Kosztem około 6 000 000 zł powstał budynek bosmanatu, restauracja, zaplecze sanitarne, taras widokowy, pomosty cumownicze, slip. Slip po krótkim czasie zdemontowano, ponieważ w tym miejscu do niczego się nie nadawał (nie można było zwodować bezpiecznie łódki), prawdziwego bosmanatu nigdy nie było, a taras widokowy był po prostu zawsze zamknięty i niedostępny dla mieszkańców. Obiekt tak naprawdę pełnił od początku tylko funkcję restauracji. Należy zwrócić uwagę, że projekt wpisywał się w powstającą infrastrukturę drogi wodnej „Berlin - Kaliningrad - Kłajpeda”, któremu patronowały miasta partnerskie Tczew i Kłajpeda na Litwie. I taka była idea powstania tego obiektu. Niestety nigdy prawdziwą przystanią nie został. W 2020 roku po 13 latach włodarze Tczewa postanowili pozbyć się problemu i sprzedać przystań za cenę wywoławczą 2.000.000 zł! Ponieważ do transakcji niedoszło, ogłoszono kolejny przetarg o sprzedaży już za cenę 1.500.000 zł !!! Zwrócę jeszcze raz uwagę, że obiekt wybudowano czternaście lat wcześniej za kwotę około 6.000.000 zł! Również ten przetarg całe szczęście nie przyniósł rozstrzygnięcia. Decyzja włodarzy o sprzedaży za bezcen wywołała lawinę protestów różnych grup społecznych i mieszkańców, co zapewne doprowadziło do sytuacji, iż włodarze wycofali się z pomysłu sprzedaży przystani ogłaszając przetarg na dzierżawę obiektu. Pomysłów mieszkańców na zagospodarowanie przystani było bardzo wiele. Myślę jednak, że te najcenniejsze to oddać obiekt we władanie różnej maści wodniakom, muzeum Wisły czy informacja turystyczna (częściowo).
Ogłoszenie nowego przetargu na dzierżawę, który ma się odbyć w styczniu tego roku, wywołało u niektórych mieszkańców wręcz entuzjazm, zapewne dlatego, iż mieszkańcy zostali zmęczeni tym tematem i cieszą się, że wreszcie coś w tym temacie ponownie zaczyna się dziać. Śledząc wiele wypowiedzi mieszkańców w kontekście ogłoszonego przetargu na różnych forach zdumiewa bardzo pozytywna reakcja i wiara, że może jednak będą jacyś wodniacy, czy tym podobne inicjatywy społeczne. Otóż nic takiego nie będzie i należy przyjąć to do wiadomości, ponieważ miasto ogłosiło komercyjny przetarg, który żadna inicjatywa społeczna nie ma szans wygrać.
Nie wiem ile prawdy jest w informacji, na, którą kiedyś się natknąłem, a która mówiła o tym, iż w umowie dzierżawy ma znaleźć się zapis, że dzierżawca w przypadku chęci sprzedaży obiektu przez właściciela - jakim jest miasto, będzie miał prawo pierwokupu. Jeżeli ta informacja się potwierdzi, może to świadczyć o jednym, miasto nie zarzuciło pomysłu na sprzedaż przystani i pozbycie się problemu, tylko gra na uspokojenie emocji i zrobi to w odpowiednim czasie. Jednak ta informacja nie jest potwierdzona, dlatego należy się temu przyglądać. Przeciąganie sprawy zagospodarowania przystani przez dwa lata zmęczyła na tyle mieszkańców, iż na informację o przetargu zareagowali entuzjastycznie. Osobiście uważam, że nie powinno być takiej reakcji, ponieważ to włodarze doprowadzili do sytuacji, że przystań stoi od dwóch lat opuszczona, a jedynym ich pomysłem na rozwiązanie i pozbycie się tego problemu to sprzedać przystań.
Jakie będą losy „Przystani Nadwiślańskiej” zobaczymy? Jednak wszystko wskazuje na to, że może być tam kolejna restauracja, która w przestrzeni miasta nie wniesie nic nowego i atrakcyjnego szczególnie dla młodzieży. Co nie zmienia faktu, że Tczew jest ubogi w atrakcyjną infrastrukturę restauracyjną.
https://www.facebook.com/olek.wojciechowski.1829/
Napisz komentarz
Komentarze