Już od samego rana w niedzielę, 11 listopada Lignowy gościły św. Marcina. Przybył on tradycyjnie na białym koniu. I zgodnie z przysłowiem, wraz z jego przybyciem zaczęły z nieba spadać drobne płatki śniegu.
Tradycja jest święta
- Tradycja jest najważniejsza i święta. Dlatego co roku przybywam do mieszkańców parafii, którzy wybrali mnie na swego patrona - powiedział Maciej Liss, który wspaniale wcielił się w postać św. Marcina. - Odwiedzę przede wszystkim najdostojniejszych i najstarszych parafian. A jest ci takich wielu w Lignowach. Aby nikogo nie pominąć mam tu listę dokładnie wszystkich wyszczególniającą. Warto o nich pamiętać nie tylko od święta. Oto oni: Wanda Skoczyńska, Maria Kuchta, Helena Braun, Czesława Pawella, Maria Pielecka, Kasia Śledź, Czesława Ciara, Gertruda Machalik, Kazimiera Kowalska, Hugo Braun, Ludwika Braun, Stanisław Jesionowski, Marian Skowroński, Alfons Gierszewski, Stefania Klinkosz, Helena Brochuńska, Zofia Zwara, Weronika Kamińska i Jadwiga Chmielecka. Prawda, że mrowie ich jest. Zapewne do samego południa będę ich konno odwiedzał, więc aby czasu próżno nie trwonić wybaczcie, ale już konia popędzam i jadę.
I piękna, młoda klacz Sonia z gospodarstwa agroturystycznego w Turzu dostojnie odjechała ze świętym Marcinem. A mieszkańcy Lignów już zaczęli podążać do kościoła na sumę odpustową.
Dla ducha i ciała
Po nabożnie odprawionej sumie wszyscy skierowali się ku pobliskiej świetlicy. Na czele jechał sam św. Marcin. A w świetlicy na przybyłych czekało moc atrakcji. Dla ducha i dla ciała. Na scenie występowały prześlicznie najróżniejsze zespoły. Od rozkosznych przedszkolaków po poważnych licealistów, którzy aż z Tczewa tutaj przybyli, a tam w zacnym Zespole Szkół Katolickich im. świętej Jadwigi Królowej swoja wiedzę pogłębiają i charaktery kształtują. Oni to właśnie pięknie żywot św. Marcina zainscenizowali. Nieustannie wśród widzów pomykały nadobne kociewianki z koszami pełnymi rogalików marcinkowych i częstowały nimi każdego do woli. A jak kto na wynos do domu chciał zabrać rogaliki, to je mógł całymi torebeczkami zakupić. Trzeba też o wystawach zaprezentowanych tam wspomnieć. Pokazano piękne hafty kociewskie oraz fotografie dokumentujące historię Marcinowych Obyczajów. No i promocję wspaniałej i długo oczekiwanej książki uczyniono. Nareszcie mogliśmy zobaczyć i zakupić książkę “Tradycyjne smaki Kociewia” przez Krystynę Gierszewska sprekurowaną.
- Tu w Lignowach potrafią pięknie świętować, ale nie ma się czemu dziwić. Wszak to Szlacheckie Lignowy, więc i świętowanie musi być szlacheckie - usłyszeliśmy komentarz od gościa przybyłego do Lignów z odległego Smętowa.
A już za rok mieszkańcy Lignów Szlacheckich zapraszają na kolejne, tym razem jubileuszowe bo V Marcinowe Obyczaje.
Dwa tysiące rogalików
Największą atrakcją konsumpcyjną uroczystości Marcinkowe Obyczaje były, są i będą smakowite rogaliki zwane “marcinkami”. Miejscowe gospodynie napiekły ich na tegoroczne świętowanie ponad dwa tysiące sztuk.
- Piekłyśmy je wczoraj - mówi Róża Cieszyńska. - Przez prawie cały dzień. Od rana do wieczora.
- Tak dokładnie to zaczęliśmy piec o godz. 8.00 rano, a skończyłyśmy po godz. 18.00 - precyzuje Dagmara Gierszewska. - Nie robiłyśmy tego tylko my dwie, lecz uwijało się przy tej robocie aż 8 gospodyń. Mamy u nas bardzo prężne Koło Gospodyń Wiejskich, którym kieruje moja ciocia, Krystyna. Jestem z niej dumna.
- A na te rogale to zużyłyśmy dokładnie 38 kg mąki. Innych produktów też poszło bardzo dużo.
- Wszystkie rogaliki nadziewane są marmoladą wieloowocową.
- I są polukrowane, a potem jeszcze posypane makiem z mielonymi orzechami.
- Są przesmaczne.
- Liczyłyśmy je aż do 2 tysięcy rogalików. Napiekłyśmy ich jednak nieco więcej.
- Wszystkie rogaliki pakujemy w eleganckie, papierowe torebeczki. Ekologicznie.
- Dzisiaj jest trochę zimno, ale i tak rogaliki idą jak woda. Nasi goście i mieszkańcy kupują nawet po kilka paczek.
- One rewelacyjnie smakują do kawy.
- A takich rogalików jak my robimy w Lignowach, to nawet w Wielkopolsce nie zrobią. Mamy swoje sekrety - śmieje się tajemniczo Dagmara. - Ja chcę być w przyszłości cukiernikiem, więc wszystkiego staram się uczyć już teraz. Jestem dopiero uczennicą III klasy gimnazjalnej. Będę zdobywała zawód w szkole, w Gniewie.
- A ja uczę się w Tczewie. Zdobywam zawód ogrodnika - mówi Róża.
- Za rok też upieczemy marcinki. Będą pewnie jeszcze smaczniejsze - zaprasza Dagmara Gierszewska.
Napisz komentarz
Komentarze