Marcin Konopko twierdzi, że kłopoty na jego posesji zaczęły się w już maju. Pod płotem, w miejscu prowadzonych wcześniej prac, zaczęła zbierać się woda.
- Gdy kładli rury, mówili że przywrócą teren do stanu pierwotnego. Później sam nawoziłem ziemię, a i tak, w miejscu wykopu, trawnik się zapadł. Jakby tego było mało, teraz mamy awarię. Tym razem im nie podaruję – mówi mieszkaniec ul. Szkolnej. - W maju poinformowaliśmy firmę, że zalało naszą działkę. Przyjechał pracownik, obejrzał i odjechał. Od razu powiedzieliśmy, że chcemy odszkodowanie za zniszczony trawnik oraz tuje, które pewnie zgniją. Dlaczego mamy ponosić koszty? Nie dość, że oddaliśmy naszą działkę, to jeszcze mamy z tego tytułu same kłopoty. Od tego czasu cisza. Nikt nie zamierza tego naprawić, ani nawet z nami rozmawiać. A woda się leje.
Mieszkańcy obawiają się, że nie doczekają naprawy do pierwszych przymrozków. Gdy woda zamarznie, na posesji będzie lodowisko. W miejscu największego nasączenia, ustawili niewielką pompę, dzięki której woda jest wylewana kilka metrów dalej. Co chwilę wąż wypluwa kilka litrów. Wszystko na koszt gminy, czyli mieszkańców.
„Oddaliśmy sprawę do gminy”
Firma Energoagva widzi sprawę zupełnie inaczej. Informuje, że mieszkaniec uzależnił wpuszczenie pracowników na posesję, od wypłaty odszkodowania w wysokości najpierw 10, a po rozmowach, 5 tys. zł. Nie zamierza spełnić tych żądań. (...)
Napisz komentarz
Komentarze