Mimo to, czasem jeszcze stare nawyki biorą górę nad postępem. Pół biedy, gdy dotyczą pojedynczych mieszkańców, którzy nie chcą u siebie kanalizacji. Gorzej, gdy z ich winy szansę ucywilizowania śmierdzącego problemu odchodów zaprzepaści cała wieś. Tak może się stać w Czatkowach. Kilku mieszkańców może zablokować budowę kanalizacji w całej miejscowości.
Miało być tak dobrze
Po wielu latach starań, wreszcie możliwa stała się budowa kanalizacji w Czatkowach i Tczewskich Łąkach. Obie miejscowości mają pod nosem miejską oczyszczalnię ścieków i „od zawsze” mieszkańcy uważali, że należy to wykorzystać i się podłączyć. Teraz stało się to bardziej realne, bo można sięgnąć po pieniądze unijne.
Gmina zrobiła co do niej należało: zaplanowała inwestycję, przewidziała środki, zleciła wykonanie projektu. Procedura ruszyła. Na wsi zapanował entuzjazm, bo kanalizacja to komfort, wygoda i przede wszystkim ochrona środowiska. Stare przeciekające szamba przestaną istnieć.
Diabeł w szczegółach
Kiedy jednak na projekcie pojawiły się pierwsze linie wyznaczające miejsce poprowadzenia kanalizacji w terenie, u części mieszkańców zaczęły pojawiać się wątpliwości.
Sołtys zwołał zebranie, zaprosił projektanta. Ten, pochylając się z każdym indywidualnie nad mapą wyjaśniał, uzgadniał, dochodził do porozumienia. Po konsultacjach wszyscy obiecali doręczyć zgodę na piśmie. Zebranie zakończyło się w optymistycznym nastroju.
Pół roku później
W sąsiedniej wsi Tczewskie Łąki ludzie się porozumieli i projekt ukończono. W Czatkowach – nie. Kością niezgody stały się przydomowe działki, ogrody i ogródki, przez które ma przebiegać rura.
- Na zebraniu konsultacyjnym uzgodniłem z projektantem, że przesunie nitkę kanalizacyjną tak, żeby nie przechodziła przez środek mojej działki – mówi jeden z mieszkańców. Tymczasem na poprawionej mapie tej zmiany nie ma. Będę chciał sprzedać nieruchomość i nikt jej nie kupi, z rurą pośrodku. W dodatku ma jeszcze tam być stacja pomp. Na to się nie zgodzę.
Mieszkańcy twierdzą, że winny jest projektant, bo nie uwzględnił obiecanych poprawek. Ten odpowiada, że poprawki naniósł, ale nie wszystkie „zachcianki” mógł zrealizować.
- Ominięcie rurą spornych miejsc ogromnie podrożyłoby koszt inwestycji, albo jest to niemożliwe ze względów technicznych – twierdzi Krzysztof Małafiejski, projektujący przedsięwzięcie. Dodatkowy problem stanowi bardzo płaski teren, na którym sieć ma funkcjonować.
Co na to gmina?
- Teoretycznie wystarczy, że jeden mieszkaniec na początku wsi nie wyrazi zgody na przejście rur przez jego posesję i cała inwestycja upada – informuje Henryk Łucki, zastępca wójta. - A przypomnę, że dodatkowym, trudnym do spełnienia kryterium jest konieczność przyłączenia 120 mieszkańców na kilometr nitki. Ze spełnieniem tego warunku mamy problem także w Tczewskich Łąkach.
Nic po staremu
Ci, którzy nie palą się do zakładania kanalizacji być może sądzą, że wszystko zostanie po staremu. Trochę do rowu, trochę wsiąknie w ziemię... Nic z tego. Nowe przepisy kategorycznie rozprawiają się z dotychczasowym stanem rzeczy. Każdy kto ma szambo zobowiązany będzie do zawarcia umowy z firmą wywożącą nieczystości, a także będzie musiał udokumentować rachunkami, że okresowo opróżnia zbiornik. Ten ostatni zbadany zostanie pod względem szczelności i jeśli nie spełni kryteriów będzie musiał być zmodernizowany, co w praktyce oznacza, że szambo trzeba będzie budować od nowa. W nowszym wariancie pozostanie budowa przydomowej oczyszczalni ścieków. Wójt gminy prowadzi ewidencję zbiorników, a osoba przez niego upoważniona, albo policja będą żądać okazania umowy i dowodów płacenia za usługę pompowania.
Andrzej Panieczko, sołtys Czatków
Odpowiedzialność najważniejsza
Kładąc na szalę wszystkie za i przeciw, nikt odpowiedzialny nie powie: po co nam kanalizacja? W dodatku niezwykły to przypadek, gdy gmina chce nam coś zbudować, a my tego nie chcemy – dotychczas było raczej odwrotnie. Niestety, nie może tu zadziałać demokracja, czyli większość nie może przegłosować mniejszości. Święte prawo własności jest ważniejsze. Ale jeszcze ważniejsza jest odpowiedzialność przed całą wsią. Dlatego m.in. osobiście wyraziłem zgodę na budowę, chociaż przekopią mi ogród w najgorszym z możliwych wariantów, bo przez całą długość i prawdopodobnie uschnie tam wiele drzew. Ale za to już nikt w kabarecie nie zaśpiewa o mnie: „Widzisz chłopa, gęba sina, oj nie wraca ci on z kina (tylko z wychodka)”.
Napisz komentarz
Komentarze