- Jak zaczęła się pana przygoda z bieganiem i parkrunem?
- Poznałem człowieka - mniej więcej w moim wieku - „żyjącego od dłuższego czasu boso”. Ma swoją firmę, zajmuje się renowacją mebli i drewnianych przedmiotów. Cały czas żyje, pracuje, chodzi i biega... boso. Przekonał mnie, że też tak mogę. Nawet niespecjalnie musiał mnie namawiać. Tyle że nie wierzyłem, że dam radę w moim wieku. Byłem co prawda aktywny życiowo, ale gdy zaczynałem, to po przebiegnięciu pewnego odcinka od razu była zadyszka. Więc myślałem, że to niemożliwe. Jednak przy dłuższym treningu i umiejętnym bieganiu z zadyszką można sobie poradzić. Pół roku mi zajęło, by przebiec bez przystawania na trasie. W ogóle chodzenie, bieganie pomaga, bo umysł jest świeższy.
- Czy od samego początku biegał pan boso? Etiopski maratończyk Abebe Bikila był dwukrotnie mistrzem olimpijskim. W Rzymie w 1960 r. pobiegł właśnie boso.
- Tak, bo boso chodzę od wielu lat (od prawie 9 lat – dop. redakcja). Dla mnie było naturalne, że nie będę zakładał butów do biegania, skoro na co dzień ich nie używam. W ogóle rzadko chodzę w butach, tak jak dzisiaj, gdy jest śnieg. Normalnie buty mam „pod pachą”. .. W młodości byłem kibicem lekkoatletyki. Tczewianin Kazimierz Zimny (brązowy medal w Rzymie na 5 km) był dla mnie znaną postacią. (...)
Napisz komentarz
Komentarze