Tadeusz Dzwonkowski mógł liczyć na wygraną wyłącznie przy spełnieniu dwóch warunków: niskiej frekwencji oraz anty-prezydenckiej mobilizacji wyborców, którzy w pierwszej turze oddali głosy na pozostałych czterech kandydatów. Pierwszy z nich się ziścił - koniec przedłużonego weekendu oraz senna końcówka kampanii spowodowały, że do urn poszło zaledwie 39,51 proc. wyborców, co jest wynikiem zawstydzającym biorąc pod uwagę, że gra toczyła się o to, kto będzie gospodarzem miasta przez najbliższe 5 lat. Z kolei drugi kompletnie zawiódł.
4 listopada to Mirosław Pobłocki odnotował znacznie większy przyrost głosów (z 9401 do 11766) niż jego kontrkandydat (z 5154 do 5837), co prawdopodobnie należy tłumaczyć mobilizacją anty-PiS-owską wyborców Iwony Nitzy czy Wojciecha Drzeżdżona, a nawet Zbigniewa Urbana. Do znudzenia powtarzające się proporcje pomiędzy kandydatami PiS a ich rywalami w kolejnych miastach (m.in. w Pelplinie) oraz słowa polityków o szklanym, 40-proc. suficie nie do przebicia, to zjawiska odnotowane na terenie całego kraju, wynikające z obecnej sytuacji na scenie politycznej. Tczewianie wybierający w I turze kandydatów alternatywnych do Mirosława Pobłockiego, w drugiej już ochoczo popierali reprezentanta Porozumienia na Plus (...)
Napisz komentarz
Komentarze