Zdarzenie miało miejsce w sklepie sieci Biedronka, 4 grudnia ub. roku. Nasz Czytelnik opisuje rutynowy przebieg zakupów, aż do momentu zaczepienia go przez dyżurującego tego dnia ochroniarza. Należy zaznaczyć, że mieszkaniec wielokrotnie zaopatrywał się w tym dyskoncie i nigdy wcześniej nie spotkały go nieprzyjemności.
- Może błędem było to, że z pośpiechu nie wziąłem koszyka i do taśmy produkty doniosłem w rękach - mówi mieszkaniec.
„Zaczął wyciągać produkty przy klientach”
- Po skasowaniu zakupów przez kasjerkę, podszedł do mnie ochroniarz, mówiąc, że prosi mnie na bok - opisuje mężczyzna. - Zgodziłem się, stanąłem tuż za kasą, z reklamówką wypełnioną produktami. Na co on oznajmił, że mam mu pokazać paragon, bo zamierza sprawdzić czy zgadza się z zawartością siatki. Byłem pewny, że przejdziemy na zaplecze, ale zaczął wyjmować produkty przy innych ludziach! Powiem wprost, czułem się jak złodziej, przyłapany na gorącym uczynku. Gdy okazało się, że nie mam nic do ukrycia, ochroniarz uznał, że nic się stało. Mówił bym tego nie nagłaśniał. Chyba nie takie standardy powinny obowiązywać w sklepach. Ja do tego już na pewno nie wrócę.
To nie pierwszy przypadek zgłoszenia Gazecie Tczewskiej krępującej rewizji na oczach klientów tej sieciówki. Po wysłaniu zapytań, biuro prasowe Jeronimo Martins Polska S.A., właściciela Biedronki, zweryfikowało opisany przez Czytelnika incydent. Co ciekawe, nie widzi w zachowaniu ochroniarza niczego niepokojącego.
- Wyjaśniamy, że zgodnie z obowiązującymi w naszej sieci procedurami pracownicy mają prawo weryfikować czy zapłata za towar została uiszczona – informuje JM. - W przypadku uzasadnionej wątpliwości, klient może zostać zaproszony do kontroli dopiero po przekroczeniu linii kas. Klient ma oczywiście prawo odmówić. Wtedy wzywana jest policja. (...)
Napisz komentarz
Komentarze