Niebezpieczeństwo może nadejść z każdej strony, m. in. z wody. Tadeusz Wrycza zapewnia, że można temu zapobiec…
Maszyny zatrzymane w kadrze
Wystarczy wypuścić na rzeki lodołamacze. Tym zapomnianym maszynom została poświęcona otwarta w zeszłym tygodniu wystawa.
- To spotkanie zorganizowane ku pamięci i ku przestrodze - zaznaczyła podczas wernisażu Alicja Gajewska, dyrektor Centrum Wystawienniczo-Regionalnego Dolnej Wisły.
Ku pamięci, ponieważ Cezary Jakubowski - autor wystawionych fotografii oraz człowiek związany zawodowo z administracją dróg wodnych Dolnej Wisły od 1945 do 1982 r. - zatrzymał w kadrze maszyny, które dziś już nie istnieją. Ku przestrodze, ponieważ bez tych maszyn może nas spotkać naprawdę wiele nieprzyjemności.
Brak świadomości kosztuje
Uświadomił nam to Tadeusz Wrycza, wieloletni zastępca dyrektora Przedsiębiorstwa Budownictwa Wodnego, obecnie prezes Stowarzyszenia Dorzecza Wisły „Wisła” oraz członek Towarzystwa Miłośników Ziemi Tczewskiej.
- Dzięki ludziom, którzy zrozumieli sens i znaczenie lodołamania, Gdańsk i Żuławy od ponad 125 lat nie doznały ze strony Wisły klęski powodzi zatorowej - powiedział podczas wernisażu. - Niech ta wystawa będzie również przypomnieniem i ostrzeżeniem dla tych, którzy w ostatnim czasie, lekceważąc prawa natury oraz znaczenie lodołamania, dla tych, którzy byli świadomi tego, że narażają siebie i społeczność nadwiślańską na zagrożenia powodziami zatorowymi ze strony królowej rzek polskich - Wisły.
Podczas wernisażu głos zabrał także Lech Trawicki, wiceprezes Stowarzyszenia Lastadia, który zwrócił uwagę na fakt, że wiele z widocznych na zdjęciach lodołamaczy od dawna już nie istnieje. Dziś możemy podziwiać je jedynie na zdjęciach Cezarego Jakubowskiego.
- Miejmy nadzieję, że ich losu nie podzieli lodołamacz Lampart - dodał.
Polak mądry po szkodzie
„Lodołamacze wiślane w ochronie Gdańska i Żuław przed powodziami zatorowymi” - pod takim hasłem odbyła się prelekcja Tadeusza Wryczy, podczas której został podjęty poruszony na wernisażu wątek bezpieczeństwa.
- Wisła jest najbardziej niebezpieczną w czasie pochodu lodów rzeką w Europie! - pokreślił prelegent, a na poparcie swych słów opowiedział o najbardziej tragicznej powodzi z 4 kwietnia 1829 r.: - W wyniku zatoru lodowego, na 915 - 916 kilometrze Wisły żeglownej, czyli zaledwie 8 km poniżej Tczewa, nastąpiło przerwanie wałów na łącznej długości 375 m. Woda zalała całe Żuławy oraz sam Gdańsk. To była naprawdę tragiczna powódź.
Co byłoby gdyby wały zostały przerwane dziś?
- Rozmiar strat byłby nieobliczalny! - twierdzi Wrycza. - Niestety, decyzje o rozpoczęciu budowy lodołamaczy zawsze zapadały dopiero po tragedii. Tak było m.in. w 1956 r., kiedy dopiero po fakcie postanowiono wybudować lodołamacz. W ten sposób powstał Lampart.
- Polska bogata, zapłaci za wszystko - za głupotę, za brak wiedzy, za narażanie społeczności nadwiślańskiej na zagrożenie… - rozkłada ręce referent. - Jestem ciekawy kiedy Wisła obudzi wszystkich śpiących, kiedy da im nauczkę. Ludzie odpowiedzialni za bezpieczeństwo powinni dostrzec w końcu problem. Dziś sytuacja wygląda tak, jakby w całym województwie pomorskim zlikwidowano straż pożarną.
„Lampart” - ostatni kot Wisły
Tadeusz Wrycza, oprócz tego, że gorący zwolennik powrotu do łask lodołamaczy, jest także jednym z tych, którzy walczą o przejęcie spornego w ostatnim czasie „Lamparta”. W 1982 r. na złom został pocięty „Jaguar”, w 1984 r. podobny los spotkał „Żbika”. Powstały pod koniec lat 50. lodołamacz „Lampart” jest więc dziś najstarszym lodołamaczem zbudowanym na zlecenie polskiego armatora. Ostatnio jest także przedmiotem dyskusji takich stowarzyszeń, jak Towarzystwo Miłośników Ziemi Tczewskiej, Stowarzyszenie Dorzecza Dolnej Wisły „Wisła” i Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie. Wszyscy oni chcieliby przejąć „Lamparta” od Przedsiębiorstwa Budownictwa Wodnego i przerobić go na pływające muzeum lub statek wycieczkowy. Taka atrakcja byłaby jedną z wizytówek Tczewa.
Problemem tradycyjnie są pieniądze. PBW nie jest skore do oddania statku ani za symboliczną złotówkę, ani nawet po zaniżonej cenie (a ta wynosi 120 tys. zł - miasto nie stać na taki wydatek). Członkowie stowarzyszeń niecierpliwią się tym bardziej, że „Lampart” nie jest w ogóle używany.
Co jeszcze na wystawie?
Na wernisaż wystawy fotografii Cezarego Jakubowskiego przybyli m. in. marynarze, mechanicy, dawni i obecni. Także Zygfryd Wesołowski - I kapitan lodołamacza „Lampart” i Józef Lamka - I kapitan lodołamacza „Tur”, a także obecni kapitanowie lodołamaczy.
Wystawę uzupełniają eksponaty z Centralnego Muzeum Morskiego w Gdańsku: piła do lodu, łopata do lodu, siekiera do lodu oraz modele lodołamaczy. Poza tym pamiątki oraz dokumenty, które są własnością Tadeusza Wryczy.
Organizatorami wystawy są - obok Centrum Wystawienniczego - Gdańskie Towarzystwo Fotograficzne oraz Stowarzyszenie Lastadia.
Napisz komentarz
Komentarze