Reklama
Kryptonim 'YAHOO 2008'
TCZEW. W minioną środę mieszkańcy Tczewa mogli być mocno zaniepokojeni. Między godz. 10 a 11 przez miasto przemknęło aż 5 karetek i 5 samochodów straży pożarnej. Do akcji włączyła się policja.
- 26.09.2008 00:09 (aktualizacja 02.08.2023 00:19)
Okazało się jednak, że to tylko Ćwiczenia Zintegrowanego Systemu Ratownictwa Medycznego. Głównym założeniem było, iż doszło do katastrofy autokaru, który rozbił się na drzewie na „Berlince” przy zjeździe z Bałdowa.
Świetna charakteryzacja „rannych”
Czarny scenariusz zakładał, że poszkodowani będą wszyscy, a 10 osób zostanie ciężko rannych. Tych ostatnich zaczęto rozwozić do punktów symulujących warunki panujące w szpitalach ratunkowych. W tej roli wystąpiły - Dom Dziecka i Zespół Szkół Ekonomicznych.
W rolę ofiar po raz kolejny wcielili się uczniowie Zespołu Szkół Ekonomicznych, jak zwykle realistycznie ucharakteryzowani roztworem farby i gumowymi ranami i poparzelinami.
Ćwiczenia wyglądały do tego stopnia prawdziwie, że paru policjantów się nabrało, pytając kolegów co się dzieje.... Rzecz jasna policjanci biorący udział w akcji dopiero na miejscu przekonali się, że cała rzecz jest pozorowana.
Była to zupełnie odwrotna sytuacja od tej sprzed paru miesięcy w Subkowach, gdzie służby postępowały według z góry ustalonego scenariusza.
Największym problemem - wyziębienie
- Na miejscu zdarzenia o kryptonimie „YAHOO 2008” przeprowadzono „triage”, a następnie udzielano pomocy według kolejności, która z niego wynikała – tłumaczy dr Marek Klusek, dyrektor tczewskiego pogotowia. – Oprócz tego, że sytuacja dla funkcjonariusza każdej ze służb była zaskoczeniem, zakładaliśmy różne „niespodzianki”. Jedna z nich polegała na tym, że stan poszkodowanych ulegał gwałtownemu pogorszeniu m.in. na skutek wyziębienia.
Ćwiczenia obserwowali m.in.: komendant Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Tczewie Waldemar Walejko oraz Włodzimierz Mroczkowski, naczelnik Wydziału Zarządzania Kryzysowego Starostwa Powiatowego, które było głównym organizatorem ćwiczeń.
Niezbędny – namiot pneumatyczny
W czasie działań stwierdzili oni, że niezbędny w takich warunkach (niska temperatura) i przy tego rodzaju rozmiarze katastrofy jest namiot pneumatyczny. Tak by osoby lżej ranne, ale w stanie głębokiego szoku nie oddalały się z miejsca zdarzenia, tworząc dla siebie i innych zagrożenie.
Przy okazji sprawdzianu do roli ratowników przygotowywali się też pracownicy jednej z sieci handlowych.
- Swoją skuteczność w usuwaniu skutków katastrofy drogowej sprawdzało też czterech pracowników „Biedronki” – dodaje M. Klusek. - Chcieli sprawdzić swoją skuteczność na wypadek niebezpiecznej sytuacji w ich firmie. Jeden z nich był byłym pracownikiem naszego pogotowia. Bardzo pozytywnie oceniam ich zaangażowanie, byłem zbudowany tym co pokazali. Chciałbym podziękować uczniom „ekonomika”, ich opiekunce i innym uczestnikom. Młodzież była zdyscyplinowana i bardzo nam pomogła.
Co się stało?
Pod budynkiem Domu Dziecka zebrały się tłumy gapiów. Przechodnie zatrzymywali się pytając co się dzieje. Wszystko wyglądało bardzo poważnie. Wśród ludzi słychać było spekulacje na temat ewentualnego wybuchu gazu, albo jakiejś innej tragedii.
W okolicach Bałdowa – na miejscu pozorowanego wypadku - zorganizowano ponad 20-letni autobus ikarus (wcześniej przeznaczony do kasacji). Dzięki niemu strażacy mogli przećwiczyć dojście do rannych, a pracownicy pogotowia szybkość udzielenia pomocy i zabezpieczenia ofiar.
- Sprzęt tnący, rozpierający i podnośniki hydrauliczne nie zawiodły – stwierdził zastępca kom. PSP mł. bryg. Adam Zieliński. – Musimy jednak pamiętać, że autobus był stary i z nowszymi stopami metali mogłoby być trudniej.
Szybka reakcja służb
Był to też sprawdzian logistyczny. Ratownicy z pogotowia zaangażowali dwie karetki z Gniewu oraz po jednej z Pruszcza Gd. i Tczewa. A i tak wobec rozmiaru wypadku wydawało się, że to za mało. Z kolei strażacy wykorzystali 5 samochodów.
- Zakładaliśmy, że ćwiczenia potrwają 1,5 godziny, ale ekipy poradziły sobie z problemami przed czasem. Reakcja służb była błyskawiczna. Czasowo wszystko zostało pozytywnie zweryfikowane – podsumowuje dr Marek Klusek.
W ciągu ostatnich trzech lat służby co roku organizowały podobne sprawdziany (kanonka, ZSE, obecnie droga w okolicach Bałdowa).
Potrzebne byłyby większe siły...
- Naszym głównym zadaniem była ewakuacja poszkodowanych oraz zabezpieczenie miejsca zdarzenia – ocenia Adam Zieliński. – Funkcjonariusze musieli wybijać okna i przecinać ściany pojazdu, by dostać się do środka. Następnie udzielali pierwszej pomocy. Został też zablokowany jeden pas ruchu, nieco później - dla bezpieczeństwa - oba. Wydaje się, że jeśli nie uda się pozyskać namiotu warto pomyśleć o umowie z jakąś firmą, która udostępniłaby odpowiednio duży samochód dla poszkodowanych. Rola strażaków polegała także na przeszukiwaniu terenu i odnajdywaniu rozbieganych „rannych”. W normalnych warunkach na pewno użylibyśmy większych sił.
Napisz komentarz
Komentarze