Wydarzyło się to w zupełnie innym niż dzisiaj świecie. Świecie dziwnym i strasznym, w którym donosicielstwo kwitło niczym chwasty w zaniedbanym ogródku, w którym nie można było wyjeżdżać poza granice kraju, nie można było robić tego i tego…
Historia ta wydarzyła się w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.
Pierwszy numer „GT” – 2000 egzemplarzy
„Gazeta zaczyna swoją działalność w bardzo trudnym i niekorzystnym czasie dla niezależnej myśli politycznej w naszym kraju” - głosiły słowa apelu skierowanego do czytelników, którym wpadło do rąk historyczne, przygotowane w nakładzie ponad 2000 egzemplarzy wydanie gazety. - „Co prawda zewsząd nadchodzą głosy o rychłym zawieszeniu stanu wojennego, lecz to i tak nie ma wpływu na sytuację naszego pisma, które w oficjalnej nomenklaturze uważane będzie za nielegalne. Tak, będzie to pismo nielegalne, ale zarazem niezależne, wydawane poza zasięgiem niszczącej każdy przejaw wolnej myśli społecznej i politycznej cenzury.”
Taka wiadomość dotarła do tczewian dokładnie ćwierć wieku temu. Dziś przypominamy jak rozpoczęła się nasza historia - historia „Gazety Tczewskiej”. Jak wyglądał pierwszy numer, o czym traktował oraz w jakich warunkach powstał.
Kolejka po wolność
Thomas Jefferson powiedział kiedyś, że „gdy jest wolna prasa i każdy człowiek może ją czytać, prawa są bezpieczne”. W Polsce nie było wówczas mowy o wolnej prasie. Istniała z kolei prasa podziemna, która o wspomniane przez trzeciego prezydenta USA prawa walczyła. Nie docierała jednak do wszystkich. Drukowana w niewielkich nakładach, przeciwstawiała się ówczesnej władzy, dając czytelnikom jakąś nadzieję na lepsze jutro. Takiego tytułu nie mogło w Tczewie zabraknąć.
- Nie mogliśmy zaakceptować Polski, w której niszczyło się (ba, wręcz mordowało!) ludzi, którzy mieli odmienne poglądy polityczne - mówi współtwórca „Gazety Tczewskiej” Czesław Czyżewski. - Gazeta, niosąc wolne słowo, miała być sztandarem oporu.
Tyle jeśli chodzi o ideę. Jako 19-letni, nie pogodzony z wprowadzeniem stanu wojennego młodzieniec, Czesław Czyżewski - ponieważ w tym pełnym absurdu świecie nie mógł wyrazić swojego niezadowolenia publicznie - przystąpił do działalności podziemnej. Cała historia rozpoczęła się - jak przystało na lata 80. - w kolejce po sprzęt RTV.
- Wraz z Czesławem Czyżewskim i Wojciechem Krefftem staliśmy w tej kolejce i rozmawialiśmy o sytuacji jaka powstała po wprowadzeniu stanu wojennego, o tym, że warto coś z tym zrobić - wspomina Marian Sarnowski. - Zaczęliśmy się spotykać. Pierwsze co postanowiliśmy, to utworzyć Związek Wolnych Demokratów. Aby rozpropagować naszą działalność musieliśmy mieć jednak jakieś pismo. Postanowiliśmy więc wydawać podziemną gazetkę.
Tak powstało, wydane w nie więcej niż dziesięciu egzemplarzach, pisemko „Ciernie”. Z czasem, w połowie 1982 r., kiedy Czesław Czyżewski nawiązał kontakty z innymi podziemnymi działaczami oraz członkami struktur „Solidarności”, zaproponował on powołanie do życia „Gazety Tczewskiej”.
Ziarenko do ziarenka…
- Tytuł nawiązywał do pewnej rodzinnej tradycji - wspomina pan Czesław. - Jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego zainteresowałem się historią mojego wuja, Józefa Czyżewskiego. On także, w czasie zaborów, drukował prasę w swojej własnej drukarni. Był wydawcą m.in. „Gazety Gdańskiej” i „Kuriera Gdańskiego”.
Jednak aby Czyżewski mógł zrealizować swoje marzenie - podążyć śladem stryja i wydać własną gazetę - musiał najpierw zebrać zaufany zespół. Jednym ze zwerbowanych był Roman Bojanowski. Oto jak wspomina on początki współpracy:
- Pracowałem w PKS jako kierowca autobusu. Jako magazynier paliw pracował tam także Marian Sarnowski. Często u niego tankowałem. Rozmawialiśmy wtedy o różnych rzeczach: narzekaliśmy na Jaruzelskiego, na komunę i stan wojenny… Widocznie podczas naszych wspólnych rozmów nabrał do mnie zaufania, ponieważ po jakimś czasie, wiosną 1982 r., przysłał do mnie młodego chłopaka, który przedstawił się jako Konrad. Był to Czesław Czyżewski, który chciał porozmawiać na temat ewentualnej działalności podziemnej. Zgodziłem się.
Ponieważ dom Krystyny i Romana Bojanowskich stał na niedostępnych, ogrodzonych błotną fosą Górkach (- Do domu wracało się po kolona w błocie - wspomina Roman Bojanowski), panowie ustalili, że to idealne miejsce na drukarnię.
Uważaj po czym stąpasz
- Początki były ciężkie - przyznaje Czyżewski. - Nauka druku była tym bardziej trudna, że musieliśmy radzić sobie w skromnych i ciężkich warunkach. Później udało nam się stworzyć drukarnię, która była zlokalizowana w domu Bojanowskiego, w salonie pod podłogą. Wejście do niej było zamaskowane fotelem.
Dzięki pomocy, m.in. Wojciecha Olejniczaka i Zdzisława Jaśkowiaka, ekipie zbuntowanych działaczy udało się pozyskać maszynę do pisania, papier, wałki, farby i ramki. Uzbrojeni w materiały i w bojowych nastrojach, przygotowali pierwsze wydanie „Gazety Tczewskiej”. Udało się! Tak oto w pierwszą rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, w okresie kiedy na ulicach wciąż wisiały plakaty informujące, że za działalność antypaństwową grozi kara śmierci, ponad 2000 egzemplarzy podziemnego pisemka rozeszło się po mieście. Znajomi pokazywali je znajomym, tamci przekazywali dalej… Mieszkańcy miasta dostali wyraźny sygnał, że w Tczewie działa podziemna grupa, która odważyła się głośno powiedzieć NIE.
- Stworzyliśmy gazetę w takiej konspiracji, że - dla bezpieczeństwa - nie znaliśmy wzajemnie swoich nazwisk i imion - przyznaje Czesław Czyżewski.
Niestety, nawet skradający się lasem myśliwy nadepnie czasem na gałąź, która pęka z trzaskiem i wzbudza niepożądane zainteresowanie. Nie obeszło się bez aresztowań, ale o tym innym razem (zapraszamy do najbliższych numerów „Gazety Tczewskiej”).
Nie wszystko złoto, co się świeci
Pierwsze wydanie pisma nie zachwycało pod względem poligrafii. Czym różniło się od wydawnictwa, które trzymacie w rękach? Niczym… poza brakiem koloru, brakiem zdjęć, reklam, rozmachu i w ogóle brakiem jakiejkolwiek szaty graficznej. Z obecnie wydawanym tygodnikiem miało w zasadzie jedną wspólną rzecz - tytuł. Oczywiście, nie należało oczekiwać kolorowego, wydanego na kredowym papierze magazynu od grupki działających w podziemiu ludzi.
- Nasze miejsce pracy trudno było w ogóle nazwać drukarnią - przyznaje Roman Bojanowski. - „Drukarnię” można było wsadzić do siatki na zakupy i przenieść w inne miejsce...
O tym dlaczego pierwszy numer „Gazety Tczewskiej” wyglądał tak jak wyglądał, opowiedział nam Czesław Czyżewski.
- Dostaliśmy ręczny powielacz białkowy. Wydawało się, że wszystko będzie w porządku, jednak pierwszy numer wyszedł z wadami, ponieważ farba nie mogła przedostać się przez materiał (przez flanelę oraz stilon, który braliśmy z modnych wtedy czerwonych flag), którym była pokryta ramka. (…) Nie byliśmy zadowoleni z ostatecznego rezultatu, ale drugi numer, po zmianie obszycia ramki, był już czytelny.
Historyczne wydanie „Gazety Tczewskiej” było więc zlepkiem niechlujnie zadrukowanych kartek. Całość nadrabiała jednak nie podlegającymi cenzurze i napisanymi przez zaangażowanych autorów tekstami. Jakość była na drugim miejscu. Ważne było to, że mieszkańcy dowiedzieli się o istnieniu tczewskiego podziemia.
Nocne podchody
Kolportażem nakładu zajęli się Mieczysław Śliwka oraz nieżyjący już Jerzy Wojda.
- Pewnego dnia zaczepił mnie w pracy kolega i spytał się, czy nie mam popołudniu trochę czasu, abym do niego wpadł - wspomina M. Śliwka. - Poszedłem więc. Był tam także młody chłopak, którego wcześniej nie widziałem (Czesław Czyżewski - przyp. aut.). Przedstawił się i spytał, czy nie podjąłbym się kolportażu podziemnej gazety o nazwie „Gazeta Tczewska”. Nie wiedziałem, czy można mu zaufać, dlatego musiałem przedyskutować sprawę z kolegami.
Mieczysław Śliwka skontaktował się więc z Jerzym Wojdą i opowiedział mu o propozycji. Jak się okazało ten już o wszystkim wiedział. „Mi też zaproponowali - zgodziłem się”.
- W tej sytuacji ja także się zgodziłem – mówi Śliwka.
Obaj panowie zmierzyli się z zadaniem rozprowadzenia pierwszego numeru „Gazety Tczewskiej”, którego nakład został ukryty w skrzynce przy byłym Polmo (dziś Eaton).
- Dostaliśmy plan, który niestety źle odczytaliśmy - przyznaje Mieczysław Śliwka. - To było składowisko kontenerów, a w jednym z nich miał czekać na nas nakład gazety. Nie znaleźliśmy go. Kiedy wróciliśmy do domu, zauważyliśmy nasz błąd. Szybko wróciliśmy i odnaleźliśmy paczkę.
- Przy tworzeniu drugiego numeru doszliśmy do wniosku, że takie nocne podchody gdzieś na obrzeżach miasta są bardziej niebezpieczne, niż wejście po nakład do jakiegoś domu - stwierdził Czyżewski.
Część nakładu pierwszego numeru rozprowadzili także Wojciech Olejniczak (w „Unimorze”) oraz Zdzisław Jaśkowiak (w okręgach kolejowych).
Udało się!
Kolejnego dnia, dokładnie 25 lat temu - 13 grudnia 1982 r. - gazeta rozeszła się po tczewskich zakładach pracy. Tak oto mieszkańcy dowiedzieli się o aktywnym podziemiu, które odważyło się powiedzieć komunistom „Nie”. Ekipę podziemnej „gazety Tczewskiej” w większości tworzyli młodzi ludzie, którzy mieli dużo do stracenia. I nie tylko pracę czy kilka lat wolności - także życie.
- Miałem wtedy nadzieję, że nadejdą w końcu wolne czasy - przyznaje Czesław Czyżewski, dziś prezes zarządu Grupy Wydawnictwo Pomorskie. - Marzyło mi się, aby nasza gazeta stała się w przyszłości początkiem narodzin wolnej prasy w Tczewie. Udało się!
O starciach ekipy „Gazety Tczewskiej” z początku lat 80. ze Służbą Bezpieczeństwa napiszemy w jednym z kolejnych numerów naszego tygodnika.
Oskarżenia, żale i nadzieje
O czym traktował pierwszy numer „Gazety Tczewskiej”? O polityce.
„Upływa okrągły rok od dnia, w którym władze PRL, gwałcąc umowy społeczne i orzeczenia sądowe oraz prawomocne porozumienie, zdecydowały się na rozprawę zbrojną z całym niezależnym społeczeństwem polskim, a głównie z jego podstawową i najważniejszą organizacją - NSZZ „Solidarność” - pisał kryjący się pod pseudonimem T.L. Jan Kulas.
Na 10 stronach autorzy tekstów dali upust swoim emocjom, żalom oraz nadziejom.
„Wybierajmy tak, aby własna gęba w lustrze nie mierziła” - pisał anonim.
Tekściarze, a wśród nich - obok dzisiejszego posła na Sejm RP - Marian Sarnowski, Wojciech Kreft i Czesław Czyżewski, starali się także zwrócić uwagę na tragedie, które dotknęły Polaków.
„Historia PRL, to nie tylko kolejne plany pięcioletnie i kolejne zjazdy PZPR - to również stalinowski terror, robotniczy czerwiec w Poznaniu, studencki marzec, grudzień na Wybrzeżu i czerwiec w Radomiu i Ursusie oraz grudzień 1981 r. To też jest historia naszego narodu! Musimy ją znać, pamiętać o niej i uczyć się z niej.”
„Gazeta Tczewska” była symbolem oporu
Rozmowa z Czesławem Czyżewskim, założycielem „Gazety Tczewskiej”, prezesem zarządu Grupy Wydawnictwa Pomorskiego
- Czym się pan zajmował, gdy wyszedł pierwszy numer „Gazety Tczewskiej”?
- Byłem wówczas jeszcze uczniem. Jednak pomimo młodego wieku, od samego początku stanu wojennego czynnie przeciwstawiałem ówczesnej sytuacji.
- Skąd wzięła się tak wielka motywacja do działania w podziemiu? Nie bał się pan? A może nie był pan do końca świadomy grożących konsekwencji?
- Zostałem wychowany na patriotę. Zawsze interesowałem się Polską: tak sprawami bieżącymi, jak i historią. Obawy były na pewno. Wiedziałem, że taka działalność może wiązać się z szykanami, z represjonowaniem, a nawet - o czym trzeba pamiętać! - utratą życia. Jednak wtedy o tym nie myślałem. Byłem przygotowany na najgorsze.
Kiedy wybuchł stan wojenny i czynnie wziąłem udział w manifestacjach (16-17 grudnia) i zamieszkach w centrum Gdańska, wiedziałem, że to może się źle skończyć. Padały strzały. Ja stoczyłem pojedynek z oficerem ZOMO, który celował do mnie z rakietnicy, a ja do niego celowałem kamieniem. Starcie rozstrzygnąłem na swoją korzyść. Takich sytuacji w stanie wojennym było wiele.
- Jakie nadzieje wiązał pan z „Gazetą Tczewską”?
- Była ona pewnym symbolem oporu. Miałem nadzieję, że nasza gazeta, jako pewien pomysł na działalność opozycyjną przeciwko reżimowi, stanie się kiedyś produktem rynkowym. Stąd też pionierska - jak na rynek podziemnej prasy - nazwa: „Gazeta Tczewska”. Dziś jest ona bodaj jedyną, wciąż rozwijającą się gazetą w Polsce z tamtego okresu.
- Czy w okresie podziemia nie naszły pana nigdy wątpliwości? Chwile, kiedy powiedział pan sobie: „Dosyć! Jestem jeszcze młody, nie będę więcej narażał swojego życia!”?
- Nigdy nie zwątpiłem w sens naszej działalności. Nastał natomiast okres zniechęcenia społeczeństwa walką przeciwko reżimowi (lata 1985-86). Wówczas dawało się odczuć zmniejszone poparcie dla tych dążeń. Przejawiało się to w obawach wielu ludzi, co do dalszego prowadzenia działalności opozycyjnej przeciwko reżimowi komunistycznemu. Wielu się bało.
Niedocenieni bohaterowie – list Czesława Czyżewskiego do Prezydenta RP
- W związku z przypadającą 13 grudnia 25-rocznicą powstania „Gazety Tczewskiej”, zwracam się do Pana Prezydenta z wnioskiem o nadanie odznaczeń państwowych osobom, które swoją działalnością przysłużyły się do pokonania reżimu komunistycznego oraz odzyskania wolności i demokracji w Polsce. Ludzie ci (…) nigdy nie doczekali się za swoją działalność najmniejszego podziękowania od władz Rzeczpospolitej. (…) Jako aktywny działacz podziemia lat osiemdziesiątych, nie mogłem zgodzić się na taką sytuację, w której Rzeczpospolita do czasu Pana Prezydentury nagradzała swoich oprawców i różnej maści agentów, a zapomniała o prawdziwych swoich bohaterach, skromnych ludziach, o tych, którzy dla miłości swojej Ojczyzny gotowi byli oddać za nią swoją wolność i życie, narażać swoje rodziny.
List poparli m.in.: poseł Maciej Płażyński, starosta tczewski Witold Sosnowski i wicewojewoda pomorski Aleksandra Jankowska.
Oto nasi bohaterowie:
1. Śp. Zdzisław Jaśkowiak; 2. Śp. Ryszard Knopp; 3. Śp. Tadeusz Nowak; 4. Śp. Jerzy Wojda; 5. Ks. parałat Stanisław Cieniewicz; 6. Ks. Grzegorz Grabowski; 7. Krystyna Bojanowska; 8. Roman Bojanowski; 9. Zbigniew Bulczak; 10. Iwona Czyżewska; 11. Danuta Galewska; 12. Ryszard Graczyk; 13. Kazimierz Jagoda; 14. Elżbieta Jędrzejczyk; 15. Edward Klawiński; 16. Krystyna Knopp; 17. Zbigniew Kończewski; 18. Helena Kordek; 19. Jerzy Kowalski; 20. Jan Kulas; 21. Ryszard Majewski; 22. Kazimierz Niemczyk; 23. Wojciech Olejniczak; 24. Marek Piwoński; 25. Mirosław Quella; 26. Marian Sarnowski; 27. Zbigniew Sylwestrowicz; 28. Mieczysław Śliwka; 29. Ryszard Walenczewski; 30. Barbara Włodarczyk; 31. Jarosław Wojciechowski; 32. Edyta Wutkowska; 33. Lucja Wydrowska-Biedunkiewicz; 34. Stanisław Zwolicki.
"Nielegalna" gazeta po 25 latach
TCZEW. 13 grudnia 1982 r., rok po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce, w podziemnej drukarni wydrukowano, a potem rozpowszechniono pierwszy numer „Gazety Tczewskiej”. Historyczne wydanie „nielegalnego” pisma ukazało się w nakładzie 2000 egzemplarzy.
- 14.12.2007 00:23 (aktualizacja 18.08.2023 20:40)
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze