piątek, 29 listopada 2024 20:33
Reklama
Reklama

Masakra po dyskotece „Pod Muzami”

TCZEW. Funkcjonariusze z pałkami brutalnie pobili ok. 80. młodych tczewian. Bili w taki sposób, że po uderzeniu pała zaginała się wokół głowy o 180 stopni. Dwie dziewczyny schowały się na półpiętrze w toalecie. Wyciągnęli je za ubranie. Wielu doznało poważnych urazów wewnętrznych.
Masakra po dyskotece „Pod Muzami”

Było to 1 września 1982 r. -  tragiczna data w historii Tczewa. Tego dnia oddział ZOMO wdarł się do kawiarni „Pod Muzami” przy ul. Kołłątaja i dotkliwie pobił bawiącą się tam grupę ok. 80 młodych ludzi. Nie oszczędzono dziewczyn!
Wkrótce potem mocno zatłoczona więźniarka (ciężarówka star) zabrała - według jednej z ofiar - ok. 40 chłopców na komendę MO, gdzie czekało ich bicie i brutalne przesłuchania. Wielu doznało wtedy poważnych urazów wewnętrznych.

- Nie mieliśmy nic wspólnego z podziemiem – wspomina Henryk H., 1 września 1982 r. bestialsko pobity przez ZOMO wraz z grupą znajomymi. – Nie roznosiliśmy żadnych ulotek. Dzień wcześniej na patriotyczną manifestację tczewian trafiłem przez przypadek, z ciekawości. A 1 września do kawiarni „Pod Muzami” przyszliśmy jedynie się pobawić. Przecież właśnie zaczynał się rok szkolny...
Stan wojenny do tej pory nie odkrył wszystkich swoich tajemnic i pewnie nigdy tak się nie stanie. Jest jednak szansa, że chociaż o niektórych zdarzeniach będziemy pamiętać.

Rewanż ludowej władzy
31 sierpnia mija 25. rocznica pamiętnej manifestacji mieszkańców Tczewa, przeciwników stanu wojennego. Chcieli tylko uczcić zawarte, dwa lata wcześniej, Porozumienia Sierpniowe.
Niestety, za patriotyczne wystąpienie obywateli (według relacji „Solidarności” w manifestacji udział wzięło ok. 3 tys. osób) władza ludowa postanowiła wziąć rewanż. Dzień później grupa ok. 80 młodych ludzi (mniej więcej po połowie - dziewczyn i chłopaków) bawiło się na dyskotece w kawiarni „Pod muzami” (przy ul. Kołłątaja, późniejszy Tczewski Dom Kultury). Nagle podczas zabawy do kawiarni weszli w pełnym rynsztunku funkcjonariusze tczewskiego ZOMO, uzbrojeni w długie szturmowe pały. Chwilę wcześniej budynek został szczelnie otoczony, a pod drzwiami stanął policyjny wóz do transportu zatrzymanych. Uczniów przegnano wzdłuż szpaleru zomowców, bezlitośnie bijąc. Nie oszczędzali nikogo. Z takim samym zapałem wymierzano razy dziewczynom, jak i chłopakom.
„Więźniarka” okazała się na wszystkich za mała, dlatego na ul. Kasprowicza do komendy MO zabrano grupę chłopców, których tam potwornie zbito raz jeszcze.

Z pokojowej w bojową
- Dzień wcześniej była w Tczewie manifestacja – mówi Henryk H., jeden z pobitych „Pod Muzami” nastolatków, dziś 44-letni mężczyzna. – Wraz z moją paczką, tzn. trzema kolegami, z ciekawości zaczęliśmy zobaczyć co się dzieje. Według mnie, tak na oko, było wtedy ok. 1200 - 1500 osób. MO najpierw starało się namawiać ludzi do rozejścia się, ale w miarę jak sytuacja zaczęła się „zagęszczać”, tłum nie wytrzymał i ruszył w miasto. Pobiegliśmy za nim. Obok poczty milicja zaczęła strzelać z gazów łzawiących, potem wszystko przeniosło się pod Wieżę Ciśnień. Grupy ludzi zmierzały w kierunku komendy MO. Chwilę przedtem kilka osób przeciągnęło na skrzyżowanie barakowóz, stojący przy LO im. Marii Skłodowskiej-Curie. Po zajściach w centrum rozruchy przeniosły się w okolice Nowego Miasta. Ludzie powychodzili na balkony, byli oburzeni tym co widzą. Zdarzało się, że ktoś cisnął doniczką, wówczas ZOMO strzelało w te mieszkania z gazów łzawiących.
Zdarzenia te potwierdzili nam: Ryszard Graczyk, jeden z organizatorów tej - w założeniu pokojowej - manifestacji oraz Mieczysław Śliwka, znany w środowisku działaczy kolporter materiałów podziemnych, więziony za przekonania.

Pałki szturmowe w ruch
- 31 sierpnia po południu trwała w Tczewie regularna akcja pacyfikacyjna – opowiada Mieczysław Śliwka. – Nasza manifestacja miała m.in. przypomnieć władzy o tym, że domagamy się uwolnienia więźniów politycznych. Kiedy miała się już ku końcowi ZOMO zaczęło przemierzać ulice miasta i łapać wszystkich młodych, co do których powstały jakieś podejrzenia. Np. sprawdzano czy ktoś ma brudne ręce (oznaczało to, że osoba ta rzucała kamieniami w służby - przyp. red.). Przedtem tłum zebrał się pod Radą Miasta, stamtąd przeszedł na pl. Wolności (dzisiejszy pl. Hallera). Manifestanci nie mieścili się na chodnikach. Padały okrzyki: „Uwolnić Lecha, zamknąć Wojciecha”. Po pół godzinie przyjechała policyjna nysa, z której zaczęto nadawać komunikaty: „Rozejść się, manifestacja jest nielegalna”. Gdy tłum nie posłuchał, milicja wjechała w niego przy włączonych głośnikach. Zapanowało wzburzenie i ludzie ruszyli na nich. Nyska zaczęła odjeżdżać w kierunku Rady Narodowej. A ludzie za nimi... W stronę MO padały kamienie, okrzyki i wyzwiska. I tak aż pod komendę, gdzie milicja zaczęła do nas strzelać z gazów wzawiących.
Początkowo zomowcom nie udawało się rozpędzić manifestantów. Sytuacja zmieniła się o zasadniczo, gdy przyjechały dwie dodatkowe grupy sił porządkowych – jedna od strony „Polmo”, druga od strony dawnego kina. Służbiści nie tracili czasu, w ruch od razu szły pałki szturmowe.
Mieczysław Śliwka zapamiętał, że jedna osoba w tłumie robiła zdjęcia. Jego kolega Heniek, „tęgi chłop”, wyrwał ten aparat i rozbił o jezdnię. Potem okazało się, że „fotograf” to esbek. Po jakimś czasie Heniek miał w domu rewizję. Na szczęście nic podejrzanego nie znaleźli, ale on rozpoznał tego esbeka.

Zamieszki jeszcze po północy
- Kiedy ZOMO stało się zbyt liczne, dalszy opór nie miał już sensu – kontynuuje M. Śliwka. - Protestujący zaczęli uciekać. Jednak jednostek szturmowych z minuty na minutę robiło się coraz więcej. Była godzina między 16 a 17. W międzyczasie ok. setka młodzieży udała się na mszę św. na Suchostrzygi do ks. Cieniewicza. Po niej znowu poszli się bić.
Z czasem zamieszki zaczęły słabnąć, aż do całkowitej ciszy ok. godz. 2 w nocy. W akcie oskarżenia przeciwko Tadeuszowi G., śp. Franciszkowi Hennigowi (zmarł z powodu odniesionych ran cztery lata później), Jarosławowi L. i Markowi P. - oskarżonymi o udział w zbiorowisku publicznym - czytamy, że w wyniku starć PGK i MO poniosły straty w kwocie 114 407 tys. dawnych zł. Uszkodzono trzy pojazdy MO i inny sprzęt o wartości ok. 20 tys. zł.   

Zgarniali młodych po kinie
Pobicie „Pod Muzami” było tylko jedną z akcji „uspakajania” niepokornej młodzieży. Twierdzą tak wszyscy nasi rozmówcy, m.in. Mieczysław Śliwka, Roman Graczyk i Henryk H. Przypominają sobie, że 1 września MO wyłapało grupę „młodych” po jednym z seansów w kinie „Wisła”.
- Gdy dowiedziałem się o zmasakrowaniu młodych ludzi, zaprotestowałem przeciwko temu podczas przesłuchań w swoim zakładzie w „Polmo” – relacjonuje Mieczysław Śliwka. – Co ciekawe podczas akcji ZOMO przez pomyłkę spałowano także syna miejscowego pułkownika z kontroli wojskowej naszego zakładu. Gdy zauważyli to, od razu go wypuścili.
M. Śliwka właśnie w 1982 r. zaczął zbierać materiały o manifestacji i represjach. Dlatego dwukrotnie „odwiedziło” go SB - w 1983 r. i 1988 r.

Bicie w szpalerze
- Dyskoteka „Pod Muzami” trwała zawsze od godz. 17 do 21 – wspomina Henryk H. – Bawiliśmy się spokojnie, gdy nagle weszła milicja. Zdążyliśmy podbiec do okien i zauważyć pełno milicjantów wokół budynku. Nie zdawałem sobie sprawy z zagrożenia. Ja i moi koledzy nie należeliśmy do żadnych struktur podziemnych. Spokojnie tańczyłem z dziewczyną, gdy dostałem pierwszy raz przez plecy długą pałą. Wtedy zdałem sobie sprawę, że to nie jest sen, tylko scena niemal jak z filmu o łapance z II wojny światowej.
Pan Henryk uważa, że służbiści musieli być pod wpływem środków dopingujących. Widać to było po ich twarzach i po niespożytej sile z jaką walili na oślep, gdzie popadnie, jakby się nie kontrolowali.
- Stali szpalerem od wejścia do budynku po drzwi dyskoteki. Niektórzy bili już na parkiecie. Nie było szansy, by się bronić. Bili w taki sposób, że po uderzeniu pała zaginała się wokół głowy o 180 stopni. Dwie dziewczyny schowały się na półpiętrze w toalecie. Wyciągnęli je za ubranie. Były przerażone. Potem zaczęli nas upychać do stara przed budynkiem. W życiu nie przypuszczałbym, że do tej przyczepy można wepchnąć tyle osób. Gdy zabrakło miejsca tłukli po plecach i wcisnęli jeszcze parę osób. Było nas, upchniętych jak śledzie, około 40.

Przesłuchania na komendzie
- Jeszcze w trakcie bicia zauważyłem, że parę osób zomowcy wypuścili – uzupełnia Henryk H.. - Słyszałem tylko: „Co ty tu robisz, spier...”. Byli to ich znajomi. Jednemu chłopakowi udało się uciec spod dyskoteki do parku. Ruszyli za nim i go złapali. Dostał potem podwójnie. Wydawało się nam, że wywiozą nas do lasu. Jeszcze raz zleją i wpuszczą. A oni przewieźli nas na komendę. Tam stał kolejny szpaler. Bili pojedynczo i dokładniej. Szpaler prowadził do holu i na spacerownik. Na nim zatrzymali nas na 4-5 godzin. W tym czasie brali nas pojedynczo na przesłuchania. Tam próbowali zastraszyć. Mnie przesłuchiwało trzech zomowców i jeden milicjant w mundurze. Ten ostatni uderzył mnie nagle z całej siły szturmową pałą w splot słoneczny. Poczułem jakby ziemia się pode mną urwała. Uderzali w najbardziej czułe miejsca. Przy tym ostro wyzywali. Gdy mnie bili, po syna piekarzy z piekarni „Bona” przyszedł dziadek. Usłyszałem tylko: „Przestań go bić, ktoś idzie”.

Przyznajcie się, wszystko wiemy!
Przy okazji badali kto z młodych pracuje, a kto nie. Starali się wymusić przyznanie się do udziału w manifestacji, chcieli by podawać nazwiska. Twierdzili, że mają zdjęcia i wszystko wiedzą... Pan Henryk nie przyznał się. Po 5 godzinach zwolnili go do domu.
Areszt opuścili z nim także koledzy z dyskoteki: Kazik W., Grzegorz G., Wojtek R., Krzysztof N. i Władek N. Wszyscy mieli po 19 lat, nikt się nie przyznał.
- Później uskarżałem się na obite nerki – przyznaje Henryk H. – Na drugi dzień poszedłem do lekarza. Obawiałem się czy nie mam uszkodzeń wewnętrznych. Lekarz powiedział mi: „Jeżeli chce pan być wyleczony, zapraszam na komendę”. Bał się i mi nie pomógł. A mój kolega Wojtek miał od obicia całe granatowe ciało.
Dzisiaj ofiary tego zdarzenia podejrzewają, że ktoś musiał donieść, że „Pod Muzami” odbywa się młodzieżowe zebranie „Solidarności”, co było nieprawdą.

Przestępstwo bez kary
Zmasakrowanie tczewskiej młodzieży ćwierć wieku temu, mimo że nosi znamiona zbrodni komunistycznej (przyczyniła się do śmierci lub trwałego okaleczenia wielu ludzi), nigdy nie zostało rozliczone. Przez tyle lat nie doszło do żadnego śledztwa, ani tym bardziej rozprawy sądowej. Mimo, że są świadkowie, ofiary i kaci. Dopiero w tym roku zaczeło się pierwsze prokuratorskie śledztwo IPN w tej sprawie. Okazuje się, że są nawet dokumenty...
Prawdopodobnie motywem, jaki doprowadził do pałowania młodych ludzi była zemsta milicji, która nie dość szybko rozpędziła manifestację z 31 sierpnia 1982 r. Milicjanci zostali wtedy poturbowani, niektórzy byli lekko ranni. Do rozpędzenia protestu musiano użyć dodatkowe siły ze Słupska, Gdańska i Szczytna (ZOMO, ORMO). Służbistów mogła też rozsierdzić beztroska zabawa młodych w dzień po manifestacji. Wiadomo też, że Tczew został uznany za prężny ośrodek opozycyjny. Przeciwko działaczom „Solidarności” prowadzono tu na szeroką skalę tajną operację SB mającą na celu zniszczenie tczewskiego podziemia.

Manifestacja i przesłuchania
Ryszard Graczyk, jeden z przywódców tczewskiej „Solidarności”:
- Pamiętną manifestację sprzed 25 lat zorganizowalismy w 6 osób. Na powielaczu nadaliśmy informację, że spotykamy się o godz. 16 przed Radą Miasta. Tłum przeszedł ul. Ogrodową, Wąską, Dąbrowskiego, Obrońców Westerplatte, Kościuszki i stanął na pl. Wolności. Potem wszystko przeszło nasze oczekiwania. Przed kinem zauważyliśmy, że manifestacja jest filmowana z budynku Rady Narodowej. W okolicach Wieży Ciśnień zamieszki trwały już na dobre.
1 września trafiłem na milicyjny dołek na komendzie przy ul. Kasprowicza. Słyszałem jęki bitej młodzieży. Nie spodziewałem się, że człowiek może wydawać takie przerażające odgłosy. Do 2 września trwały przesłuchania i bicie. Siedziałem na dołku z paroma chłopakami, których wywoływano pojedynczo. Młodzi - posiniaczeni i zakrwawieni - opierali się o ściany, by schłodzić rany.
Do zakładu w Starogardzie Gd. wywieziono mnie wraz z działaczami z innych miast. Przed zamknięciem w celi kazali się nam rozebrać. U młodych (również u zmarłego później  Henniga) widać było rany i sińce na całym ciele.     

Druga śmiertelna ofiara
Znany tczewski lekarz (pragnie pozostać anonimowy) przypomina sobie, że oprócz Franciszka Henniga jeszcze co najmniej jedna osoba poniosła śmierć na skutek odniesionych 25 lat temu obrażeń (uraz genitaliów).
- Już 1 września 1982 r. trafiała do mnie zmaltretowana młodzież. Miała ewidentne ślady od pał w najbardziej bolesnych miejscach. Sprawdzałam czy nie mieli wstrząsu mózgu. Pomocy udzielali nawet lekarze o lewicowych poglądach. Nie znam nikogo z naszych lekarzy, który byłby nastawiony negatywnie do ludzi, którzy ucierpieli na skutek agresji SB i ZOMO.

Po ćwierć wieku - śledztwo IPN
Prokurator gdańskiego oddziału IPN Maciej Shulz:
- 23 maja br. zostało wszczęte śledztwo w sprawie pobicia młodzieży w kawiarni „Pod muzami” 1 września 1982 r. Po 25 latach rozpoczęliśmy przesłuchania świadków. Relacje osób, które do nas dotarły różnią się od siebie. Nasi archiwiści dokonują szczegółowej kwerendy (przeszukują dokumenty). Znaleźliśmy część materiałów, z których można odtworzyć przebieg zdarzenia. Najwięcej i najciekawsze znalazły się w gdańskim archiwum IPN. Organizacje bezpieczeństwa i MO pisały sprawozdania o tym ile osób i dlaczego zostały zatrzymane. Dane te mają jednak charakter szczątkowy. Są często w formie brudnopisu lub notatek służbowych. Musimy zweryfikować czy te dane są prawdziwe. Obecnie ustaliliśmy, że „Pod Muzami” zatrzymano co najmniej 27 osób, cześć aresztowano, a trzy osoby miały sprawę w kolegium. Dziewczęta spisano i wypuszczono. Niestety, dane dotyczące liczby zatrzymanych są sprzeczne. Na tym etapie sprawy trudno mi przewidzieć, jaka jest szansa na przedstawienie zarzutów sprawcom pobicia.

Jeśli coś wiesz...
Jeżeli ktoś posiada informacje na temat tamtych tragicznych zdarzeń - prosimy o kontakt (adres internetowy:
[email protected]). Zwracamy się także do osób, które były bite „Pod Muzami”, aby spróbowały opowiedzieć jak wyglądała ta akcja ich oczami.



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Hanus 30.03.2018 21:44
Moze Graczyk opowie jak kapowal na SB.

Tczewski Jarmark Bożonarodzeniowy powraca na początku grudnia! Tczewski Jarmark Bożonarodzeniowy powraca na początku grudnia! Jarmark Bożonarodzeniowy już 7 i 8 grudnia na Starym Mieście w Tczewie. Smakołyki, rękodzieło, strefa gastro. A oprócz zakupów: spotkanie ze Świętym Mikołajem, animacje, muzyka na żywo i … karuzela.Program:7.12 / sobotaod 10.00 – handel (rękodzieło, swojskie jadło, mała gastronomia)*11.00 -20.00 – karuzela11.00 -16.00 – strefa świątecznych animacji13.30 – spotkanie ze Świętym Mikołajem16.00 -18.30 – strefa muzyczna8.12 / niedzielaod 10.00 – handel (rękodzieło, swojskie jadło, mała gastronomia)*11.00 -19.00 – karuzela11.00 -16.00 – strefa świątecznych animacji13.30 – spotkanie ze Świętym Mikołajem, wręczenie nagród w konkursach: plastycznym, fotograficznym „Wakacje z aparatem” oraz w konkursie na najpiękniejsze stoisko jarmarku15.00 -17.30 – strefa muzyczna* handel może trwać maks. do godz. 20.00 w sobotę, a w niedzielę do 19.00, ale niektóre stoiska będą czynne krócejMiejsce: plac Hallera, ul. Mickiewicza, ul. Krótka, ul. Jarosława Dąbrowskiego (deptak), ul. Wyszyńskiego (deptak), ul. Łazienna (fragment)Organizator: Fabryka Sztuk w TczewiePartnerzy: Zakład Usług Komunalnych w Tczewie, Straż Miejska w Tczewie, Centrum Kultury i Sztuki w Tczewie, Jasna Klubokawiarnia, Fundacja To i Co.Komunikaty:od 2 grudnia – prace montażowe (ustawianie  chat) na pl. Hallera, ul. Mickiewicza, Krótkiej, Wyszyńskiego, Dąbrowskiego – prosimy o nieparkowanie aut7 i 8 grudnia – już od godz. 7.00 w sobotę, a w niedzielę od 8.00 – rejestracja wystawców – prosimy o nieparkowanie aut7 i 8 grudnia – zmiana organizacji ruchu całkowite wyłączenie dwóch jezdni na pl. Hallera vis a vis kamienic nr 1-6 oraz 20-24 Data rozpoczęcia wydarzenia: 07.12.2024 10:00 – Data zakończenia wydarzenia: 08.12.2024 19:00
Reklama
Reklama