieć charakter istniejących już dachów. Nasze dachy są płaskie lub kopertowe, a ten ma mieć poddasze zaadaptowane na mieszkania. Ponadto plan zagospodarowania przestrzennego mówi, że nowo powstające domy muszą mieć jednorodny charakter architektoniczny, gabaryty oraz kolorystykę podobną do już istniejących budynków.
Przy ul. Sportowej znajduje się 6 domów jednorodzinnych (stojących  na działkach o powierzchni przekraczającej nieznacznie 1000 m kw.), jeden dom-bliźniak oraz dwa domy dwupiętrowe.
- Tymczasem w naszym sąsiedztwie powstaje dom wielorodzinny na działce o powierzchni tylko 1068 m kw.! – oburza się pan Franciszek. – To tak, jakby ktoś chciał go wepchnąć tam na siłę, jakby w całym Tczewie nie było uzbrojonych terenów pod budowę bloków. Parametry tego budynku nie spełniają warunku zachowania tzw. powierzchni biologicznej (30 proc. terenu) na np. krzewy i ławki, miejsce na składowanie śmieci, trzepak. Ten obiekt sam zajmuje ok. 600 m kw.! 

Zupełnie nas zlekceważono…
Posiłkując się ustawą Prawo Budowlane mieszkańcy ulicy uważają, że zanim Starostwo wydało pozwolenie na budowę powinno ich poinformować o charakterze inwestycji. Twierdzą, że są obok inwestora stroną w sprawie, ponieważ ich nieruchomości znajdują się w obszarze oddziaływania budowanego obiektu.
- Nie zostaliśmy powiadomieni, więc uważamy, że prawo zostało naruszone – mówi Franciszek Leszczyński. - Dotyczy to także kodeksu postępowania administracyjnego, który mówi, że stroną może być każdy obywatel, którego interesy są zagrożone. Zupełnie nas zlekceważono. Przez niedoinformowanie pozbawiono nas wręcz praw obywatelskich.
- W 2003 r. znowelizowano prawo budowlane, m. in. właśnie po to, by nie każdy sąsiad był stroną – ripostuje naczelnik Gurzyńska. - Ustalono tzw. obszar oddziaływania na działkę sąsiednią w dwóch przypadkach. Po pierwsze - jeżeli budynek jest lokalizowany niezgodnie z rozporządzeniem w stosunku do granicy działki sąsiedniej (poniżej 4 m ze ścianą z oknami lub drzwiami lub poniżej 3 m z tzw. luksferami) oraz po drugie – w przypadku występowania tzw. przesłaniania, czyli wtedy, gdy wysokość budynku w stosunku do okien sąsiedniego domu jest za duża.
Jak mówi nasza rozmówczyni, stronami w postępowaniu są: inwestor oraz właściciele, użytkownicy wieczyści lub zarządcy nieruchomości znajdujących się w obszarze oddziaływania obiektu.
- Budynek nie oddziałuje na mieszkańców, więc nie są oni stronami do poinformowania. Ten przepis bardzo uprościł procedurę, bo chodziło właśnie o ograniczenie wymogów posiadania zgody sąsiadów.   

Były drzewa, nie ma drzew
Mieszkańcy ul. Sportowej pomimo słów naczelnik Wydziału Budownictwa upierają się, że są stroną, którą należało o budowlanym fakcie poinformować. Jako argument podają, że inwestor zlikwidował naturalną skarpę wraz ze starodrzewiem, co miało zakłócić stosunki wodne na ulicy. Sportowa nie posiada instalacji deszczowej, co więcej, kanalizacja wykazuje niewielki spadek z częściowym odpływem, co było przyczyną kilkukrotnego zalewania posesji i piwnic nieczystościami.
- Nieraz moja piwnica „pływała” w fekaliach – wspomina pan Franciszek. – Przez kolejne takie „przygody” wartość naszych działek będzie wciąż spadać. Dlatego uznaliśmy, że jednak jesteśmy stroną w tej sprawie.
- Pewnego razu nieczystości zalały ulicę tak obficie, że interweniowałem w Centrum Reagowania Kryzysowego – dodaje Paweł Szczuka.
- Inwestor gwarantuje wykonanie studni chłonnych, które przejmą całą wodę z ulicy, więc obawy o jej ponowne zalewanie się skończą – zapewnia Maria Taraszkiewicz – Gurzyńska.
Naszym rozmówcom najbardziej żal jest wyciętych drzew rosnących na zniwelowanym nasypie. Znikło 14 topoli, dwie lipy oraz kilkanaście krzewów leszczyny. Drzewa miały ok. 50 lat i według mieszkańców w niczym nie przeszkadzały w posadowieniu budynku. 
- Na pytanie dlaczego tak się stało, urzędniczka z Wydziału Ochrony Środowiska w Urzędzie Miasta odpowiedziała, że na roślinach się nie zna, a inwestor miał zgodę na ich wycięcie – załamuje ręce pan Franciszek. – Podobno za wyciętą lipę gdzieś w mieście zostaną posadzone trzy drzewka...
- Nie dostali zgody na trzy topole przy granicy z moją działką, ale poradzili sobie z nimi tak, że wycięto korzenie, a drzewa przykryto plandeką – ubolewa pan Paweł. - Jednak najpierw powinna zostać zabezpieczona murkiem skarpa. Chodzi im tylko o to, żeby te drzewa siłą rzeczy się przewróciły.

Będzie ciasno od samochodów
Nasi rozmówcy obawiają się zakorkowania swojej ulicy. Sportowa jest ulicą ślepą, kończącą się na obrzeżach Stadionu Miejskiego. Jezdnia jest jednostronna, obsadzona starymi drzewami, a wylot ulicy nie spełnia norm dla ulic osiedlowych, bo jest zbyt wąski.
- Już są problemy z dojazdem i często trzeba prosić sąsiadów o przesuwanie samochodów – relacjonuje Paweł Szczuka. - Co będzie, gdy powstanie ten blok i wprowadzą się rodziny z kolejnymi autami? To będzie sytuacja nie do wyobrażenia.
Pełnomocnik mieszkańców przypomina, że w prawie istnieje zapis wskazujący, iż na każde mieszkanie muszą przypadać dwa miejsca postojowe.
 - A co z dojazdem? – pyta Fr. Leszczyński. – U nas tylko jeden samochód może stanąć na drodze. Jak wjeżdża jakaś ciężarówka to my już nie możemy. Co się stanie, gdy przyjedzie straż pożarna lub pogotowie? W takim zagęszczeniu samochodów po prostu nie wjedzie. Tym samym mamy realne obawy o nasze bezpieczeństwo.
- Z projektu wynika, że na każdy szereg będą przypadać dwa miejsca w garażu i dwa na podjeździe – zapewnia naczelnik Wydziału Budownictwa w Starostwie. - Przecież nikt nikomu nie zabroni parkować na podjeździe, prawda?

Brak współpracy między urzędami?
Naszych rozmówców dziwi brak współpracy pomiędzy Urzędem Miasta, a Starostwem Powiatowym odnośnie zasad zawartych w planie przestrzennym Tczewa.
- Przecież Rada Miejska uchwalając ten plan brała pod uwagę miejscowe uwarunkowania. Jednak z nieznanych dla nas przyczyn zasady planu nie są respektowane przez Starostwo. Działanie powiatu, oparte na dowolności i zmienności kryteriów, narusza nasze zaufanie do tego organu.
- Napisaliśmy skargę do Urzędu Miasta i prezydenta, w której zwracaliśmy uwagę, że decyzja Starostwa łamie miejski ład i prawo – informuje Paweł Szczuka. - Dostaliśmy odpowiedź, że decyzja została wydana przez Starostwo i tam mamy się zwrócić, więc miasto umywa ręce. Nie ma tutaj żadnego współdziałania w zakresie wydawanych decyzji i pozwoleń na budowę między oboma urzędami. Nie ma sprzężenia zwrotnego.
- Generalnie uważam, że prawo musi stanowić prawo, a plan przestrzenny jest święty i nie ma tu miejsca na żadne ustępstwa – podkreśla pan Franciszek. - U nas każdy dba o swoją działeczkę, a teraz będziemy mieć na widoku koszmarny blok. Nie mielibyśmy nic przeciwko temu, gdyby stanął tam dom-bliźniak, ale tak?
Jak na te zarzuty odpowiadają urzędnicy miejscy?
- Osiedle Bema według planu zagospodarowania przestrzennego jest przeznaczone na budownictwo mieszkaniowe jednorodzinne wolno stojące, bliźniacze lub szeregowe – potwierdza Danuta Morzuch – Bielawska, naczelnik Wydziału Planowania Przestrzennego. -   Ale wydawanie zgody na daną inwestycję, zgodnie ze wspomnianym planem, leży w gestii Starostwa Powiatowego i miasto nie jest stroną w tej sprawie. W tym przypadku występuje wyraźna rozdzielczość urzędów. Nie ma takiej możliwości, by urzędnicy powiatowi wydawali pozwolenie na budowę o charakterze niezgodnym z miejskim planem zagospodarowania przestrzennego.

Nadzór budowlany nie znalazł uchybień
Mieszkańcy postanowili dochodzić swoich racji w nadzorze budowlanym.
- Ten obiekt został przeze mnie skontrolowany miesiąc temu – wyjaśnia Leszek Lewiński, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego. - Dom powstaje na podstawie pozwolenia na budowę, więc nie widziałem powodu, żeby budowę wstrzymać. Jeżeli pozwolenie jest już w obiegu prawnym, nadzór budowlany sprawdza tylko zgodność z realizacją. Zbadanie, czy budowa jest zgodna z planem przestrzennym należy do Starostwa lub Urzędu Wojewódzkiego.
Leszek Lewiński przyznaje, że budowa ruszyła bez wymaganej tablicy informacyjnej, co od razu rzuciło się w oczy mieszkańców Sportowej, ale jednocześnie dodaje, że jej brak trwał nie 1,5 miesiąca, jak utrzymują mieszkańcy, ale jeden dzień.
- Ze względu na brak jednej tablicy miałem wstrzymywać całą budowę? Inwestor został już dawno za ten mało znaczący błąd pouczony. 
Mieszkańcy są zdziwieni, że inspektor nie zauważył żadnych uchybień.
- Jeżeli jest się księdzem to trzeba umieć odprawiać mszę świętą, a inspektor nadzoru budowlanego musi się znać na przepisach prawa budowlanego. Są to tak rażące błędy, że ręce opadają…
 
Nawet poseł nie pomógł
Mieszkańcy postanowili, z pomocą posła Tadeusza Cymańskiego (PiS), szukać rozwiązania swojego problemu w Urzędzie Wojewódzkim i Głównym Inspektoracie Budowlanym, jednak obie instytucje oddaliły ich skargi, argumentując, podobnie jak tczewskie Starostwo, że nie są stroną w tej sprawie.
- Jeżeli jedna instancja tak orzeka, potem druga, to oznacza, że mieszkańcy nie mają racji – komentuje postanowienie wojewody Maria Taraszkiewicz - Gurzyńska.
Ci jednak, wcale nie składają „broni”, choć na razie nie chcą mówić o kolejnych krokach.
- Nie byłoby tego całego zamieszania, gdyby normalnie nas poinformowano i zapytano, czy nie będzie nam przeszkadzać taka budowa – twierdzi Paweł Szczuka.
- Prowadziłem dużą firmę budowlaną, byłem szefem fabryki domów i budownictwo mieszkaniowe jest mi doskonale znane – utrzymuje Franciszek Leszczyński. - Nie wyskoczyłem więc sroce spod ogona i jestem wrażliwy na ład przestrzenny. Uważam, że jeśli nie będzie rozbiórki tej samowoli budowlanej, to żadnego prawa w Polsce nie ma, a zamiast niego jest tylko administracyjna „dzicz”. My tutaj nie odpuścimy. Chcemy żeby osoby, które się znają na budownictwie, powiedziały co to jest za obiekt.
Jak na ten problem reaguje sam inwestor, który nie chce podać na łamach gazety swojego nazwiska? Mówi, że wolałby tego zamieszania nie komentować, żeby nie zaogniać sytuacji.
- Działam zgodnie z prawem, co potwierdziły kolejne urzędy – stwierdza krótko.



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama