Właściciele firm zlokalizowanych przy ul. Gdańskiej nie zostawiają suchej nitki na inwestorze oraz wykonawcy przebudowy. Liczyli się z utrudnieniami oraz spadkiem obrotów, mając jednocześnie nadzieję, że wraz z oddaniem wyremontowanej, estetycznej ulicy odrobią straty z nawiązką. Dzisiaj nie mają złudzeń, że klienci, którzy zmienili punkty zaopatrywania, jeszcze do nich wrócą.
Gwóźdź do trumny
Przebudowa ulic Gdańskiej oraz Jedności Narodu miała zakończyć się w ostatnim dniu października. Wkrótce kwiecień, tymczasem oba ciągi komunikacyjne to jeden wielki plac budowy. Nie dziwi, że pieszym oraz kierowcom puszczają nerwy. W o wiele gorszej sytuacji są lokalni przedsiębiorcy. To oni dostają po przysłowiowej kieszeni, na skutek przeciągających się robót. Skala problemu jest olbrzymia. Swój sklep zamknął m.in. właściciel Masarni Dąbrówka. Punkt korzystał na sąsiedztwie Netto, oferując to czego nie można było kupić w wielkopowierzchniowej sieciówce. Wraz ze spadkiem klientów w markecie, obroty w sklepie poleciały na łeb na szyję. W lutym właściciel podjął decyzję o zamknięciu interesu.
- Ten remont to był gwóźdź do trumny naszego sklepu - mówi Jan Szturo, prezes masarni. - Po pierwsze dostawca musiał nosić skrzynki kilkadziesiąt metrów, bo nie było podjazdu. Po drugie, wraz z rozkopami klienci zaczęli nas omijać szerokim łukiem. Utargi spadły o 90 proc., a ekspedientce i za czynsz trzeba było płacić. Na bieżąco pytaliśmy, kiedy skończą się prace. Były obietnice, że jak najszybciej, że jeszcze miesiąc i na pewno to przetrzymamy. W końcu nie miałem z czego zapłacić czynszu. Właścicielka wypowiedziała umowę. Nie miałem żadnych argumentów.
Podobny los spotkał sklep monopolowy położony w sąsiedztwie Galerii Kociewskiej a należący do Handlowej Spółdzielni Inwalidów. (...)
Napisz komentarz
Komentarze