O swoich wrażeniach po wrocławskiego meczu, który pogrzebał nadzieje Polaków opowiadają tczewianie, którzy byli tego dnia w trójmiejskiej Strefie Kibica i na stadionie we Wrocławiu.
Wierzyliśmy do samego końca...
- Do gdańskiej Strefy Kibica jeździliśmy na wszystkie mecze naszej reprezentacji - wspomina Maciej Nagórski z Tczewa. - Tym razem nie mogło być inaczej. Wyjechaliśmy już o godz. 10. Zdawaliśmy sobie sprawę, że będzie tam mnóstwo ludzi. I rzeczywiście. Takich emocji i ścisku gdańska strefa chyba nigdy wcześniej nie zaznała. Godziny do meczu mijały szybko. Na ulicach Gdańska mnóstwo było czeskich kibiców, którzy w dobrych humorach przekomarzali się z Polakami, śpiewali i dopingowali swoich. Byli pewni, że mecz zakończy sie remisem i to oni wywalczą awans. Nastroje Polaków? Mamy to do siebie, że cechuje nas wielka wiara. Do samego końca. Wierzyliśmy, że tym razem los się do nas uśmiechnie. Lepszych warunków już być nie mogło – udział w Euro bez eliminacji, graliśmy u siebie, mieliśmy w miarę słaba grupę, fantastyczną publiczność. Kiedy zbliżała się godzina meczu udaliśmy się na Plac Zebrań Ludowych. Ludzie napływali tam ze wszystkich stron. Słychać było śpiewy „Biało-czerwone to barwy niezwyciężone”. Prawie wszyscy Polacy wymalowani, z czerwonymi szalikami, flagami, biało-czerwonymi perukami, trąbkami i bębnami. Wtedy naprawdę wierzyliśmy, że z Czechami sobie poradzimy. Mało tego, w tym gorącym, polskim dopingu wspierali nas Hiszpanie i Irlandczycy. Mieli ubrane stroje swoich reprezentacji, ale twarze wymalowane na biało-czerwono. To było bardzo miłe.
Przed wejściem do Strefy Kibica wiedzieliśmy, że tego dnia padnie rekord frekwencji. Przepychanki i deptanie się nawzajem pod bramkami do wejścia były nieuknione. Od kolegów, którzy przyjechali troszkę później wiem, że tuż przed rozpoczęciem spotkania bramy trzeba było zamknąć. Idąc do Strefy kibice umawiali się po meczu na spotkanie na gdańskiej Starówce, aby razem świętować sukces naszych Orłów. Na kibiców czekały nie tylko sportowe atrakcje. Tuż przed meczem na scenie doszło do... oświadczyn. Dziewczyna je przyjęła, a w nagrodę młodzi dostali podwójny bilet na ćwierćfinałowy mecz EURO na gdańskiej PGE Arenie. Atmosfera była niesamowita, chociaż panował ogromny ścisk. Było strasznie duszno, przemieszczający się kibice poszukiwali chociaż kawałka wolnego miejsca. Tradycyjnie w czasie odśpiewania hymnu tysiące gardeł uczyniło to z uniesionymi do góry szalikami. Zaczął się mecz, kibice stale krzyczeli „Polska Gola”. W drugiej połowie zaczął padać deszcz. Zupełnie jakby polskie niebo również opłakiwało naszą porażkę. Większość kibiców wytrzymała mimo to w strefie niemal do końca. Jako ochrona przed deszczem posłużyły im... szaliki. Mieliśmy nadzieję, że druga połowa będzie należała do naszej reprezentacji. Okazji do strzelenia bramek było mnóstwo, ale to nie biało-czerwoni trafili do siatki. Gola na wagę awansu strzelił Petr Jiraczek. Nasza rozpacz była wielka. Jęki zawodu przebiegały przez strefę. Wielu ludzi zastygło w bezruchu. Byłem świadkiem niesamowitego wydarzenia – wielkiej nadziei, takiej „naszej”, „polskiej”, do samego końca i ogromnego rozczarowania, smutku, przygnębienia. Nikt nie śpiewał „Polacy nic się nie stało”. Stało się. Rozpacz wprost unosiła się nad Strefą Kibica. Kibice innych reprezentacji szybko jednak wkroczyli do akcji. Zaczęli nas... rozweselać, pocieszać, że graliśmy dobrze, że to był wyrównany mecz. Wielu ludzi poszło na gdańską Starówkę, na której zaczęła się impreza do białego rana. Jednak to nie było świętowanie, a raczej ... szukanie zapomnienia w zabawie.
Byliśmy dumni, że jesteśmy Polakami
- Miałem wielkie szczęście – mówi Bartłomiej Kowalczyk, kibic z Tczewa. - Dostałem bilety za 650 zł na wrocławskie spotkanie Polska - Czechy. Bardzo się cieszyłem, tym bardziej, że jestem wiernym kibicem naszej reprezentacji. Razem z grupą znajomych pojechaliśmy busem. Cały czas rozmawialiśmy tylko o jednym: jak zakończy się mecz, w końcu nie było to spotkanie o honor, ale „mecz o wszystko”. Po godz. 20 z głośników zabrzmiało „Koko Koko Euro Spoko”. Tysiące gardeł zaczęło śpiewać tę piosenkę, prawie cały stadion wypełniły biało-czerwone kolory. Najpiękniejszym momentem było odśpiewanie Mazurka Dąbrowskiego. Kibice z sektora naprzeciw rozwinęli flagę Polski. Tego momentu nie da się opisać. Młodzi i starzy, mężczyźni i kobiety, dzieci – wszyscy w narodowych barwach. Wszyscy dumni i pełni nadziei. To rozwijanie flagi było niemal spektaklem. Trzymać ten maleńki skrawek olbrzymiego materiału było dla ludzi jak trzymanie kawałka naszego kraju. Wcześniej dostali wskazówki, jak rozwijać ten kawał materiału. Przez moment byli nim całkowicie przykryci. Miałem łzy w oczach, czułem ciarki na całym ciele. Przy takim dopingu i tylu wzruszeniach nie było mowy o porażce.
Podczas meczu nikt nie oszczędzał gardeł. To naprawdę duża różnica – oglądać mecz na fotelu w domu, a towarzyszyć piłkarzom na stadionie. Znajomi mówili, iż troszkę dziwnie ogląda się mecz bez komentarza, że czasami można coś przeoczyć. Są jednak duże telebimy, na których pokazywane jest całe spotkanie. Gdy piłkę mieli Czesi gwizdaliśmy, a kiedy przy piłce byli nasi zgodnie krzyczeliśmy „Polska, Polska!!!”. Gdy swoich dopingowali Czesi, zaraz gwizdami ich uciszaliśmy. Atmosfera gorąca, pomimo ulewnego deszczu. Pierwsza połowa należała do nas, byliśmy pewni, że wygramy. Po przerwie z całych sił krzyczeliśmy „My chcemy gola”. Jednak w drugiej połowie nasze marzenia na ćwierćfinał prysły. Gra nie układała się, wydawało się, że reprezentacja opadała z sił, już nie pomagał nasz doping „Polacy jesteśmy z Wami”. Czesi przeciągali rozgrywanie piłki, dopełnieniem tego było pokonanie Przemysława Tytonia. Choć nasza reprezentacja przegrała i ze łzami w oczach opuszczaliśmy Stadion Miejski we Wrocławiu to jako kibice byliśmy z siebie bardzo dumni. Nasi piłkarze dostarczyli nam bowiem wielu wzruszeń, niezwykłych emocji. Widzieliśmy zresztą, jak bardzo przeżyli swoją przegraną. Nie schodzili z boiska, byli załamani, chowali twarze w rękach, płakali. Ich emocje i żal niemal nas przepełniały. Według mnie polska jedność i ta ogromna nadzieja wyróżniała spośród od innych kibiców. I chociaż przegraliśmy, byliśmy dumni, że jesteśmy Polakami.
Napisz komentarz
Komentarze