piątek, 1 listopada 2024 12:24
Reklama
Reklama

Po lepsze zarobki kierowcy autobusów wyjeżdżają na Zachód

POMORZE. Z otwarcia rynku pracy w Unii Europejskiej skorzystało już ponad 2 mln Polaków. Do hydraulika dołączyli lekarze, pielęgniarki oraz kierowcy. Kierowcy w Anglii mogą liczyć na 8-krotnie wyższe pensje! Czy na ten zarobkowy raj skuszą się także ci, którzy na co dzień prowadzą autobusy?
Po lepsze zarobki kierowcy autobusów wyjeżdżają na Zachód
Głównym powodem wyjazdów są niskie płace w kraju. W Polsce kierowca może liczyć na niewiele ponad 10 zł za godzinę. W Anglii w ciągu godziny może zarobić 5-8 funtów, czyli 28-44 zł. W samym Londynie zarobki mogą wynieść nawet 13 funtów, a razem z nadgodzinami aż 17 funtów za godzinę.
Brytyjskie firmy przewozowe poszukują w Polsce pracowników. Zapewniają nie tylko kurs jazdy na drogach angielskich (jest tam ruch lewostronny, do czego Polacy muszą się przyzwyczaić), ale także kurs języka angielskiego. Nic dziwnego, że zamiast po polskich ulicach, coraz więcej kierowców wybiera lewą część drogi – na Wyspach Brytyjskich, gdzie cieszą się już uznaną marką.

Masowego exodusu nie ma
Czy zdarzały się już przypadki, że kierowcy tczewskiego ZKM decydowali się zasiąść za kółkiem brytyjskiego autobusu?
- Zdarzały się, ale sporadycznie – mówi Daniel Maciejak, dyrektor ZKM Veolia Transport. -Nie było masowego exodusu pracowników naszej spółki na Zachód. Owszem, wynagrodzenia są tam dużo wyższe niż może zaoferować polski pracodawca, w tym również my. Ale takie wyjazdy wiążą się z dużymi zmianami w życiu kierowcy po przeprowadzce za granicę. Największy ruch dotyczący pracowników transportu publicznego na Zachód, nie mówię tu o tczewskim ZKM, nastąpił zaraz po naszym wejściu do UE i otwarciu rynku pracy w W. Brytanii. W tej chwili w Tczewie raczej nie ma gwałtownego ciągu pracowników do wyjazdów. Raptem kilka osób zdecydowało się na taki krok, a w jednym przypadku osoba szybko wróciła, bo okazało się, że nie jest tam tak „różowo”, jak to wygląda z polskiej perspektywy. Myślę, że rynek pracy w Polsce jest już na takim poziomie, również w Tczewie, że pracownicy zdają sobie sprawę, iż wyjazd na Zachód nie jest jedyną alternatywą.

Jaka będzie podwyżka?
Jednak w przypadku ZKM zdarzały się odejścia osób, które posiadały uprawnienia do prowadzenia ciężarówki (prawo jazdy kategorii C), np. do firm działających przy budowie autostrad. Dyrektor Maciejak nie pamięta sytuacji, żeby kierowcy odchodzili do lokalnej konkurencji w przewozach pasażerskich.
- Nie dotyczy to komunikacji miejskiej, w której jesteśmy jedynym operatorem – dodaje.
A jak wygląda to z punktu widzenia samych kierowców?
- Część ludzi już wyjechała, a reszta się zastanawia się – tłumaczy Sławomir Smoliński, przewodniczący związku zawodowego NSZZ Solidarność w tczewskim ZKM. - Wiele zależy od tego ile podwyżki wywalczymy. Ci młodzi pracownicy pewnie myślą, co będzie, gdy zostanie otwarty rynek pracy w Niemczech. Dwóch pracowników na pewno już pracuje w Anglii, kilku przeszło do firm transportowych. Czterech pracowników w ogóle zmieniło branżę i pracują w fabryce okien. Wszyscy szukają większych zarobków i możliwe, że odejdzie więcej ludzi. Przychodzą nowi, którzy dostają grosze – 9,50 zł za godzinę.

Presja Zachodu
A jak sytuacja przedstawia się w dawnym tczewskim PKS?
- Chyba wszędzie zdarzają się wyjazdy kierowców – uważa Jacek Goździewicz, dyrektor Veolia Transport Tczew. - Taka jest presja zachodniego rynku pracy, który „wysysa” z Polski nie tylko kierowców, ale również przedstawicieli innych zawodów. Nasi kierowcy także interesują się pracą na Zachodzie, co oczywiście wiąże się z wyższymi zarobkami. Z tego co wiem, z naszej firmy wyjechały cztery osoby.

Ile zarabiają tczewscy kierowcy?
Wyjazdy kierowców powodowane są przede wszystkim chęcią otrzymywania wyższych zarobków. 91 kierowców w tczewskim ZKM może liczyć na średnią pensję w wysokości ok. 2,6 tys. zł brutto plus tzw. trzynaste wynagrodzenie (na „rękę” jest to ok. 1,7 – 1,8 tys. zł.).
- Uważam, że zarobki w naszej firmie są całkiem przyzwoite – stwierdza Daniel Maciejak. - Z jednej strony są takie, na jakie możemy sobie pozwolić, a z drugiej - porównując z rynkiem pracy w Tczewie - nie są niskie. Wiem, że jest wiele firm w mieście, które nie płacą w takim wymiarze.
- Najstarsi stażem kierowcy, blisko emerytury, zarabiają te 1700-1800 zł, ale młodsi już tylko 1100-1200 zł – precyzuje Sławomir Smoliński, kierowca z 25-letnim stażem.
Dyrektor Goździewicz nie chciał nam zdradzić ile zarabiają kierowcy w PKS, których zespół liczy ponad 58 osób.
- Są to sprawy indywidualne. Nie znam takiej osoby, która mówiłaby, że zarabia za dużo.

Kierowcy są, ale... chętnych przyjmiemy
Ostatnio PKS zlikwidował kilkanaście kursów, obsługujących dni wolne od pracy oraz Nizinę Walichnowską. Czy powodem tych decyzji był m.in. brak kierowców do obsługi tras?
- Kursy są przede wszystkim likwidowane z powodu niskiej frekwencji klientów na liniach, nierentownych z ekonomicznego punktu widzenia – wyjaśnia Jacek Goździewicz. - Oczywiście przy układaniu rozkładu jazdy bierzemy pod uwagę wielkość zespołu kierowców. Jeżeli pojawia się niska rentowność, a nie jesteśmy w stanie uruchamiać kursów poza grafikiem, osobnym autobusem, to oczywiście brak kierowców ma znaczenie, ale w mniejszym stopniu.
Pomimo, że w ZKM kierowców nie brakuje, i nie zanosi się na masowe „przeprowadzki” na Zachód, spółka poszukuje nowych pracowników, będąc w stałym kontakcie z Powiatowym Urzędem Pracy oraz z biurami pośrednictwa pracy.
- Jeżeli jest osoba zainteresowana pracą u nas, spełnia nasze wymagania co do kwalifikacji i uprawnień prowadzenia autobusu komunikacji miejskiej (prawo jazdy kategoria D, świadectwo przejścia kursu przewozu osób) oraz nadaje się ze względu na stan zdrowia i podejście do pasażera, jesteśmy w stanie ją zatrudnić – zapewnia Daniel Maciejak.
Problemu z brakiem kierowców nie odczuwa także PKS.
- Robimy rozpoznania na rynku pracy – relacjonuje Jacek Goździewicz. - Występuje za to problem „zużycia” fizycznego kierowców, częste choroby z racji wieku, co dezorganizuje pracę.
Obaj nasi rozmówcy zgodnie stwierdzają, że na rynku pracy z przysłowiową świecą można szukać dobrego fachowca z doświadczeniem.
- Jak ktoś jest dobry, to już pracuje – podkreśla dyr. Maciejak.
- To czy kierowca jest dobry okazuje się po jego przyjęciu – dodaje dyr. Goździewicz. - Nigdy nie można z góry ocenić umiejętności danego pracownika. Ogólnie brakuje kierowców, nie ma ich nadmiaru, ale od czasu do czasu pojawiają się chętni do pracy.

Pracownicy ZKM chcą podwyżek
Na tczewskim „podwórku”, wokół problematyki wyjazdów polskich kierowców do pracy na Zachodzie, w tle leży wciąż nie rozstrzygnięty protest pracowników (w tym kierowców) ZKM, domagających się od sierpnia br. podwyżek płac. W połowie grudnia miały się rozpocząć rozmowy między dyrekcją firmy a związkami zawodowymi (NSZZ Solidarność Veolia Transport Tczew oraz Związek Zawodowy Pracowników Komunikacji Miejskiej RP) za pośrednictwem mediatora. Na jednym spotkaniu z pewnością się nie skończy. Pracownicy chcieliby zarabiać więcej o 50 zł brutto od września tego roku oraz o 150 zł od początku przyszłego roku.
- Rozliczenia kwartalne wykazują, że firma ma zyski, a nie straty, dlatego czas się z nami podzielić. Tym bardziej, że przez 4 lata nie mieliśmy odpowiedniej waloryzacji pensji – uważa Sławomir Smoliński. – Wcześniejsza sytuacja była tak zła, że związki szły z dyrekcją na ugodę dla dobra firmy. Teraz czas pomyśleć o pracownikach, tym bardziej, że ludzie chcą uciekać do innej pracy...
Z kolei dyrekcja ZKM Veolia chce dać podwyżki swoim pracownikom, ale w innym systemie – 100 zł od 1 lipca 2008 r. oraz o kolejne 100 zł od 1 stycznia 2009 r., oczywiście z tym zastrzeżeniem, że Veolia wygra przetarg, który w I kwartale przyszłego roku będzie ogłaszany na świadczenie usług komunikacji miejskiej w Tczewie, właśnie od 2009 r.
- Ta podwyżka jest rozsądna z punktu widzenia całej firmy, a trzeba pamiętać, że firma to też jej pracownicy – mówi Daniel Maciejak. – Jako zarząd nie możemy podejmować decyzji, które skutkowałyby znacznym pogorszeniem sytuacji finansowej spółki, nawet, gdy chodzi o tak ważną sprawę jak podwyżki. Musimy ich udzielić w takim stopniu, w jakim możemy. Spółka jest w stanie udźwignąć koszt podwyżek proponowanych przez zarząd, ale tych proponowanych przez związkowców już, niestety, nie. Pracowników mamy łącznie 130 i rocznie podwyżki w takim wymiarze wiązałyby się ze znacznym obciążeniem finansów spółki.

W porozumieniu ma pomóc mediator
- Liczymy na to, że związki zawodowe przystaną na naszą propozycję – zakłada Daniel Maciejak. - Co do przetargu, nie ukrywam, że może się pojawić dla nas konkurencja. Należy przy tym podkreślić, że decydując o zakresie podwyżek musimy uwzględnić fakt, iż działalność naszej firmy wiąże się z wysokim ryzykiem handlowym, jako że w dużym stopniu przychody naszej firmy pochodzą ze sprzedaży biletów.
- Mediacja polega na wypracowaniu wspólnego rozwiązania – uważa przewodniczący NSZZ Solidarność. - Zarząd obawia się, że jeśli coś ugramy, to inne spółki Veolii w Polsce też zaczną strajkować. Wszędzie słyszymy, że inni pracujący dostali podwyżki, a my tylko chcemy 150 zł brutto od stycznia. To jest znak naszej dobrej woli.
Na razie protest kierowców (oraz pozostałych pracowników ZKM) pozostaje w fazie werbalnej. Czy istnieje groźba, że w razie braku porozumienia na tczewskie ulice nie wyjadą autobusy komunikacji miejskiej?
- Wszystko zależy od spotkania z mediatorem – krótko stwierdza Sławomir Smoliński. - Nie ukrywam tego, że może tak się zdarzyć.
Dyrektor Maciejak jest dobrej myśli.
- Zakładam, że dojdziemy do porozumienia i nie będzie sytuacji, gdy komunikacja miejska stanie. Jako zarząd musimy robić wszystko, żeby do tego nie dopuścić. Jeżeli do głosu dojdą emocje pracowników to sytuacja może różnie wyglądać. Mamy przygotowane plany awaryjne, a mieszkańców Tczewa mogę zapewnić, że z transportem, bez względu na to jak wygląda nasza sytuacja wewnętrzna, nie będzie problemów.

Poszukiwany: kierowca do odśnieżania
W listopadzie, dość nieoczekiwanie, pojawiły się problemy ze znalezieniem firmy, która zajęłaby się zimą utrzymaniem dróg w Tczewie, w ramach tzw. „Akcji Zima”. Dotychczas w materii odśnieżania miasto współpracowało zgodnie z Powiatowym Zarządem Dróg, co przynosiło znaczne oszczędności obu podmiotom. Tegoroczny przetarg dla firm zainteresowanych zimowym utrzymaniem dróg w grodzie Sambora, o czym dowiedziała się „Gazeta Tczewska”, dwukrotnie nie doszedł do skutku z powodu braku chętnych! W minionych latach odśnieżaniem zajmowała się spółka SITA (zajmująca się na co dzień wywozem śmieci), która dysponuje odpowiednim sprzętem. Dlaczego tym razem nie wystartowała w przetargu?
- Mieliśmy problemy ze znalezieniem na rynku pracy kierowców z odpowiednimi uprawnieniami – przyznaje Edmund Woyda, prezes SITA Tczew. - Na rynku brakuje kierowców, a o dobrych fachowców najtrudniej, bo dobry fachowiec pracę miał i będzie miał zawsze.  
Aktualnie przy wywozie śmieci pracuje 12 kierowców. Prezes Woyda obrazowo stwierdza, że jest to liczba „na styk”. Gdy jeden z nich zachoruje lub jest na urlopie, w spółce jest pracownik, który może ich zastąpić. Jednak gdyby nagle ubyło kilku kierowców to wywóz śmieci z pewnością nie przebiegałby sprawnie.
- Gdyby doszło do takiej sytuacji nie moglibyśmy nawet zwiększyć czasu pracy pozostałych kierowców, bo rygorystycznie przestrzegamy przepisów go regulujących. Inspekcja Ruchu Drogowego bacznie tego pilnuje i często nas kontroluje, nawet przy wjeździe na tczewskie wysypisko śmieci.
Dotychczas nie zdarzyło się, żeby kierowcy spółki SITA rezygnowali z posad, by wyjechać w poszukiwaniu pracy do krajów „starej” Unii, ale bywało i tak, że przenosili się do polskich firm transportowych. Wracając do odśnieżania – tczewscy kierowcy nie muszą się martwić, że po opadach śniegu ich samochody zostaną unieruchomione w zaspach. Udało się znaleźć firmę, która zajmie się zimowym utrzymaniem dróg.


Zawały u kierowców: zbieg okoliczności, czy efekt przepracowania i stresu?
Jak nieoficjalnie dowiedziała się „Gazeta Tczewska” w ostatnich dwóch latach, wśród kierowców tczewskiego ZKM, było aż 5 zawałów, w tym dwa śmiertelne. Jeden z nich zdarzył się podczas kursu....

Czas pracy jest przestrzegany
17 października br. w godzinach porannych autobus komunikacji miejskiej wjechał w płot posesji przy zbiegu ulic Żwirki i Zygmunta Starego na Suchostrzygach. Nie była to groźna kolizja, pasażerom nic się nie stało. Niestety, 56-letni kierowca autobusu, który prawdopodobnie na skutek zawału serca stracił panowanie nad pojazdem, zmarł podczas transportu śmigłowcem lotniczego pogotowia ratunkowego do szpitala w Gdańsku. Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy ten i pozostałe zawały są tragicznym zbiegiem okoliczności, przemęczeniem pracą, czy może wynikiem silnej presji wywieranej na kierowcach. Jedno jest pewne – na kierowcach spoczywa duża odpowiedzialność, nie tylko za prowadzony pojazd, ale przede wszystkim za przewożonych pasażerów.
- Nasi kierowcy przechodzą badania profilaktyczne, a firma świadcząca usługi medyczne dokładnie sprawdza stan zdrowia pracowników – zapewnia dyr. Daniel Maciejak. -  Trudno mi powiedzieć ile osób miało zawał. Praca kierowców wiążę się z dużym stresem, czy to w naszej firmie, czy w każdej innej.
Dyr. Maciejak zapewnia również, że wspomniane wypadki nie są spowodowane przemęczeniem pracą. Firma działa zgodnie z ustawą o czasie pracy kierowców. Według jej przepisów czas pracy kierowców nie może przekraczać 8 godz. na dobę i przeciętnie 40 godz. w zwykle 5-dniowym tygodniu pracy, w przyjętym okresie rozliczeniowym (w tczewskim ZKM okres ten wynosi 3 miesiące).
-  Na pewno był jeden śmiertelny zawał za kierownicą – stwierdza Sławomir Smoliński. - Zdarzały się też zasłabnięcia. Jednego kolegę udało się uratować po reanimacji w drodze do szpitala. Nie dotyczy to tylko kierowców, były też takie przypadki na warsztacie. Nie wiem skąd biorą się takie sytuacje. Niedawno w firmie wprowadzono zasadę, że aktualny czas pracownika musi być maksymalnie wykorzystany, ale podkreślam, że te zawały wcale nie muszą być tym spowodowane.

Ze stresem można sobie poradzić
Pewnikiem jest, że silny stres (podobnie jak inne tzw. czynniki ryzyka - nadciśnienie, wysoki poziom cholesterolu, nadwaga, alkohol oraz palenie tytoniu i brak ruchu) może prowadzić do schorzeń mięśnia sercowego, w tym zawału.
- Wiemy, że stres „powoduje” zawały, ale nie wiemy u kogo zawał jest bezpośrednio spowodowany stresem, a u kogo innymi czynnikami – tłumaczy psycholog Michał Kuchczyński z Centrum Interwencji Kryzysowej w Tczewie. - Wynika to z m.in. z faktu, że np. incydenty sercowe w miejscu pracy niekoniecznie muszą być związane ze stresem w pracy, a stres w pracy niekoniecznie musi skutkować natychmiastowym pogorszeniem stanu zdrowia. Czasem od wystąpienia problemów ze zdrowiem może minąć nawet pół roku. Do obniżenia ryzyka, oprócz radzenia sobie ze stresem, konieczny jest ruch, dieta, abstynencja od używek – ale sport nie wyczynowy, dieta rozsądna, a abstynencja całkowita jedynie od narkotyków i nikotyny (alkohol w małych ilościach może pomagać sercu, czyli do 50–75 gram co jakiś czas, np. raz, czy dwa razy w tygodniu).
Michał Kuchczyński zapewnia, że ze stresem w dużej mierze można sobie poradzić samemu. Do tego jest potrzebna świadomość czym jest stres i wypracowanie własnego stosunku do niektórych napotykanych trudności.
- Niestety, często mówimy, że stres to sytuacja, w której nie możemy sobie poradzić, mamy jakieś trudności w osiąganiu tego co zaplanowaliśmy itd. Jednak tylko takie pojmowanie tego zjawiska nie pozwala nam zaangażować się w poradzenie sobie z nadmiernym napięciem. Przecież jeżeli jest choć jedna osoba w moim otoczeniu, która słabiej reaguje lub w ogóle nie reaguje w podobnej sytuacji, to być może i ja też mogę nauczyć się podobnie zachowywać. Czy to jest łatwe? Nie. To jest trudne, ale można się tego uczyć. Może wytłumaczę to na przykładzie: czy można zjeść pączka bez oblizywania się. Można. Ale gdy spróbujemy tak jeść pierwszy raz w życiu to będzie to bardzo trudne. Jednakże, gdy będzie to już powiedzmy dziesiąty raz w ciągu 10 dni, będzie to odrobinę łatwiejsze. Podobnie z uczeniem się radzenia sobie ze stresem – z jedną różnicą: to jest trudniejsze, bardziej czasochłonne. Czy warto? Tak. Stawką jest przecież zdrowie, samopoczucie, a równie często także funkcjonowanie naszych najbliższych


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
hhh 17.05.2010 09:09
z tego dup.a poza tym podwalal sie do jednej kolezanki ti mu strzelila w morde pan prezes skurw.syn

jojo4 18.10.2009 21:26
Pracuj za 1000zeta i całuj po nogach że masz prace .A propo w tym kole ta kropla to jest ta ostatnia przy wyzsaniu.W Veolji nie dostaniesz więcej praca dla niewolników .

SPIEPRZAJ DZIADU 07.10.2009 15:01
takie pierdoły prezesiku to ty mozesz swoim dzieciom na dobranoc opowiadac zniszczyłes pks kołobrzeg rozkradliscie cały majatek a kierowca płaciliscie ochłapy a sobie przyznawałes premie w wysokosci 10 tys zł za dobre wyniki w firmie a jak juz nic sie nie dało wydojc z kołobrzegu to spieprzyłes do tczewa twoja wiedza o prowadzeniu firmy jest na poziomie przedszkolaka wiec wez chłopie lepiej miotłe i idz ulice zamiatac

brzęszczyszczykiewicz 24.01.2008 20:44
Zapytajcie Się państwo co pan prezes zrobił z PKS w Kołobrzegu haaaaaaaa

ktoś 24.01.2008 20:39
tam gdzie rządzi p.PREZES DANIEL MACIEJAK to wszystko zrobi żeby ludzi i przedsiębiorstwa wykączyć

Reklama
Reklama