Rozmowa z Arturem Barcisiem, aktorem filmowym, teatralnym i serialowym
- Często gra pan dziwaków, nieudaczników, ludzi skrzywdzonych przez los. Nie chciałby Pan zagrać kiedyś prawdziwego twardziela?
- Myślę, że Czerepach z serialu „Ranczo” jest dosyć twardym facetem, chociaż on też jest trochę skrzywdzony i pewnie dlatego jest taki twardy. To nie ode mnie zależy. Aktorstwo to loteria – reżyserzy zazwyczaj obsadzają w tzw. warunkach, czyli jeżeli ktoś raz sprawdził się w danym typie ról, to później boją się obsadzić go w innej roli. Chociaż zdarzyło mi się parę razy grać role wbrew moim warunkom, byłem np. Hitlerem.
- I jak udała się ta sztuka aktorowi kojarzonemu głównie z rolami ludzi łagodnych?
- Staram się być aktorem uniwersalnym. A role, które nie są łagodne, są najciekawsze, bo są krwiste, wyraziste. Myślę, że ukoronowaniem tego typu ról będzie moja rola w serialu „Doręczyciel”, który zostanie pokazany na wiosnę. Gram w nim główną rolę człowieka lekko upośledzonego umysłowo, takiego polskiego Foresta Gumpa. To rola bardzo złożona i bardzo trudna, ale mam nadzieję, że publiczność ją kupi.
- Nie boi się pan zaszufladkowania takimi rolami jak Tadzio Norek w „Miodowych latach”, czy wspomniany Czerepach w „Ranczo”?
- Walczę z tym. Ostatnio grywam dużo ról komediowych, bo w tej dziedzinie się sprawdziłem. Ale nie mogę sam sobie wymyślić roli dramatycznej, chociaż przyjmuję je, jeśli są ciekawe. Jedyną nagrodę filmową dla najlepszego aktora, jaką dostałem, otrzymałem za bardzo dramatyczną rolę w filmie „Kontroler” – którego nikt w Polsce nie widział – na międzynarodowym festiwalu w Australii. Moja rola prokuratora w filmie „Bezmiar sprawiedliwości” Wiesława Saniewskiego też jest dramatyczna, tak samo jak w filmie „Wstyd” Piotra Matwiejczyka, gdzie gram gwałciciela własnej córki. Są to filmy offowe, które nie przebijają się do świadomości większej publiczności, ale mam nadzieję, że jeszcze wszystko przede mną.
- W wspomnianych dwóch serialach gra pan znakomite duety z Cezarym Żakiem. Przenosi się to także na relacje prywatne?
- Tak, jesteśmy serdecznymi przyjaciółmi, traktujemy się jak bracia.
- Próbuje pan swoich sił także jako reżyser. Czy łatwo jest panu z osoby „dyrygowanej” stać się osobą „dyrygującą” aktorami?
- Dosyć łatwo, przyznam szczerze. Władza – a reżyser to władza – jest bardzo przyjemna, szczególnie wtedy, kiedy wie się, co chce się osiągnąć, a ja reżyseruję tylko wtedy, kiedy jestem dobrze przygotowany i dokładnie wiem jaki spektakl chcę zrobić. Dlatego też robię to tak rzadko. Moim zdaniem, mam taką przewagę nad innymi reżyserami, że jak aktor nie jest w stanie zrozumieć czego od niego oczekuję, to mogę mu to zagrać.
- Podobno kilka razy proponowano panu udział w „Tańcu z gwiazdami”. Dlaczego pan odmawiał? Cała Polska tańczy, a pan jednak nie…
- Tylko dlatego, że nie lubię tego rodzaju wyścigów. Lubię się ścigać w dziedzinach artystycznych, co nie znaczy, że nie podziwiam tych moich kolegów, którzy to robią, bo to ogromny wysiłek, wielka praca. Na przykład to, co zrobiła Justyna Steczkowska jest po prostu fantastyczne, z tym że ona bardziej mogła sobie na to pozwolić, bo nie jest aktorką. Broń Boże nie potępiam moich kolegów, bo dokonali takiego wyboru, bawią się, ale liczą się także z tym, że zostaną odrzuceni, co też nie jest przyjemne. Jednak sam nie chcę w takich programach uczestniczyć. Odmówiłem też udziału w „Jak oni śpiewają”, bo to też jest wyścig, na dodatek bardziej stresujący, bo trzeba znać na pamięć tekst kilku piosenek, a ja bym chyba umarł ze strachu (śmiech).
Reklama
Walczę z zaszufladkowaniem
NASZA ROZMOWA. Myślę, że ukoronowaniem tego typu ról będzie moja rola w serialu „Doręczyciel”, który zostanie pokazany na wiosnę. Gram w nim główną rolę człowieka lekko upośledzonego umysłowo, takiego polskiego Foresta Gumpa - mówi Artur Barciś.
- 03.10.2008 00:09 (aktualizacja 13.08.2023 17:42)
Napisz komentarz
Komentarze