Na początek muszę zaznaczyć, iż nie jestem żadnym propagatorem picia alkoholu, a zwolennikiem świadomej społeczności i wolnego handlu. Wprowadzanie tego typu zakazów, które w rzeczywistości niczego nie rozwiązują, to naruszanie naszych swobód, to coś więcej jak walka z rzekomym alkoholizmem. Nie będzie urzędnik decydował, kiedy mam kupić alkohol, jestem świadomym obywatelem i nikomu nic do tego. O śmieszność i tworzenie fikcji ociera się zakaz sprzedaży alkoholu w godzinach 22.00 do 6.00. Jak będę chciał to kupię o godzinie 21.59 i co ma to ograniczyć? Po za tym artykuł 14 ust. 2a ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi mówi : “Zabrania się spożywania napojów alkoholowych w miejscu publicznym, z wyjątkiem miejsc przeznaczonych do ich spożycia na miejscu, w punktach sprzedaży tych napojów.”
Tak więc może problem tkwi w egzekwowaniu prawa, a nie w złym społeczeństwie. Gdzie jest Straż Miejska, głównie zainteresowana „wlepianiem” mandatów za złe parkowanie albo brak opłaty parkingowej wniesionej prywatnej firmie, bo moim zdaniem miasto zbyt wiele korzyści z tego nie ma? Gdzie jest Policja skoro zakłóca się spokój? Po za tym to wszystko było już przerabiane. Komuniści wymyślili sobie, że alkohol będzie sprzedawany od 13.00 do 22.00 i co? Powstały meliny, które handlowały masowo alkoholem w godzinach prohibicji, a pędzenie bimbru było powszechne. Nie mówiąc, już o skrajnych przypadkach rzeczywistego alkoholizmu, gdzie w przerwie pito wszystko, co miało procenty. Wcześniejsze wzorce to mafia amerykańska, która zbiła fortunę na prohibicji handlując nielegalnym alkoholem na czele ze słynnym Al Capone. Rynek nie znosi próżni. Państwa skandynawskie wprowadziły prohibicję i jak ona wygląda w rzeczywistości, widać często na ulicach Gdańska, a podróżni płynący promami do Szwecji naoglądają się obrazków z wózkami załadowanymi, po brzegi kartonami z alkoholem z Polski. Jakiś sens widzę w tym tylko w miejscowościach turystycznych. W Gdańsku ograniczono sprzedaż alkoholu w sklepach tylko w Śródmieściu w godzinach 23.00 - 6.00, ale było to spowodowane głównie turystami i głośnym zachowaniem. Tczew takim miastem nie jest, to ograniczenia dla mieszkańców. A może to wszystko ma drugie dno?
Kto może skorzystać na takich ograniczeniach? Na pewno Straż Miejska i Policja będą miały święty spokój. A jeżeli ktoś myśli, że w Tczewie skorzystają restauratorzy, to nic innego jak żart. Ktoś, kto pije przed sklepem wódę lub piwo i robi burdy na ulicy, raczej w Tczewie nie chadza do restauracji.
Od takich drobnych rzeczy często rozpoczyna się zamach na nasze swobody, na wielu poziomach.
Skoro przywilejem jest posiadanie prawa jazdy, to, czemu nie zakup alkoholu. Czy ktoś się pyta czy mamy płacić podatki czy nie? Z klucza wszyscy obywatele są świadomi, nieznajomość prawa nie zwalnia ich z odpowiedzialności, ale do zakupu alkoholu już nie koniecznie tutaj musi wkroczyć urzędnik i powiedzieć mi, kiedy mogę kupić alkohol, bo jestem niebezpieczny i nieświadomy swoich czynów. Podobno Komisja Społeczna jednoznacznie wypowiedziała się, że problem alkoholizmu w Tczewie jest znaczny, więc oczekuję konkretnej odpowiedzi, jaki jest to problem. Na razie jest to petycja jednego mieszkańca, który chce ustawić życie pozostałym mieszkańcom.
![](https://static2.tczewska.pl/data/wysiwig/GT_banery_promocyjne/GT_Baner_750_px.jpg)
A może po prostu zastanowić się, co miasto oferuje mieszkańcom, bo ostatnie dekady zepchnęły Tczew na skraj prowincjonalnego miasteczka z ławeczką przed sklepem w stylu z serialu „Ranczo”.
https://www.facebook.com/olek.wojciechowski.1829
Napisz komentarz
Komentarze