13 grudnia 1981roku Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego pod przewodnictwem gen. Wojciecha Jaruzelskiego (jeszcze cały czas generała) wprowadziła w Polsce stan wojenny. Niestety po trzydziestu latach od upadku obozu komunistycznego (upadku???) nie doczekaliśmy się odpowiedniego rozliczenia tych, którzy zgotowali Polakom ten duży kawałek mrocznej historii. Jedynym pocieszeniem w kontekście tej daty, może być fakt, że był to początek upadku systemu komunistycznego w Polsce. Przynajmniej taką mieliśmy nadzieję w 1989 roku.
Bardzo słaby przekaz w środkach masowego przekazu, szkołach czy kinematografii, o tym, co wydarzyło się 13 grudnia przez ostatnie trzydzieści lat, powoduje, że zaciera się pamięć o tamtym okresie. A bezczelne wypowiedzi aparatczyków postkomunistycznych znajdują posłuch. Doskonałym przykładem jest płk rez. Adam Mazguła mówiący „…Oczywiście były tam [w czasie stanu wojennego] jakieś bijatyki, jakieś ścieżki zdrowia, ale generalnie jednak dochowano jakiejś kultury w tym całym zdarzeniu…”. Zapomniał tylko dodać, że to „kulturalne” zdarzenie doprowadziło do wielu morderstw politycznych, złamania karier zawodowych, rozpadu wielu rodzin, internowaniu tysięcy ludzi myślących o demokracji, braku perspektyw na lepsze jutro na wiele lat i upadek gospodarki. Bezpośrednie bezczelne porównywanie interwencji policji i próba wywoływania psychozy strachu podczas tak zwanych protestów kobiet do rozruchów w okresie stanu wojennego to hańba. Do protestujących w tamtym okresie strzelano gazem ze śmigłowców, czołgi wjeżdżały w tłum strzelając z armat, a na ulicach panował wszechobecny terror, milicji, służby bezpieczeństwa i podobnego bolszewickiego dziadostwa nierozliczonego do dziś. Co gorsza w obecnej rzeczywistości mający się świetnie?
Ostatnie trzydzieści lat można chyba podzielić na trzy etapy. Pierwszy lata dziewięćdziesiąte – z jednej strony wielka euforia i nadzieje z odzyskanej niepodległości. Branie przez Polaków spraw gospodarczych w swoje ręce. Z drugiej strony okrągły stół i podział łupów pomiędzy bolszewikami i … . Uwłaszczanie się postkomunistów, rozgrabianie i wyprzedaż wszystkiego, co miało jakąś wartość. Doprowadzenie do upadku rządu Premiera Jana Olszewskiego prawdziwego demokraty, który chciał rozliczenia bolszewików, a do dzisiaj nie ma należnego miejsca w naszej nowej historii. Następnie pierwsza kadencja prezydencka Aleksandra Kwaśniewskiego - człowieka z bogatą przeszłością w partii komunistycznej PZPR. Smutna ta druga część, ale prawdziwa. Lata 2000 to pewne wyciszenie, komuniści mają kolejną kadencję swojego prezydenta, podział łupów już chyba się zakończył i nastąpił skok na kasę UE. Lata 2010-20 to okres pełnego niepokoju, ponieważ postanowiono zrobić porządki między innymi z sądami, gospodarką i tożsamością narodową. No i się zaczęło. Totalna opozycja, za którą o dziwo stoi Donald Tusk, który przyłożył rękę do obalenia rządu Premiera Jana Olszewskiego i PSL, który również przyłożył rękę do obalenia rządu J. Olszewskiego, no i lewica, która nigdy nie odcięła się jasno od systemu komunistycznego i stanu wojennego.
W Parlamencie Europejskim zasiadają ludzie bezpośrednio związani z aparatem komunistycznym lat osiemdziesiątych, ludzie lewicy, którzy w Brukseli plują na swój kraj, przepraszam nie wiem czy na swój kraj, ale na Polskę? To tyle w telegraficznym skrócie.
Zapewne wiele osób dziwi się, dlaczego w rubryce felieton „Myśląc o Tczewie” piszę o sprawach dotyczących historii ogólnopolskiej. Otóż, dlatego, że widzę dużą analogię do tego, co działo się na przestrzeni ostatnich trzydziestu lat w Tczewie i w Polsce. Przypomnę tylko Drożdżownię, Malinowo, Zakład Energetyki Cieplnej, który teraz należy do zakładów komunalnych w Lipsku oraz wiele innych zdarzeń. Przez trzydzieści lat nie wykształcił się żaden poważny mały czy średni biznes ( nie mówię o dużym) lokalny, znany chociażby w skali Polski. Nie, dlatego że w Tczewie nie ma mądrych, kreatywnych ludzi. Dlatego, że w Tczewie nigdy nie było atmosfery do robienia biznesu. Patrząc dookoła siebie dziwnym trafem pojawia się pewna zależność - mieszkańcy Tczewa, którzy byli związani z aparatem komunistycznym i represji lat osiemdziesiątych i nie tylko, radzą sobie świetnie. Za chwilę odezwą się głosy, ale ilu ich pozostało? Otóż coraz mniej. Jednak jakoś dziwnie schedę przejmują dzieci? Wystarczy zapoznać się z historiami rodzinnymi. Oczywiście to, że ktoś był dzieckiem, które przyjechało na czołgach z czerwoną gwiazdą, czy rodzice byli „Polakami”, kolaborującymi z bolszewikami, nie może od razu ich dyskwalifikować. Dlatego potrzebne jest uczciwe propagowanie polityki historycznej na poziomie lokalnym, co pozwoli odbudować wspólnotę, która została skutecznie zniszczona przez ostatnie trzydzieści lat.
Przypomnę tylko, że w okresie stanu wojennego i latach osiemdziesiątych czynnie w Tczewie w podziemiu antykomunistycznym uczestniczyło około 90 osób! W stanie wojennym ogłoszonym 13 grudnia 1981 roku taka działalność groziła śmiercią, wieloletnim więzieniem, szykanami rodzin czy złamaniem karier zawodowych.
Dzisiaj z perspektywy czasu myślę, że 1989 roku się pomyliliśmy. Postkomuna ma się dobrze, co pokazują szczególnie wydarzenia ostatnich lat i miesięcy.
https://www.facebook.com/olek.wojciechowski.1829/
Napisz komentarz
Komentarze