czwartek, 14 listopada 2024 18:57
Reklama
Reklama

Skomplikowana wystawa „Naczyń najprostszych”

TCZEW. 8 listopada w Centrum Wystawienniczo-Regionalnym Dolnej Wisły odbył się wernisaż prac Katarzyny Jóźwiak-Moskal pt. „Naczynia najprostsze”.
Skomplikowana wystawa „Naczyń najprostszych”

- Glina sama z siebie nie jest specjalnie urodziwa - mówi bohaterka wystawy. - Jednak glina włożona do ognia zamienia się w coś bardzo pięknego. Pięknego, ale i kruchego, tak jak człowiek. Dlatego tak bardzo polubiłam ten materiał.
Artystka w glinie opowiada swoje własne historie.
- Opowiadam o tym, że jak każdy z nas odczuwam upływ czasu. I nie podoba mi się to! - śmieje się.
Autorka wystawionych w Centrum Wystawienniczo-Regionalnym Dolnej Wisły prac buntuje się przeciwko temu, co jest nieuniknione.
- Chciałbym trochę oszukać czas i zrobić coś, co pozostanie na dłużej - mówi. - Dlatego zaczęłam się wokół tego tematu obracać. W moim życiu nastąpiły także perturbacje, m.in. ze zdrowiem, dlatego temat kruchości i przemijania stał się dla mnie bardzo ważny.

Bezpieczne wnętrze naczyń
Symbolizujące trwałość i nieprzemijalność prace autorki powstały natchnięte sztuką egipską. Twierdzi ona, że szczególnie upodobała sobie egipską filozofię utrwalania doczesności. Dlaczego?
- Na przekór śmierci - odpowiada tajemniczo.
W zapowiedzi wernisażu mogliśmy przeczytać o naczyniach „skrywających nas samych”, o sarkofagach i urnach na ludzkie prochy. Symbolika wnętrza jest jednak w przypadku prac autorki nieco bardziej rozległa. Jedna z wystawionych rzeźb jest „odlewem” wnętrza jednego z sarkofagów.
- Kiedy lepiłam ten sarkofag, pomyślałam sobie, że chciałabym wejść do środka - mówi Katarzyna Jóźwiak-Moskal. - Chciałam również, aby i inni mogli zobaczyć jak tam w środku jest fajnie. Tak powstał obraz wnętrza tej rzeźby.

Kawał życia w kawale gliny
Wspomniany sarkofag jest ulubioną pracą autorki.
- Z tą postacią wiąże się bardzo się bardzo wiele moich emocji i przygód - opowiada. - Jeszcze kiedy nie była wypalona w piecu, rozsypała mi się. Sama ją przez przypadek przewróciłam. W pierwszej chwili byłam załamana, ale stwierdziłam, że 4 miesiące spędzone nad tą rzeźbą (tyle trwa lepienie takiej postaci) nie mogą pójść na marne, że nie wyrzucę przecież tego na śmieci. Zaczęłam składać wszystko od nowa: wypaliłem te kawałeczki osobno w piecu, potem je skleiłam i jeszcze raz wypaliłam, szkliwiłam i znowu wypalałam itp. W tej pracy jest kawał mojego życia.



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

szramiak 09.11.2007 21:49
Nie dość, że nie wiadomo o co chodzi autorce prac, to na dodatek nie wiadomo o co chodzi autorowi artykułu...

Reklama
Reklama
Reklama