Polityka, jak w każde wybory, znowu zawitała „pod strzechy” polskich domów w rodzinnych rozmowach. Choć na co dzień na politykach i ich zachowaniach nie zostawiamy suchej nitki, to podczas narodowych głosowań zamieniamy się w politologów i socjologów, rozkładających na części pierwsze partyjne programy „naprawy” rzeczywistości.
Kampania krótka i nudna
Tegoroczna kampania z powodu przyspieszonych wyborów była wyjątkowo krótka, a w samym Tczewie po prostu nudna. Z wyjątkiem debaty przedwyborczej, zorganizowanej przez „Gazete Tczewską”, portal.pomorza.pl oraz Centrum Kultury i Sztuki, kandydaci z Ziemi Tczewskiej nie mieli wielu możliwości przedstawienia się swojemu potencjalnemu elektoratowi. Widocznie woleli przypominać o sobie np. podczas wydarzeń kulturalnych („robiąc” za znawców teatru lub malarstwa) lub prezentować swoje poglądy w partyjnym „sosie”, unikając (a może bojąc się) ich konfrontacji z potrzebami „zwykłej tłuszczy”, której jedynym obowiązkiem jest karne maszerowanie do urny i głosowanie akurat „tylko” na to nazwisko...
Kandydaci tylko na plakatach
- Naszych kandydatów do parlamentu widywałam wyłącznie na plakatach – mówiła wprost Katarzyna Schmidt, którą spotkaliśmy w przedszkolu „Jarzębinka”. – Głosowałam na ludzi sprawdzonych, jeśli w ogóle to słowo pasuje do zawodu polityka. Bo czasami można odnieść wrażenie, że ich główna rola polega na nadwerężaniu naszego zaufania.
Dość typowo jak na Samoobronę przypomniała o sobie posłanka Danuta Hojarska, która wzięła udział w blokadzie krajowej „jedynki”, zorganizowanej przez niezadowolonych ze spadku cen skupu żywca rolników. Tczew odwiedził także Janusz Korwin-Mikke - startujący z list Ligi Polskich Rodzin - który w piątkowy wieczór (tuż przed cisza wyborczą) postanowił odwiedzić jeden z klubów muzycznych. Czy po to, by przekonywać do siebie potencjalnych wyborców? A może po prostu chciał posłuchać muzyki? Trudno powiedzieć…
Bez „nietypowych” sytuacji
Same wybory przebiegły w Tczewie spokojnie. Komisje działały sprawnie, a jedynymi kłopotami były nieliczne nieścisłości meldunkowe wyborców. Nie doszło do tak nietypowych sytuacji jak np. w Pile, gdzie zepsuła się… pieczątka do stemplowania list i urny, albo w Płocku, gdzie w jednej z komisji zablokował się zamek do sejfu z kartami do głosowania. Na szczęście nie zabrakło także kart do głosowania.
- Na tych białych zaznaczamy jedno nazwisko kandydata na posła, a na tych żółtych maksymalnie trzy nazwiska potencjalnych senatorów – instruowali członkowie obwodowych komisji wyborczych.
Wziąć odpowiedzialność za kraj
Lokale wyborcze ożywiały się jak zawsze po mszach św., ale w odróżnieniu od wcześniejszych wyborów w godzinach popołudniowych nie zamieniały się w oazę ciszy i spokoju. W końcu pojawiały się kolejki i były one dla członków komisji jedynym problemem, ale tym należącym do gatunku „przyjemnych”.
- Widać, że Polacy zmobilizowali się i poszli większą liczbą do wyborów – twierdziła Marzena Mazurkiewicz, którą spotkaliśmy pod lokalem z siedzibą w Szkole Podstawowej nr 2. – W końcu musimy wziąć odpowiedzialność za nasz kraj i nie pozostawiać go wyłącznie w rękach polityków. Sądzę, że z każdymi kolejnymi wyborami frekwencja będzie coraz wyższa.
Nadzieja na lepsze jutro?
Tczewianie w większości przezornie nie afiszowali się ze swoimi poglądami, ale niektórzy mówili wprost po czyjej stronie leżą ich polityczne sympatie.
- Nosił PiS razy kilka, ponieśli i PiS… - śmiał się Janek, student politologii. - Mimo szerokiego wsparcia dla formacji rządowej ze strony TVP i wszelkiego rodzaju organizacji podlegających premierowi z CBA na czele, wybory zakończyły się porażką Prawa i Sprawiedliwości. Wygrała Platforma Obywatelska, która wlała w serca milionów Polaków nadzieję na lepsze jutro. Nie inaczej było w naszym mieście, gdzie obdarzyliśmy Platformę sporym poparciem.
- Niestety, wszystko wskazuje na to, że - tak jak mówił w telewizji pan premier Jarosław Kaczyński - wraca front obrony przestępców – ubolewał starszy jegomość w kapeluszu.
Nie wszyscy głosowali...
Oczywiście nie wszyscy wybrali się głosować, i to z różnych powodów.
- Nie byłem, bo nie chciało mi się jechać specjalnie po nocnej zmianie w pracy do miejscowości, gdzie jestem na stałe zameldowany – informawał pan Ryszard. – A odpowiedniego wniosku sobie nie załatwiłem, bo po prostu nie miałem na to czasu. Powinniśmy się zastanowić nad głosowaniem przez internet, wtedy dużo ludzi, na przykład w mojej sytuacji, na pewno by zagłosowało.
A jak na to wszystko reaguje loża komentatorska spod monopolowego?
- Na wybory nie poszedłem, bo czuję, że mnie bierze jakaś filipińska zaraza – powiedział z błyskiem w oku jeden z bywalców „loży”.
A ostatnie słowo należy jak zwykle do sztabów wyborczych kandydatów – miasto w końcu ktoś po tych wyborach musi posprzątać...
Napisz komentarz
Komentarze