Do czasów wybuchu II wojny światowej życie toczyło się w symbiozie z rzeką. Po wojnie komuniści mieli już inną wizję miasta i zapomnieli o rzece oraz najstarszej części Tczewa. Miasto odwróciło się od Wisły, powstały osiedla „pięknych” blokowisk. Oczywiście, gdzieś ludzie musieli mieszkać. Praktycznie do 2001 r. liczba mieszkańców rosła z roku na rok. W 1782 roku liczba mieszkańców wynosiła 1.582 osoby, a w 2001 odnotowano 61.390 mieszkańców i to był najlepszy odnotowany wynik. Później już jest tylko gorzej. Obecnie to tylko około 54.000 mieszkańców i myślę, że ta liczba nie jest do końca prawdziwa, ponieważ wielu mieszkańców jest zameldowanych w Tczewie, a w nim nie mieszka. Osobiście znam wiele takich osób. Podobny wynik był również odnotowany w 1980 roku. Włodarze od lat nie widzą w tym żadnego problemu. Jednak należy zadać sobie pytanie, co się dzieje? Dlaczego liczba mieszkańców dramatycznie spada? Lata 90, kiedy odnotowujemy jeszcze wzrost liczby mieszkańców, to okres wielkiej euforii i nadziei oraz bardzo duże zaangażowanie mieszkańców w życie miasta. Niestety później zaczyna się stagnacja i rozbijanie wspólnoty, a miasto do dnia dzisiejszego dryfuje w kierunku głębokiej prowincji, co stwierdzam z wielkim smutkiem. Komu na tym zależy? Uważam, że tym, którzy tak naprawdę nie mają pomysłu na miasto i nie mają predyspozycji do zarządzania nim. Słabość obecnego prawa samorządowego stwarza wielkie możliwości na tworzenie małych księstewek oraz brylowanie na salonach miernotom. Ludzie mądrzy, kreatywni z pomysłami są spychani na margines, ponieważ za machiną samorządową stoją już ogromne pieniądze, które ułatwiają wygranie wyborów samorządowych. Mieszkańcy nie uciekają z Tczewa, dlatego, że są głupi czy nie rozumieją, co się dzieje w mieście. Uciekają, bo żyje się w Tczewie mówiąc delikatnie niekomfortowo.
Wróćmy jednak nad naszą rzekę. Myślę, że wielu mieszkańców zgodzi się ze mną, iż największy potencjał ma rejon miasta nad Wisłą i Stare Miasto. Niestety, jak okres komunizmu może w pewnym sensie być usprawiedliwieniem na zaniedbanie miasta, ponieważ rządzili nim marni kacykowie z namaszczenia bolszewickiego, to ostatnie ponad 30 lat nie ma usprawiedliwienia dla tego, co widzimy nad Wisłą i Starym Mieście. Być może odezwą się głosy, że się czepiam, ale czy na pewno? Podam kilka przykładów tylko z tego rejonu miasta.
Tego, czego nie mogę zrozumieć, to jak można było dopuścić, żeby dachy bloków (jeżeli już są) przy bulwarze (wpisujące się w byłą piękną panoramę Tczewa) były pokryte szarą blachą, niszcząc charakter miejsca? Proszę zwrócić uwagę jak wyglądają stare miasta Czech, Węgier, Słowacji, Niemiec czy Austrii. Coś takiego w takich miejscach jest nie do pomyślenia. Zabetonowano nieodwracalnie ruiny zamku na bulwarze, przepiękne miejsce widokowe za kościołem szkolnym przestało istnieć, starówka jest zaniedbana, podziemia ratusza na placu Hallera zasypano, przystań nadwiślańska stoi od miesięcy opuszczona, a tak naprawdę nigdy nią nie została, most - wizytówka miasta przestał istnieć. Wymieniać można w nieskończoność. Żeby nie siać tylko smutnego obrazu należy zwrócić uwagę, że włodarze jednak pamiętali o mieszkańcach i postawili zamek na bulwarze. Co prawda plastikowy, ale kolorowy . Być może ruiny starego zamku zabetonowano, bo byłby konkurencją dla tego plastikowego? Szkoda, że powstał tak późno, bo gdyby powstał 30 lat temu, to mieszkańcy może by nie uciekali i byłoby nas może teraz 70 tysięcy. A gdyby tej naszej Wisły i starówki nie było, to ile problemów rozwiązałoby się naszym włodarzom. Mielibyśmy Czyżykowo, Śródmieście, Suchostrzygi oraz Górki i byłoby pięknie.
Niestety rzeka Wisła, to kula u nogi współczesnych włodarzy Tczewa. 800 lat temu ówcześni mieszkańcy zapewne traktowali to miejsce, jako wielką szansę na rozwój i swoje życie.
Napisz komentarz
Komentarze