Część z nich kupuje co prawda gitary, wzmacniacze i dające siarczyście przesterowane brzmienie efekty, ale - nie owijając w bawełnę - ich „kariera” kończy się zwykle na wyuczonych na pamięć „Smoke on the Water” i „Nothing Else Matters”. A tymczasem w muzyce chodzi o coś więcej - o … rozmowę. A raczej „rozmowę” pomiędzy instrumentami - jeżeli jeden z członków zespołu ma mały zasób „słownictwa”, to i „rozmowa” się nie klei. O karierze może wówczas zapomnieć.
O tym oraz o wielu innych rządzących muzyką prawach opowiedział młodym, tczewskim gitarzystom Krzysztof Misiak - muzyk, który o gitarze wie prawie wszystko. Spotkanie odbyło się w ramach zorganizowanych przez Fundację Pokolenia i ACK „Zebra” warsztatów muzycznych. Wirtuoz gitary był pierwszym bohaterem cyklu, kolejni - wokalista (M. Bałata), basista (K. Ścierański) i perkusista (G. Grzyb) - już niedługo. Zwieńczeniem cyklu warsztatów będzie wspólny koncert w grudniu.
Bo rozmowa się nie kleiła…
- Pierwsze spotkanie jest zawsze idealną okazją do wzajemnego poznania się - Krzysztof Misiak zwrócił się do uczestników warsztatów. - A nie ma lepszego sposobu na poznanie się, jak wspólna gra, wspólna „rozmowa”. Dlatego chciałbym „porozmawiać” z każdym z was indywidualnie.
„Rozmawiać” można w wielu językach. Podczas pierwszego spotkania najlepiej rozpocząć „pogawędkę” w języku bluesowym:
- Blues jest formą wszechmogącą. Formą, która jest swoistym potwierdzeniem muzykalności artysty. Jest to fundament, na którym można zbudować porozumienie. Dlatego po blues tak często sięga się podczas wspólnego jamowania.
Po bluesowemu udało się gitarzyście „porozmawiać” z zaledwie jednym z warsztatowiczów, a i ta rozmowa „nie kleiła” się za bardzo.
- Tu chodzi zarówno o komunikację, o współpracę z drugim muzykiem, jak i o opowiedzenie czegoś. Kolega zaczął opowieść, ale później zabrakło mu języka, nie wiedział co robić. A w bluesie chodzi o wzajemne przekazywanie sobie informacji. Dla mnie jest to bardzo ważny powód, aby uprawiać muzykę z kimś innymi niż z samym sobą. Chociaż jak ma się ochotę posłuchać czegoś fajnego, to najlepiej włączyć własną płytę, prawda?
Jest granie i „granie”
Na prowadzone przez Krzysztofa Misiaka warsztaty zgłosili się gitarzyści początkujący, jak na podstawie wspólnej „rozmowy” stwierdził muzyk - będący na poziomie „dopiero co”. Część z nich instrument trzymała w rękach po raz trzeci lub czwarty w życiu, część gra na gitarach od jakiegoś czasu, ale ich zdolności opierają się - zdaniem Misiaka - głównie na prostych, prawie ogniskowych przygrywkach. Wszyscy oni, bez względu na poziom zaawansowania, są na bakier z teorią.
- Dobrze jeśli wiemy co gramy - zwrócił uwagę gitarzysta. - Dużo rzeczy zostało już odkrytych, po co więc wyważać otwarte drzwi lub na nowo odkrywać Amerykę. Ja jestem zwolennikiem grania świadomego: wiem, w którym momencie mogę zaimprowizować, w którym momencie wydobyć z gitary dany dźwięk itp. Mam nadzieję, że nasze spotkania staną się dla was przyczynkiem do wyjścia poza proste walenie w struny gitary czy ogniskowe przyśpiewki.
A na co komu teoria!
Krzysztof Misiak jest „legatowcem”…
- …czyli kimś kto używa, a nawet nadużywa techniki, która nazywa się legato (wydobycie z gitary kilku dźwięków jednym uderzeniem w strunę - przyp. aut.). Chciałbym was tym zarazić, ponieważ jest do doskonała metoda na opanowanie instrumentu. Jej prostota polega na tym, że po strunach poruszamy się tylko trzema palcami.
Ćwiczenia, choć proste, okazały się dla młodych gitarzystów sporym wyzwaniem. Kilku stwierdziło, że to na nic:
- Teoria mnie nie interesuje - stwierdził jeden z uczestników. - Poza tym nie chcę być wielkim gitarzystą. Ja gram to co mi się podoba, to co lubię i czuję. Pan się opiera na teorii, ja nie…
- Chodzi o to, aby opanować instrument - tłumaczył cierpliwie artysta. - Muzyka jest duża, szeroka! Czasami warto skorzystać z posiadanej wiedzy choćby po to, aby przemycić w swojej grze pewne zupełnie odmienne elementy.
Czy warsztatowicze skorzystają z przekazanej przez Krzysztof Misiaka wiedzy? Czy zarażą się jego pasją? Część na pewno. Pozostali - cóż, niech dalej kaleczą „Smoke on the Water”.
Czasy gitary jeszcze nie minęły - rozmowa z Krzysztofem Misiakiem
- Jak po pierwszym spotkaniu z młodymi gitarzystami ocenia pan poziom ich umiejętności?
- W warsztatach może wziąć udział każdy, kto ma na to ochotę, dlatego też i poziom jest dosyć zróżnicowany. Ja kieruję swoje lekcje do ludzi niekoniecznie początkujących - ja namawiam WSZYSTKICH młodych gitarzystów do tego, aby spojrzeli na swój instrument w sposób troszeczkę bardziej wyrafinowany. Chodzi mi o to, aby w ich muzyce wszystko było zmyślne i profesjonalne.
Poziom tych młodych ludzi nie jest najwyższy, ale podobnie jest wszędzie. Osób, które zaczynają myśleć w taki sposób jak ja (tzn. na poważnie zaczynają traktować swój instrument, dużo ćwiczą, pracują nad rozwojem i koordynacją itd.), na warsztatach raczej nie pojawia się zbyt wiele - znają one już kierunek, w którym podążają. Warsztatowiczom, takim jak ci tczewscy, wskazać należy czym powinni się zająć, nad czym pracować. Myślę, że takie spotkanie może być doskonałą „pigułą energetyczną”, wspaniałym źródłem inspiracji, zarówno do pracy nad sobą, jak i nad instrumentem.
- Uczestnicy warsztatów to ludzie młodzi, dopiero rozpoczynający swoją przygodę z gitarą. Kiedy i w jaki sposób rozpoczął pan swoją?
- Muzyką interesuję się od dziecka. Była ona obecna w moim domu od kiedy pamiętam, ale funkcjonowała raczej na dosyć amatorskim poziomie. Ja postanowiłem, że pójdę dalej. Ale nie od początku - przerażały mnie te wszystkie szkoły muzyczne itp. Ja chciałem rozwijać się samemu. I faktycznie to robiłem, jednak nadszedł taki okres, że odważyłem się w końcu skorzystać z usług instytucji, które mogłyby mi pomóc. No i pomogły - nie na zasadzie nagłego olśnienia, a regularnego zgłębiania wiedzy, systematycznych ćwiczeń.
- Czy istnieje uniwersalna metoda na zostanie przysłowiową „gwiazdą rocka” - metoda, z której mogliby skorzystać nawet ci, którzy nigdy nie mieli w ręku gitary?
- Jeśli ktoś koniecznie chce zostać gwiazdą, to niech weźmie udział w programie „Mam talent”. Nie ma czegoś takiego jak złoty środek - różni ludzie dochodzą do sukcesu różnymi metodami. Ja np. postawiłem na pasję oraz na pracę nad sobą. Inni mogą mieć zupełnie inne atrybuty, np. duże piersi albo fajny tyłek - to wystarcza aby zostać osobą medialną. Ja uważam, że wszystko powinno odbywać się naturalnie, spontanicznie, że nikt nie powinien niczego udawać - albo umiesz grać albo nie. Proste!
- Czego w wolnych chwilach słucha Krzysztof Misiak? Oczywiście oprócz własnych płyt…
- (śmieje się) Dużo słucham ostatnio Pata Methyniego. A poza tym wszystkiego co jest dobrze wyprodukowane, np. Rihanny - naprawdę świetna produkcja! Sama jej muzyka nadaje się natomiast raczej tam, gdzie jej miejsce - na dyskoteki. Muzyka pop zalewa - niestety - wszystko, choć nie bez przyczyny: po pierwsze - jest na tyle prosta że ludzie ją czają, a po drugie - trudno przejść obojętnie obok fajnej, roznegliżowanej dziewuchy, prawda? Człowiek nie jest przecież ślepy!
Wracając do tematu - słucham wiele rodzajów muzyki, choćby dlatego żeby być zorientowanym zarówno w estetyce (czyli „co jest grane”), ale również w technologii (czyli „jak jest grane”). Lubię muzykę, w której wszystko jest fajnie skonfigurowane, w której wszystko się zgadza.
- Większość współczesnych zespołów wykorzystuje gitarę tylko po to, by fajnie prezentowała się na teledyskach. Widzi pan i nie grzmi?
- Tak to się, niestety, wszystko ułożyło. Przykro mi jest z tego powodu, że gitara - która jest bardzo ciekawym instrumentem - jest coraz mniej eksponowana. Może jej czasy już minęły… Mi się wydaje, że nie.
- Za kilka dni ukaże się pana nowa autorska płyta…
- Tak, będzie się nazywała „Wyjątkowo kulturalny weekend” i będzie rozwinięciem idei mojej poprzedniej płyty - „…wydaje mi się…”: będzie zarówno dużo elektroniki, jak i gitary (również akustycznej). Zaprosiłem też kilku utalentowanych gości. Zależy mi na tej płycie - myślę, że będzie to naprawdę dobry album.
Reklama
Wystartowały warsztaty muzyczne. Na pierwszy ogień - gitara
TCZEW. Młodzi chłopcy dzielą się na tych, którzy chcieliby zostać policjantami oraz tych, którym marzy się kariera gwiazdy rocka. O ile ci pierwsi nie mają zwykle większych problemów z realizacją swoich marzeń, tak potencjalni następcy Ritchiego Blackmora czy Yngwie Malmsteena szybko się rozczarowują.
- 03.11.2008 00:17 (aktualizacja 13.08.2023 18:48)
Napisz komentarz
Komentarze