- Pani Renato, standardowo zapytam. Od czego zaczęło się to szycie i projektowanie?
- Szycie zaczęło się bardzo wcześnie. Moja mama była krawcową, a ja szyć lubiłam od dziecka. Bawiłam się tym. Odpoczywałam przy maszynie. Przez wiele lat pracy w szkole, bo z zawodu jestem matematykiem, nie myślałam o tym. Czasem coś uszyłam dla dzieci. Kiedy już przyszedł czas emerytury rozglądałam się za innym zajęciem, jakąś pracą, zwłaszcza w pracowniach krawieckich. Stwierdziłam, że mam dzieci i wnuki i czas już należy się im. Zasiadałam wieczorem do maszyny i zaczęłam myśleć, a może by tak zrobić coś więcej. Wielokrotnie widziałam panie, które miały problem z doborem sukienek. Kobietki o pulchniejszych kształtach powyżej rozm. 42, mają problem co na siebie włożyć. I to dało mi do myślenia. A gdyby tak ktoś wyszedł im naprzeciw. I zaczęłam szyć i projektować. Na Boże Narodzenie dostałam książkę Doroty Wellman „Ja nie mogę być modelką?” No właśnie... I z tym kluczem poszłam dalej. Piękno nie ma wieku ani rozmiaru.
- Inspiracją była książka. Czy jeszcze coś?
- Uwielbiam program „Projekt Runway” zarówno polską wersję jak i amerykańską. Mogę to oglądać po kilka razy. Podpatrywałam jak to robią. Jak przypinają do manekina kroje, kawałki materiału. Kocham ten program.
- Pokaz to nie lada wyzwanie, skąd pani wzięła modelki? Kim są te dziarskie kobiety, które zgodziły się wziąć udział w pokazie?
- Modelki to panie, do których podchodziłam, a to w sklepie, a to w przychodni. Nie byłyśmy na „ty”. To osoby zajmujące się różnymi zawodami księgowe, pielęgniarki, babcie, mamy. Pasowały mi do koncepcji kobiet, które nie są szczupłe, nie są idealne jak modelki z wybiegów. Ja je sobie wcześniej upatrzyłam. Pokazałam im projekty. Zgodziły się. (...)
Napisz komentarz
Komentarze