Początki rowerowej przygody
„W 1996 roku kupiłem rower i zacząłem jeździć sobie amatorsko. W 1998 roku były już takie większe trasy. Robię je do teraz, mimo trzyletnich problemów ze zdrowiem. Staram się od dwudziestu kilku lat kręcić kilometry.”- mówi Sławomir Zgubiński. Mimo, że sam początek przygody uważa przypadek, to otwarcie twierdzi, że pokochał ten sport. „W 1996 roku kupiłem, zacząłem i pokochałem. W między czasie trochę grałem w piłkę, biegałem, ale organizm powiedział basta i de facto został rower. Daje mi to ogromną satysfakcję każdego dnia. Spotykam super ludzi na trasie. Wielu internetowych znajomych, którzy są związani z kolarstwem, to moja wielka kolarska rodzina”.
Zwyczajny sport, pasja, czy miłość?
Dla Pana Sławomira, jazda na rowerze jest częścią życia codziennego. To nie tylko rutyna, która pomaga utrzymać sprawność fizyczną, ale również ucieczka od problemów, dodaniem sobie siły każdego dnia. „To już jest nałóg. Dzień bez jazdy to dzień stracony. Kiedy przychodzi zima i nie można kręcić to jest mi ciężko. Jest to dla mnie wielka część życia, kocham to co robię. Każdego dnia dobijam sobie kilometry”.
Imponujące wyniki mimo codziennych obowiązków
Rowerzysta znajduje czas nie tylko na pasję, ale też na obowiązki. „Codziennie około 8 godzin spędzam w pracy, w której się spełniam. Daje mi to również zabezpieczenie finansowe, ale też pozwala się realizować w życiu. Lubię pracę przy komputerze. Cieszę się, że udało mi się znaleźć coś takiego, co mnie interesuje i pozwala się rozwijać”. W tygodniu na hobby Pan Sławomir poświęca około 3 godzin dziennie. W dni wolne jest w stanie wygospodarować więcej wolnego czasu. „W weekend staram się robić trasy po około
Największe utrudnienia podczas jazdy
Wbrew pozorom największym utrudnieniem, na trasie tego wyjątkowego rowerzysty, bywają ścieżki rowerowe. „Chciałbym, żeby na ścieżkach rowerowych nie było śmieci. Głównie tych w postaci szkieł, które są niebezpieczne dla roweru. Bardzo łatwo o złapanie kapcia. Tam gdzie mogę jadę ścieżką, ale zdarza się, że przez to muszę uciekać na asfalt. Najechanie na szkło w moim przypadku to jest tragedia. W razie czego, sam sobie tego nie naprawię. Używam dętek z autouszczelniaczem, ale nie wiem na ile jest to skuteczne.”
Pan Sławomir Zgubiński jest doskonałym przykładem na to, że chcieć znaczy móc. Bohater dnia codzinnego, każdego dnia pokonuje swoje słabości, a przy tym rozwija pasje, autorytet, z którego warto czerpać przykład.
Gratulujemy pasji i życzymy satysfakcji z każdego kolejnego kilometra przejechanego na rowerze.
Napisz komentarz
Komentarze