O problemach wychowawczych i przyszłości tczewskiego Domu Dziecka rozmawiamy z jego dyrektorem Edwardem Dembińskim.
- W jaki sposób wprowadza się pełnoletnich wychowanków Domu Dziecka w dorosłe życie?
- Już od momentu przyjęcia wychowanka do placówki wychowawca opracowuje z nim indywidualny plan wychowawczy, uwzględniający naukę umiejętności potrzebnych w dorosłym życiu. Gdy taka osoba zbliża się do 18. roku życia przypisuje się jej opiekuna prowadzącego (może on prowadzić kilka osób niezależnie od swojej stałej grupy zróżnicowanej wiekowo). Do 10 grudnia roku poprzedzającego osiągnięcie przez wychowanka pełnoletniości jestem zobowiązany zgłosić to do właściwego Powiatowego Centrum Pomocy w Rodzinie. Wychowanek na co najmniej 2 miesiące przed osiągnięciem pełnoletności dokonuje wyboru opiekuna usamodzielnienia, z którym opracowuje plan usamodzielnienia. Składa go z opiekunem wraz dokumentacją w PCPR. Taki opiekun - osoba zaufana i akceptowana przez wychowanka, musi dawać gwarancje właściwej realizacji tego planu. Często są to wychowawcy placówki.
W naszej placówce powstaje grupa usamodzielnienia - wychowanków powyżej 15 lat. Będzie to grupa samodzielna na własnym rozrachunku (będą musieli się rozliczać z zakupów), oddzielona od pozostałych grup w placówce, dysponująca oddzielnym wejściem. Będzie miała własny budżet. Wychowankowie wraz z wychowawcami będą planować wydatki, zakupy, przygotowywać posiłki. Już nie mogą się doczekać. Na razie będą korzystać jedynie z obiadów.
- Z jakim wykształceniem ta młodzież wchodzi w dorosłe życie?
- Najczęściej jest to wykształcenie zawodowe. Niektórzy kończą jedynie gimnazjum. Są i tacy, którzy ukończyli LO i technika, jak również szkoły wyższe magisterskie. Coraz więcej dziewczyn i chłopaków chce kończyć technikum. Coraz więcej chce zdobyć maturę i pójść na studia. Wychowankowie, którzy opuścili placówkę mogą dalej kontynuować naukę. Na kształcenie otrzymują świadczenie pieniężne, z których często korzystają. Dawniej wychowanek mógł przebywać w placówce do czasu ukończenia szkoły wyższej, czyli do 24. roku życia. Teraz to się zmieniło, ale prawo pozwala wspierać takie osoby (na zasadzie kontraktu).
- Jaki jest przedział wiekowy młodzieży z tczewskiego Domu Dziecka?
- Najmłodsze ma 7 lat, najstarsze - 19. Zgodnie z przepisami nasi wychowankowie powinni przebywać u nas do 18. roku życia. W placówce może zamieszkiwać wychowanek po ukończeniu 18 lat, jednak do czasu ukończenia szkoły, którą rozpoczął (gimnazjum, szkoła ponadgimnazjalna). Wówczas otrzymuje od nas świadczenie pieniężne na kontynuowanie nauki. Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie wydaje zgodę na wypłacanie świadczeń.
- 6 października ub. roku miał miejsce napad na sklep przy ul. Czyżykowskiej w Tczewie. Z danych policji wynika, że 11- i 13-latek byli wychowankami Domu Dziecka. Oprócz nich w napadzie brali udział 14- i 16-latek – uciekinierzy z rodzinnych domów oraz 24-latek. Ani domy rodzinne, ani domy dziecka nie zapobiegają demoralizacji...
- Po tamtym zdarzeniu wiele rozpisywano się na temat tego, że ta dwójka była z naszego
Domu Dziecka, a pomijano pozostałych nieletnich. Nie wiemy jaki był ich wpływ na naszych
wychowanków, byli przecież od nich dużo starsi... 11- i 13-latek to nasi wychowankowie. Już wcześniej mieliśmy z nimi kłopoty. Jest to młodzież, która przed tym zdarzeniem miała do czynienia z sądem.
- Czy wychowawca jest w stanie w porę zapobiec takim zdarzeniom?
- Mógłby, ale wszyscy musieliby siedzieć w pokojach związani... Do naszej placówki kierowane są też dzieci zdemoralizowane z nadzorem kuratora lub wychowywane w środowisku patologicznym. Jeśli chodzi o naszych dwóch nastolatków... Oni mieli wcześniej bardzo dużo do czynienia z sądem i policją. Jeden z nich po tym zdarzeniu już nie wrócił do Domu Dziecka. Został przewieziony do Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego wskazanego o wiele wcześniej postanowieniem sądu.
Wcześniej wobec 13-latka podjęliśmy szereg działań pedagogicznych. Przejawiał on zaburzenia zachowania. Był też pod opieką psychiatry i psychologa. Rozmawialiśmy z jego mamą. To wszystko niewiele dawało, a agresja u niego wciąż narastała. Nie wiedzieliśmy już jak mu pomóc... Z kolei 11-latek już od 7. roku życia był pod nadzorem kuratora sądowego. Jego teczka, mimo młodego wieku, jest okropnie duża. Trafił do nas z olbrzymimi zaburzeniami zachowania i zdemoralizowany. Mamy z nim duże problemy. Policja także zna go bardzo dobrze. Jednak nie spisujemy go na straty. Współpracujemy z różnymi instytucjami, sądem i policją. Nasz dom nie jest więzieniem. Wychowawca po prostu nie jest w stanie dopilnować wszystkiego. Staramy się robić wszystko, by do takich sytuacji nie dochodziło, aby nasze dzieci nie były na pierwszych stronach gazet jako główni sprawcy przestępstw.
- Czy w pańskiej placówce jest dużo dzieci i młodzieży mających zasądzony MOW lub zatargi z policją?
- Są, ale nie mówimy o zasądzeniach, tylko o postanowieniach sądu u umieszczeniu w MOW. Wszyscy, wobec których sąd wydał takie decyzje są już w takich ośrodkach. W ub. roku trafiły tam trzy osoby – żadnych dziewczyn. Choć tych ostatnich wcześniej było więcej niż chłopców. Jest to dla nas ostateczność. Robimy wszystko, by do tego nie dopuścić. To dla nas porażka, a nie pozbycie się problemu. MOW to jeszcze nie poprawczak. Traktujemy tę instytucję nie jako karę, ale szansę, gdzie można jeszcze skończyć szkołę i zdobyć zawód. Wielu naszych wychowanków, których tam umieszczono wykorzystało tę możliwość. Często, gdy wracają oni do nas słyszymy: „Głupi byłem, że nie słuchałem. Dziękuję, że daliście mi szansę”. Nastolatek z MOW, jeśli się dobrze sprawuje, może skorzystać z przepustki i przyjechać na święta lub ferie do DD (korzystają z tego często).
- Dobrze, że daje się szansę takim osobom. Jednak one wcześniej, zdemoralizowane, przebywają z dziećmi, które od początku rokują szansę, że wyjdą na ludzi. Nie da się wyeliminować tych najbardziej zdeprawowanych z życia placówki? A może system jest zły, że dopuszcza do takich sytuacji?
- Nawet w takiej placówce jak nasza można dużo zrobić. System opieki nad dzieckiem i rodziną w ogóle nie jest taki, jak powinien. Jestem dyrektorem Domu Dziecka już 20 lat. W okresie 60-letniego funkcjonowania DD jestem drugim dyrektorem o tak długim stażu. Wiadomo, że dom rodzinny z matką i ojcem jest najlepszy. Ważne jest wczesne rozpoznanie problemu dziecka i kryzysu rodziny. Jeśli to się zrobi można uratować „rodzinę dla dziecka i dziecko dla rodziny”. Młodzi ludzie trafiają do sierocińców na skutek długotrwałego, dysfunkcyjnego działania rodziny, środowiska, w którym się wychowywali. Potrzebny jest zespół ds. wczesnej interwencji, by w porę wykrywać problemy rodziny, określać formę pomocy i wsparcia.
- Byłby pan za tym, by było coraz mniej dużych sierocińców?
- Byłbym zadowolony, gdyby w ogóle ich nie było. Na dzień dzisiejszy są prawie jedynym schronieniem dla dzieci porzuconych, wychowujących się w środowisku patologennym, bitych, głodnych. Pytanie jakie one mają być: duże, małe, rodzinne domy, rodziny zastępcze? System powinien być różnorodny. Preferuje się domy małe, rodzinne - jest to słuszne, ale jak to zrobić? Placówki, zgodnie z rozporządzeniem właściwego ministra, nie powinny być większe niż 30-osobowe, po 2020 r. - nie większe niż 14-osobowe. Nasz dom jest za duży.
Tak naprawdę wszystko zależy od pracowników zatrudnionych w takich miejscach. Zdarza się, że rodziny zastępcze są rozwiązywane, bo nie dają sobie rady z wychowankami, w małych domach rodzinkowych również zdarzają się patologie. W dużej placówce, jeśli jest rodzinna atmosfera, dobra kadra, to może wspaniale funkcjonować, choć nie tak intymnie jak w prawdziwej rodzinie. Dobre są mniejsze grupy. Obecnie trwają prace nad nowym programem naprawczym dostosowującym naszą placówkę do standardów ustawowych, tj. zmniejszenia liczby dzieci do 30 wychowanków. Pytanie: nawet gdybyśmy zmniejszyli liczbę dzieci do 30 osób, jak utrzymać taki budynek jak nasz?
- W DD w Tczewie jest sporo „fanów piłki nożnej”... Forma pseudokibicowania jest dla nich atrakcyjna...
- Tak, ale większość młodzieży, która jeździ na mecze jest z rodzinnych domów. W ostatniej „dziewczęcej ustawce” nie było żadnych dziewczyn z naszego DD. Kiedyś przyszło do nas dwóch 16-latków, fanów piłki nożnej, ustawek i pseudokibicowania i stworzyły się dwie grupy „arkowców” – drugie piętro i „lechistów” - pierwsze piętro. Było trudno. Zaczęliśmy rozmawiać o tym czym jest prawdziwe kibicowanie. Doszliśmy do wniosku, że ktoś kto bije i niszczy, działa na niekorzyść swojego klubu. Przez niego może on ponieść karę i mieć duże wydatki. Tłumaczyliśmy, że dobry kibic wie dużo o zawodnikach, drużynach... Po tym wszystkim, to negatywne zjawisko zmniejszyło się. Baliśmy się konfrontacji pseudokibiców i zewnętrznych ataków związanych z nieoficjalnym podziałem „Lechia” Stare Miasto i „Arka” Nowe Miasto. Baliśmy się czatowania na naszych wychowanków. Tłumaczyłem dzieciakom, że każdy przypadek pobicia, zastraszania należy nam zgłaszać i będzie zgłaszany na policję. Swoimi spotkaniami funkcjonariusze bardzo nam pomagają. Z czasem wszystko to się uspokoiło. Teraz jeździmy na mecze... ekstraligi koszykówki Asseco Prokom Sopot. Dostajemy nawet specjalne zaproszenia na każdy mecz. Zawodnicy wierzą, że nasze dzieciaki przynoszą im szczęście. Nawet przybierają rolę maskotek drużyny. Jakiś czas temu jeden z zawodników odwiedził nasz dom i opowiedział w jaki sposób osiągnął swój cel.
- Gdyby nagle okazało się, że ma pan niezapowiedziane dodatkowe środki, w co by pan zainwestował?
- Pewnie przeznaczyłbym je na poprawę warunków zamieszkania dzieci, wymianę mebli, zakup odzieży, sprzętu sportowego, gier itp. Finansowo na jedno dziecko przysługuje niewiele, ale jakoś sobie radzimy. Dużą pomocą jest wsparcie sponsorów.
W listopadzie ub. roku z Urzędu Wojewódzkiego otrzymaliśmy decyzję, w wyniku której do 31 marca br. mamy opracować nowy plan naprawczy. Nowe obowiązujące standardy mówią o maksymalnej liczbie 30 dzieci w placówce.
W grudniu 2008 r. starosta tczewski powołał zespół do opracowania nowego planu restrukturyzacji naszego domu. Mam już gotowy projekt. Przy okazji, chciałbym wszystkim przyjaciołom naszego domu, ludziom wielkiego serca, sponsorom z okazji Nowego 2009 Roku życzyć wszystkiego najlepszego. Nie zapominajcie o nas!
Dom Dziecka w Tczewie
Tczewski DD od 60 lat funkcjonuje przy ul. Wojska Polskiego 6. Obecnie w placówce przebywa 54 dzieci. Opiekuje się nimi 15 wychowawców, wychowawca nocny i opiekunka nocna, pedagog. Placówka korzysta ze stałego wsparcia 5-6 wolontariuszy, ale chętnych do niesienia pomocy jest więcej (przeważnie młodzież, rzadziej dorośli).
Wychowawca i działacz
Dyr. Edward Dembiński (56 l.) od 32 lat pracuje z dziećmi i młodzieżą. Od 20 lat kieruje Domem Dziecka w Tczewie W latach 1994 – 2006 radny Rady Miasta Tczewa. W latach 1994-98 członek zarządu miasta, delegat Sejmiku Wojewódzkiego, w okresie 2002-2006 przewodniczący Komisji Polityki Społecznej Rady Miasta. Dwukrotny laureat „Złotego Gryfa”, plebiscytu „Gazety Tczewskiej” w dziedzinie działalności społecznej.
Dom Dziecka będzie zredukowany - tylko dla 30 wychowanków
TCZEW. Dom Dziecka w Tczewie będzie miał wkrótce tylko 30 wychowanków. Taka jest decyzja Urzędu Wojewódzkiego wprowadzająca nowe standardy. Natomiast dzieci dziękują za wspomaganie finansowe i dary przyjaciołom domu, ludziom wielkiego serca, sponsorom.
- 22.01.2009 00:00 (aktualizacja 17.08.2023 04:24)

Reklama
Napisz komentarz
Komentarze