Problem jednak w tym, że pomysł chyba nie uwzględnia dużej rzeszy osób starszych oraz tych, którzy nie pałają sympatią do roweru czy hulajnogi. Jednak znając arogancję lokalnej władzy, nie będzie to miało wielkiego znaczenia. Po prostu wszyscy na rowery i hulajnogi, a jak nie to pozostaje chodnik i trampki. Oczywiście to żart z mojej strony, tylko sobie tak myślę - czy na pewno? Od czasu, kiedy miasto pozbyło się „umiejętnie problemu” w postaci likwidacji Zakładu Komunikacji Miejskiej mamy cyklicznie wracający, jak bumerang serial pod tytułem „problemy z komunikacją w mieście”. Odnoszę wrażenie, że dla tczewskich włodarzy jest to problem nierozwiązywalny, jak kiedyś za komuny skup butelek czy permanentny brak sznurka do snopowiązałek. A miało być tak pięknie. Przyjęcie takiego modelu komunikacji miejskiej, jaki dzisiaj mamy, miał dać wysoki poziom usług, nowoczesny tabor i rozsądne koszty. Jak jest w rzeczywistości wszyscy widzimy. Nigdy od czasu likwidacji ZKM Tczew nie było wysokiego komfortu podróżowania, a tabor pozostawiał i pozostawia wiele do życzenia. Jednak nie można mieć pretensji do przewoźników, bo ci proponują, co proponują, a włodarze Tczewa to akceptują. Przypomnę tylko wypowiedź prezydenta Tczewa pana Mirosława Pobłockiego z 2017 roku, odnoszącą się do autobusów elektrycznych, które miały pojawić się na ulicach Tczewa do 2019 roku - „…zabezpieczenie kwoty, to nie obietnica wyborcza, a zwykłe planowanie wydatków.” (ha,ha,ha - na zakup elektrycznych autobusów). Jak widać planowanie trwa do dnia dzisiejszego, bo żadnego autobusu elektrycznego nie widać na horyzoncie?
Swoją drogą zastanawiam się, w jaki sposób miały pojawić się autobusy elektryczne na ulicach Tczewa, skoro miasto zlikwidowało Zakład Komunikacji Miejskiej? To nie jedyne bajki przedwyborcze, z jakimi mieliśmy przez lata do czynienia. W czasie, kiedy w Malborku mamy darmową komunikacje miejską, w Starogardzie bardzo nowoczesny tabor, to w Tczewie trwa wielka batalia o to, aby w ogóle w mieście była komunikacja miejska i w jakich cenach będą bilety? Zwrócę uwagę, że bilet 20 minutowy w Warszawie kosztuje 3,40zł. W Tczewie można w zasadzie przemieścić się w 20 minut z jednego końca miasta na drugi. Dla niedowiarków 75 minutowy bilet kosztuje w Warszawie 4, 40zł. Jakie ceny proponują mieszkańcom włodarze Tczewa – 4,80 zł bilet jednorazowy!!!, a 40 minutowy 5,20 zł !!! Dla ciekawości, cena biletu 60 minutowego w Lizbonie kosztuje ok. 6,60zł, o jakości usług nie wspomnę.
Jest to typowy przejaw nieudolności i braku kompetencji włodarzy Tczewa. Przypomnę tylko, że firma Gryf obecny przewoźnik jest związany umową tylko do końca grudnia i co dalej? Z powodu likwidacji przez włodarzy ZKM Tczew, możliwości wpływania na funkcjonowanie komunikacji miejskiej są skrajnie ograniczone. Odnoszę wrażenie, iż włodarze w dobie dzisiejszych czasów przyjęli zasadę- byleby była komunikacja miejska, a jaka i za ile, nie ma to znaczenia. W pewnym sensie to rozumiem, ponieważ likwidacja komunikacji w mieście 55 tysięcznym, będzie dla obecnych włodarzy przysłowiowym „gwoździem do trumny” w nadchodzących wyborach samorządowych. Tylko czy byle jaka i droga komunikacja uratuje stołki włodarzy? Są to konsekwencje bezmyślnej likwidacji ZKM i pójścia na łatwizną. Tak jak sprzedanie za marne 8 milionów złotych Zakładu Energetyki Cieplnej spółce komunalnej z Lipska. Dzisiaj prezydent Tczewa próbuje negocjować ceny ogrzewania z tą spółką. Zapytam, jaki jest interes tej spółki? Zarabiać, a nie działać na szkodę spółki i właścicieli z Lipska.
Niestety cała niekompetencja tych ludzi spada na nas mieszkańców i nasze portfele, pamiętajmy o tym podczas wyborów.
Napisz komentarz
Komentarze